Kategoria: Barwy Szkła nr 3/2012

SACROEXPO 2012

Pięć tysięcy gości odwiedziło SACROEXPO 2012 i EXPOSITIO 2012 w Targach Kielce

Blisko 5 tys. gości z 18 krajów odwiedziło zakończoną 20 czerwca w Targach Kielce XIII Międzynarodową Wystawę Budownictwa i Wyposażenia Kościołów, Barwy-szkla-2012-Sacro-Expo-2012Sztuki Sakralnej i Dewocjonaliów SACROEXPO i III Europejski Salon Nowych Technologii dla Muzeów, Konserwacji Zabytków i Dziedzictwa Narodowego EXPOSITIO. Przez trzy dni, od 18 do 20 czerwca na stoiskach targowych prezentowało swoje oferty 280 wystawców z 13 krajów, w tym po raz pierwszy z Turcji.

Gościem tegorocznej wystawy był kard. Kazimierz Nycz, metropolita warszawski, który podczas uroczystego otwarcia podkreślił, że kielecka wystawa wystawiennicza ma już swoją ugruntowaną pozycję w Polsce i Europie, a tegoroczne spotkanie sacrum Kościoła ze sztuką i kulturą sprawia, że możemy z nadzieją patrzeć w przyszłość. Zdaniem prawosławnego biskupa gorlickiego Paisjusza, tragi SACROEXPO są bardzo potrzebne dla całego chrześcijaństwa nie tylko w Polsce, ale w całej Europie, gdyż łączą chrześcijański Wschód i Zachód. Ordynariusz kielecki bp Kazimierz Ryczan wyrażając radość, że wystawa SACROEXPO i trzecie wystawy EXPOSITIO na stałe wpisała się w kalendarz imprez targowych w Polsce, podkreślił jej „mocny głos, który idzie z Kielc w świat„.

Wystawa Elżbiety Altevogt – Cztery żywioły w mieście…

Andrzej Bochacz

Barwy-szkla-2012-Cztery-zywioly-w-miescie
Pani Elżbieta Altevogt i Burmistrz Kożuchowa Pan Andrzej Ogrodnik

W dniu 26 maja 2012 r. odbyło się uroczyste otwarcie wystawy Elżbiety Altevogt pod tytułem „Cztery żywioły w mieście…” Wystawa została zorganizowana   w ramach Dni Ziemi Kożuchowskiej a otwierali ją Burmistrz Kożuchowa Pan Andrzej Ogrodnik oraz Dyrektor Kożuchowskiego Ośrodka Kultury i Sportu „Zamek” Pan Bogusław Flis. Witraże są prezentowane w Sali Regionalnej kożuchowskiego zamku do dnia 29 czerwca 2012 r. Przy oglądaniu witraży istotną rolę odgrywa światło, o każdej porze dnia wyglądają inaczej. Zapraszamy zatem do oglądania ich o różnych porach dnia.

Andrzej Bochacz: Czym jest sztuka witrażu według Ciebie ?

Elżbieta Altevogt: Witrażownictwo jest budowaniem płaszczyzny barwą i światłem. Jest poszukiwaniem zestawień kolorystycznych, tworzeniem delikatnych lub zdecydowanych kontrastów oraz wysublimowanych linii. Specjalistyczne szkło, z którego powstają prace jest wyjątkowo wdzięcznym materiałem pozwalającym wyrażać zamysł artystyczny nie tylko barwami, ale i fakturą, formą, kształtem. Witraż jest jedną z niewielu lub jedyną dyscypliną sztuki, która jest prezentowana w dwóch formach. Pierwszą jest podświetlony obraz zainstalowany w oknie, a drugą – efekt projekcji dzieła na ekranie jakim są ściany i posadzki.

Od kilku lat z wielką przyjemnością zajmuję się witrażownictwem. Najczęściej wykonuję witraże według moich projektów autorskich, nie stronię od przeszkleń     w drzwiach, meblach, podświetlanych wnękach oraz małych form.

AB: Spotykamy się w Kożuchowskim Ośrodku Kultury i Sportu „Zamek” w związku z wystawą „Cztery żywioły w mieście …”. W jaki sposób doszło do tej wystawy?

Barwy-szkla-2012-Cztery-zywioly-w-miescie-2
Żywioł ognia

EA: Jesienią ubiegłego roku otrzymałam propozycję z KOKiS „Zamek” dotyczącą zorganizowania wystawy. Z wielką przyjemnością przygotowałam specjalnie kilka prac powiązanych tytułem „Cztery żywioły w mieście…”. Tworzyłam je od listopada 2011 roku spożytkowując na ten cel każdą wolną chwilę. Wykorzystując barwy i różnorodność gatunków szkła oraz motywy architektoniczne przedstawiłam w większości witraży obrazy Kożuchowa w otoczeniu czterech żywiołów.

AB: Opowiedz o witrażach eksponowanych podczas wystawy.

EA: Patrząc na moje miasto wybrałam kilka charakterystycznych miejsc i historycznych budowli, które „wtopiłam” w moje wyobrażenie czterech żywiołów: powietrza, ognia, wody i ziemi.

Barwy-szkla-2012-Cztery-zywioly-w-miescie-3
Żywioł wody

„Kożuchów. Żywioł powietrza” przedstawia charakterystyczną wieżę ciśnień oraz sąsiadującą urokliwą willę mieszczące się przy ulicy Szprotawskiej. Jednym z elementów tego szklanego obrazu są również 3 elektrownie wiatrowe znajdujące się na Kocich Wzgórzach (w Cisowie) będące od jakiegoś czasu trwałym elementem krajobrazu Kożuchowa.

„Kożuchów. Żywioł ognia” przedstawia widok na miasto od strony fosy przy ul. Chopina – widoczna jest wieża kata, mury miejskie, fosa, kościół, ratusz oraz sąsiadujące kamieniczki.

„Kożuchów. Żywioł wody”, to fragment panoramy miasta od strony fosy przy ulicy Spacerowej przedstawiający kościół i plebanię, mury miejskie oraz mostek nad fosą.

„Kożuchów. Żywioł ziemi” przyciąga odcieniami zieleni, a przedstawia zachowany portal pałacu Kalckreuth’a   z kariatydami, znajdujący się w miejskim parku.

Pierwotny projekt wystawy opiewał na 8 prac mających przedstawiać również inne miasta, został on jednak z czasem zmodyfikowany ze względu na ramy czasowe, finansowe i inne. W wyniku tej modyfikacji powstała jeszcze tylko jedna praca, która jest również eksponowana na wystawie: „Moskwa. Żywioł ognia” przedstawiająca cerkwie Kremla.

AB: W Twoich witrażach jest wiele uroku i poetyckich odniesień. Skąd w nich tyle wrażliwości i piękna?

EA: Dziękuję. Sądzę, że wrażliwość odczuwania piękna jest dana każdemu, ocena zaś jest odczuciem bardzo subiektywnym, gdyż każdy z nas ma inną granicę wrażliwości, inny gust i wyczucie smaku. Witraże pozwalają mi przemówić do tych, których ta sztuka interesuje, jeżeli spowodują, że ktokolwiek zatrzyma się przy nich i nimi zaciekawi, będzie to dla mnie dużą radością. Ocenę moich witraży pozostawiam oglądającym, licząc na to, że spotkają się one z przychylnym odbiorem. Każdy twórca ma taka nadzieję.

AB: Rozmawiamy omawiając Twoje prace. Czy mogłabyś podać inne przykłady, które dobrze charakteryzują sztukę witrażu?

EA: Witraż jest stosunkowo młodą dziedziną sztuki, bo towarzyszy ludzkości dopiero około dziesięciu stuleci. Instalacje w świątyniach pełniąc funkcje zdobnicze jednocześnie były religijnymi przesłaniami. Tu na przykład polecam do obejrzenia ponad 2500 metrów kwadratowych witraży w katedrze w Chartres.

Witraż zawsze pełnił szczególną rolę w sztuce użytkowej. Gwałtowny rozwój techniki oraz związane z tym nowe technologie wytwarzania szkła spowodowały, że nie jest on już zarezerwowany tylko dla wybranej, zamożnej grupy odbiorców, lecz jest dostępny dla przeciętnego człowieka. Najbliższym jest mi okres secesji, kiedy to nastąpił rozkwit tej formy wyrazu artystycznego. Śmiałość kształtów i barw, falistość i płynność linii,asymetria, ornamentyka, zdobnictwo, odwzorowywanie przyrody są w tym okresie szczególnie wysublimowane. Przykładem mogą być cudne secesyjne witraże krakowskie.

AB: Secesja kojarzy się dokonaniami amerykańskiej pracowni L.C.Tiffany, ale i rodzimym Zakładem S.G. Żeleńskiego.

Barwy-szkla-2012-Cztery-zywioly-w-miescie-4
Żywioł powietrza

EA: Między innym dlatego najbliższa jest mi technika taśmy miedzianej, trwalsza i bardziej finezyjna, której prekursorem był właśnie L.C.Tiffany. Nie stronię także od techniki klasycznej, czyli witrażu

łączonego za pomocą profili ołowianych. Dzieła Józefa Mehoffera, Stanisława Wyspiańskiego niejednokrotnie realizowane przez znakomitą firmę S.G. Żeleńskiego, zawsze były zachwycające, dziś jest to klasyka witrażu. Jakby w kontraście do secesyjnej finezyjności bliskie są mi również prace Marca Chagalla, pełne błękitów i melancholijnej poezji.

AB: Czy Kożuchów jest pięknym miejscem?

EA: Nie potrafię być obiektywna, na pewno jest to moje miejsce. Dużo czasu poświęcam na literaturę, turystykę oraz jazdę motocyklem. Zwiedziłam pewną część świata, ale Kożuchów co jakiś czas zaskakuje mnie nowymi odkryciami. Na co dzień zachwycam się zabytkami, przyrodą, pięknymi widokami. Cieszy mnie u nas dbałość o dobór kolorystyczny kwiatów zdobiących miasto oraz pozytywne zmiany, które podkreślają jego historyczne walory. Jesienią moje miasto ma niesamowitą barwę kolorystyczną. To właśnie są te czynniki, na które jako artystka zwracam uwagę i mogę powiedzieć, że tu jest moje miejsce na ziemi.

AB: Korzystając z okazji, chciałbym Ciebie, ekonomistkę i filologa, namówić do poruszenia tematu, z pozoru odległego – co to jest dobro i jak je rozumiesz?

EA: Dobro jest dla każdego człowieka wyznacznikiem uniwersalnej prawdy oraz wartością, do której warto w życiu dążyć, pozwalającą rozumieć potrzeby innych, ale też szanować własne potrzeby. Pewne ramy dobra zawiera Dekalog, jednak rozumienie tego przesłania jest indywidualnym procesem każdego człowieka.

Barwy-szkla-2012-Cztery-zywioly-w-miescie-5
Żywioł ziemi

AB: Posłużyłaś się Dekalogiem jako przykładem dobra. Szczegółowo określiłaś, co to jest być dobrym. Czy może masz jakieś przykłady ze swojego życia?

EA: Wierzę, że dobro jest wpisane w naturę człowieka. Przykładów dobra, z którym każdy z nas styka się w życiu jest wiele. Może to być życzliwy uśmiech innej osoby, która bezinteresownie przekazuje ci miły gest, dobre słowo ku pokrzepieniu serca, jak również heroiczny czyn bohatera ratującego komuś życie.
Wielokrotnie obdarowywałam dobrem innych, jak również to dobro trafiało do mnie, cieszę się, że mogę o tym wspominać, jednak publicznie opowiadać o tym nie umiem.

AB: Dziękuję za zaproszenie, spotkanie i ciekawą rozmowę.

Drodzy Czytelnicy 3/2012

Andrzej Bochacz

Wakacyjnie, słonecznie, gorąco i burzowo przywitało nas lato. W tym roku przesilenie letnie było mniej widoczne, gdyż królowało Euro 2012. Piłka nożna zawładnęła umysłami wielu. Niektórych zainspirowała do działań artystycznych i mimo skromnych wyników naszej kadry, radość oraz zadowolenie w strefach kibica a także w domach było olbrzymie. Hektolitry pozytywnej energii i duma z tego, że daliśmy radę zorganizować tak ważną imprezę, przyćmiły chłodny realizm poniesionych kosztów.

* * *

Optymizm i duże zainteresowanie „Barwami Szkła” skłoniły nas do poważnych przemyśleń związanych z rozwojem czasopisma. Chcemy docierać do jak najszerszego grona odbiorców i wychodzić śmiało poza granice naszego kraju. W związku z tym podjęliśmy odważną decyzję o zmianie formuły dwumiesięcznika.

Od nowego 2013 roku „Barwy Szkła” będą czasopismem bezpłatnym. Nie zmieni się częstotliwość wydawania. Nadal będzie to dwumiesięcznik. Inny będzie sposób dystrybucji. Rezygnujemy z wersji drukowanej, co niektórych czytelników zmartwi. Mamy nadzieję, że bezpłatna wersja czasopisma będzie wystarczającą rekompensatą. Dostępna będzie jedynie wersja internetowa. Obecnie trwają już intensywne prace nad przygotowaniem serwisu internetowego, za pomocą którego będzie udostępniane czasopismo.

„Barwy Szkła” wydawane w latach 2011 i 2012 będą dostępne tylko w dotychczasowej, papierowej formie.

* * *

Razem z podziwianiem najwyższego kunsztu piłkarskiego większość z nas spełniała się w witrażowej pasji. Redakcja „Barw Szkła” przygotowała dla Was sporą porcję ciekawych artykułów. Jak zawsze mamy nadzieję, że każdy znajdzie w bieżącym numerze coś dla siebie.

Przede wszystkim zapraszamy do lektury trzech ważnych opracowań. Wśród nich Pani Agnieszka Szykuła-Żygawska zaprezentuje nam wybrane witraże diecezji zamojsko-lubaczowskiej. Z Paniami Magdą Ławicką oraz Agnieszką Golą z Muzeum Architektury we Wrocławiu spojrzymy w przeszłość, by podziwiać pasję berlińskiego bankiera Christiana Wilhelma Benecke, który w zamku w Grodźcu kolekcjonował witraże. Pani Monika Nowak z Muzeum Polskiego w Ameryce z detektywistycznym zacięciem przedstawi historię witraża Mieczysława Jurgielewicza z Wystawy Światowej w Nowym Jorku 1939 – 1940.

Koniecznie przeczytajcie dwa wywiady z ludźmi przepełnionymi pasją do witraży. Pierwszy z nich przeprowadziliśmy z Panią Elżbietą Altevogt przy okazji wystawy Jej prac – „Cztery żywioły w mieście…” Drugi, to spotkanie z Panem Andrzejem Hibnerem, właścicielem najbardziej uznanej pracowni witrażowej w Łodzi.

Inspiracją do spotkania z doświadczonym konserwatorem i twórcą była kolejna wycieczka „Szlakiem mistrzów witrażu”. „Polskie Muzy” i „Barwy Szkła” tym razem zaprosiły miłośników witrażu do Łodzi. Pierwszą część relacji z łódzkiej wycieczk okraszoną zdjęciami znajdziecie wewnątrz czasopisma.

W części warsztatowej nie zabraknie ciekawych informacji. Przede wszystkim zapraszamy do lektury artykułu Pani Eweliny Brygier – „HotPot”. Autorka przedstawia nowatorskie rozwiązanie mini piecyka do fusingu. Pan Zenon Kozak kontynuuje wykład na temat technik malowania na szkle w technice klasycznej.

Życzymy miłej lektury

Barwy Szkła nr 3/2012

barwy-szkla-3-2012

  1. Drodzy  Czytelnicy
  2. Wystawa Elżbiety Altevogt – Cztery żywioły w mieście…  – Andrzej Bochacz
  3. Wydarzenia – SACROEXPO 2012
  4. Zabytkowe witraże w kościołach diecezji zamojsko – lubaczowskiej – Agnieszka Szykuła-Żygawska
  5. Lampa Tiffany klejnotem? – Krzysztof Długoszewski
  6. Kolekcja witraży z Grodźca – Magda Ławicka, Agnieszka Gola
  7. Witraż Mieczysława Jurgielewicza na Wystawie Światowej w Nowym Jorku 1939 – 1940 – Monika Nowak
  8. III wycieczka z cyklu „Szlakiem mistrzów witrażu” – Łódź 2012 – Andrzej Bochacz
  9. Katedra w Salisbury – Krystyna Jadamska – Rozkrut
  10. Andrzej Hibner – witrażysta – Łódzkie Stowarzyszenie Inicjatyw Miejskich TOPOGRAFIE
  11. HotPot, czyli fusing metodą  chałupniczą – Ewelina Brygier
  12. Nóż Silberschnitt CUTMASTER Platinum
  13. Farby witrażowe wypalane w wysokich temperaturach – Zenon Kozak
  14. Malujemy elementy witraża. Część II – Zenon Kozak
  15. Miasteczko – Augustyn Baran

Miasteczko

Augustyn Baran

Motto:
Bunt jest miarą wielkości człowieka
A.
Camus

Mijają pokolenia uczniów i nauczycieli. Słońce wschodzi i zachodzi. Szkoła jest wieczna.

Dzisiaj mam spotkać się z uczniami liceum w małym mieście. Ale, czy jest to możliwe w takim miasteczku? – Gdzie usiąść, gdzie pogadać o swoich sprawach? Oko belferskiej opatrzności zauważy cię wszędzie. Tego możesz być pewien – mówią.

– Przypatrz się – ścianom już rosną uszy. Zdradzi cię ulica, uliczka, ścieżka, skrawek parku.

Miasteczko jest pełne oczu jak obraz wariata. W mordowni piwo. Święte od wieków polskie piwo. I wierny mu do ostatniej kropli piany legion pijaczków.

– Musimy wyjść z domu – mówią. – Nie usiedzisz w czterech ścianach. Masz te swoje 15 czy 16 lat. Mało, a już tak wiele, żeby odczuć ciężar waszego świata.

Mamy swój świat i swoje sprawy. Nie żyjemy w akwarium. Nie jesteśmy złotymi rybkami. Ale nasze sprawy są obce dla domu: dla matki, ojca, rodzeństwa, przemodlonych, samotnych od urodzenia ciotek i wujków – kombatantów wszelkiej maści, którzy przegrali wszystkie bitwy minionego wieku. Wszystkie małe.

Mama… jest fajna, ale co ją obchodzi mój niepokój. Że w każdej chwili mogę przestać istnieć z tym wszystkim, co wokół mnie: z ziemią i niebem, z kwiatami, tomikiem wierszy Janusza Szubera lub   Tulika, Venus z Milo, z maskotką od chłopaka.

Nie powiem ojcu, że źle się czuję w jego świecie. Nie powiesz tak do ojca – mówi, patrząc na mnie – z góry wiem, co usłyszę. Znam odpowiedź nagraną na jego wewnętrzną taśmę w duszy: ma dom na utrzymaniu, rodzinę, nie tylko mnie. Zabezpieczył w tych trudnych czasach w but, ciuch i nie tylko w chleb. Liczy na radość za mnie – teraz i zawsze – nie zaś na wieczne utrapienie i zgryzotę. Obejdziesz to miasteczko ani się nie obejrzysz: kościół, klasztor, stare wały, rudery i rezydencje – i już jesteś w punkcie wyjścia. Kolejnego dojścia donikąd i niczego. Do nikogo, co najsmutniejsze… Jak długo można tak chodzić? – pytają mnie ich oczy – i patrzeć na natłok Rzeczy w witrynach Nowej Burżuazji.

Tym, co przyjeżdżają tu ze wsi na pewno jest   lepiej, choćby inaczej. Nie są skazani na bożoszkolny rok wegetacji w getcie miasteczka. Obwieszonym oczami, uszami, obstawionym długą zbiorową pamięcią o każdym z nas. Aż po neolit, jego czasy, osady i groby.

Tamci przyjadą – odjadą. Każdy ich dzień – jest tu nowym, innym, dniem. Może nawet ciekawszym, godnym uwagi i zapisania w pamiętniku z małego miasteczka, małego życia.

A my tak grzęźniemy w tej magmie psychozy: że z nas punki, hipy, grupy nieformalne – usłyszane na ostatnim apelu – wszyscy polegliśmy ze śmiechu… Wreszcie – włóczęgi, zatracone czyli bradiagi. I tylko nam miłość w głowie. Myślisz – ścisza głos szesnastolatka – że wygadasz się na lekcji wychowawczej? Tak szczerze, tak od serca powiesz, co ci leży na wątrobie?

Co rozsadza cię od środka? Jak widzisz siebie i świat wokół?

Na pewno pogadasz – raz! Natychmiast dowiedzą się o tym wszyscy. I godzina po godzinie soczyste grono belfrów będzie wisieć nad tobą. Bębnić będzie cała buda. Aż do następnej twojej szczerości. Raczej wściekłości, bo szczerość jest zawsze albo tylko raz. Dobrze o tym wiesz – mówią jej oczy. Wielkie milczące oczy.

Nie przypinaj tej głupiej plakietki ulubionego zespołu. Nie wolno! Jesteś uczniem – wszystko im przeszkadza.

Drogi wiodą do miasteczka, ale nie ma dróg z niego. Nad mieścinką wieże kościoła. Niedaleko klasztor.

– Mylisz się – ostro reaguje zbuntowana blondyneczka – nie znajdziesz oparcia w Kościele. Żadnej nie da ci otuchy, nic się nie poradzisz, niczego nie dowiesz.

Nie poskarżysz się na świat, na wieczne milczenie Boga. Pokora… nadzieja… kiedyś w przyszłości rodzina…

Minęły czasy pokory, już od dawna nie ma nadziei – wiemy o tym. Nic się tu nie zmieniło od czasów Kazimierza Wielkiego, który kazał ciąć brzozy i budować z nich miasteczko.

Głębiej: nic się nie zmieniło od czasu neolitu. Zamiast kamienia – plastik. Również gładko toczony.

Zatracił się Kościół w wielkiej polityce: wybory, małżeństwa gejów i lesbijek, wieczna aborcja, eutanazja, odzyskiwanie utraconych majątków i praw. Nabywanie nowych przywilejów. Budowa kościołów i plebanii, trzykrotnie od nich większych. Największe bezrobocie w naszym powiecie i uparty nacisk Kurii na budowę trzeciego kościoła w pobliskiej parafii…

A, gdzie my? Każdy z nas? Raz w roku rekolekcje – to prawie wszystko, na co możemy liczyć. Naprawdę tak, nie myśl, że inaczej. Bezsilni są księża wobec naszych pytań. Naszych śmiesznych spraw. Nieporadności i totalnego zagubienia w labiryncie rzeczy, idei, ideologii i partii małych ludzi. Bardzo małych.

– Nie patrz tak – atakuje mnie chłopak z mosiężną bransoletą na przegubie dłoni. – I ty zaczynasz patrzeć na nas z wyrzutem. Do ciebie też mamy żal. Ty również znisz­czyłeś nam kraj. Nie zbuntowałeś się. Nie powiedziałeś dosyć, kiedy trzeba tak było powiedzieć. Dbałeś o swój stołek, stołeczek, o swój pełny żłobek.

Twój świat… Nie lubimy twojego świata!

Zastaliśmy Polskę bez polskich fabryk. Gazet. Banków. Wkrótce zobaczymy Polskę bez własnej ziemi. Dobrze. Coraz lepiej.

– Chcemy cieszyć się radością – mówią bezładnie. – Wierszem, ale nie tym krajanym po trochu na trocheje, wersety, rymy, rytmy, średniówki i idee.

– Chcemy muzyki i kochamy muzykę. Ty nigdy nie byłeś na koncercie rockowym. Nie wiesz, że muzyka jest w nas. Nie byłeś, nie pójdziesz. Nie przeżyjesz je z nami.

– Chcemy ubierać się jak chcemy. Czesać, jak czeszemy – uzupełnia nastolatek z neokołtunem na łbie.

Nie będziemy szukać idei w waszym świecie, bo jej tam nie ma. Nic w nim nie ma.

– Powiedz – masz jakąś ideę?

– Nie bądź śmieszny – skacze mi do szkieł okularów kolejny licealista. – Przestań być żałosny z tymi organizacjami w szkole. Formalina! Byłeś kiedyś w prosektorium? Mówi się, że dziennikarze i pisarze muszą być wszędzie… Jeśli byłeś – pamiętasz zaduch i widzisz rozbebeszone trupy – po­moce naukowe. Umarłe formuły referatów za stołem – są im podobne. Sejmik umarłego świata!

Miało być harcerstwo, odrodzone, nowe… gdzie jest? I dla kogo jest? Dla bogatych, znudzonych bogactwem swoich domów.

Jesteśmy radośni prawdziwą radością. Nie w zapomnieniu, nie w osłupieniu, o co nas posądzacie.

Ufamy tylko sobie. Jesteśmy cali i pełni tylko w muzyce. W niej się spotykamy i rozumiemy bez słów.

W muzyce i miłości nie potrzeba słów.

Piszemy wiersze, kochamy poezję, czujemy ją całą   skórą. Dobrze nam jest ze sobą.

Nie jesteśmy hipami. Oni niepotrzebnie głoszą uległość   i bierność wobec waszego świata. I ulegają jej.

Nie jesteśmy też punkami, jak myślicie. Ale podoba się nam ich nienawiść do was. Nie są bierni i nie chcą waszej podłości czuć na sobie. Tak musi być. To jest   niezgoda na waszą rzeczywistość.

Deszcz za oknem. I prostopadła do asfaltu drogi ściana szarej wody. Chmury nadziane na wieże świątyni nie przesuwają się ani centymetr za miasto.

– Dobrze, powiemy ci więcej o punkach, chociaż nie jesteśmy nimi. Oni nie odrzucają przemocy jak hipy. Nie atakują pierwsi, ale nie dają się zabić.

Tak, masz rację – są uzbrojeni: kolczatka na ręce albo łańcuch. Ale punk słucha muzyki i ma na twarzy uśmiech Buddy.

Punk nie jest faszystą – coś ty? Nie używa ich insygniów, nie śpiewa ich pieśni. Dłoń ma przy sobie. Inaczej postępują fałszywi punkowie. Oni szkodzą prawdziwym.

Trzeba odróżnić bandy od punków. Ale te bandy też się musiały narodzić. To są wasze dzieci. Tylko jeszcze bardziej zagubione, samotne i przede wszystkim niechciane.

My wisimy – oni są na dnie. Od pierwszego kroku na ziemi.

– Nasze dzieci – nie uśmiechaj się – będą naszymi dziećmi. Zawsze będą z nami. I w nas.

Pójdziemy ich drogami – pójdą naszymi drogami.

Pokażemy im ostatnie już drzewa, gwiazdy i kwiaty. Może ocalimy coś dla naszych dzieci. Najpierw siebie musimy odnaleźć i ocalić – wynieść z waszego świata. Wyjść z niego i stworzyć własny świat.

Nie będzie to łatwe. Wierzymy we własny bunt. Może w nas nie zgaśnie…

– Nie chcemy żadnych praw. Ani przywilejów. Lepszego żarcia ani komfortu. Chcemy Nowej Szkoły. Szkoły naszych marzeń – w niej ludzi i idei na miarę naszych i przyszłych czasów. Nie chcemy belfrów!

Chcemy prawdy. Każde nowe pokolenie chce prawdy. Wiemy, że i to pragnienie przemija. Boimy się tego.

– Nie myśl, że spodziewamy się po tobie, że napiszesz o nas prawdę. Chociaż niby po nią tu przyjechałeś. W ten deszcz. W to cholerne oberwanie chmury, może i nieba, nad tym biednym miasteczkiem.

Nie stać cię na odwagę słów ani czynów. Ani ciebie, ani twojej gazetki.

– Nie, nie mamy nienawiści do was. My tylko   ciągle na was czekamy… Na to spotkanie, na które nigdy nie macie czasu, ochoty i miejsca.

– Bunt jest miarą wielkości człowieka – mówię na pożegnanie słowami Alberta Camus. Cisza – wychodzę.

Byłem pewny, że powieje wiatr i zerwie chmury znad miasteczka. Nie stało się tak. Zgęstniały jeszcze w zmroku i szarym autobusem wracam jedną z dróg.

Malujemy elementy witraża. Część II

Zenon Kozak

Naniesienie konturów na powierzchnię szkła rozpoczyna pracę nad malaturą. Omówiliśmy to zagadnienie w „Barwach Szkła” nr 2/2012.

Wyznaczamy w ten sposób podstawowe linie elementów sceny. Korzystając z szerokiej palety barw szkła, czarnej linii konturowej oraz wprowadzenia elementów światłocieni można uzyskać doskonałe rezultaty.

Światłocienie można uzyskać na dwa sposoby. Pierwszy polega na ich bezpośrednim malowaniu przez nanoszenie farby o pożądanej gęstości i grubości.

Druga metoda wymaga naniesienia warstwy farby i usunięcia jej nadmiaru w wybranych miejscach.

W tym artykule omówimy sposoby naniesienia farby w celu dalszej realizacji drugim sposobem.

Decydującym elementem dla doboru farby jest rodzaj malowanej sceny. Stosownie do oczekiwań przygotowujemy gęstą lub rzadką farbę.

Gęsta farba po wyschnięciu będzie nieprzejrzysta. Pozwoli ona na wydobycie szerokiej palety stopni szarości jak i bardzo kontrastowych elementów.

Rzadka farba po wyschnięciu jest szara, co nadaje subtelności światłocieniom.

Naniesienie farby bezpośrednio pędzlem na szkło zawsze pozostawia smugi po włosiu. Ten niepożądany z reguły efekt uniemożliwia wykorzystanie przygotowanego podłoża.

Barwy-szkla-2012-Malujemy-elementy-witraza-2-4

Zbyt mała gęstość farby, która wynika z dużego udziału wody przyczynia się do powstawania brzydkich zacieków. Farbę po wyschnięciu można jedynie opracowywać narzędziami, ale nie można jej „poprawiać” ponownym malowaniem.

Barwy-szkla-2012-Malujemy-elementy-witraza-2-5

Bardzo ważne jest właściwe przygotowanie podłoża. Farba, szczególnie ta przygotowana na bazie wody jest niezwykle wrażliwa na brudne i nieodtłuszczone podłoże. Nie będzie przylegała na całej powierzchni, gdyż zanieczyszczenia spowodują, że płyn nie będzie mógł zwilżyć szkła.

Barwy-szkla-2012-Malujemy-elementy-witraza-2-6Ponownie użyję stwierdzenia, że jest to efekt z reguły niepożądany. Określenie z reguły oznacza dokładnie tyle, że w pewnych uzasadnionych sytuacjach odejście od przyjętych zaleceń pozwoli na uzyskanie specjalnych i oczekiwanych rezultatów.

Najprostszym sposobem uzyskania równo położonej farby jest skorzystanie z wałka malarskiego. W sklepach dostępne są różne szerokości oraz materiały, z których są wykonane. Przy doborze narzędzia należy eksperymentować. Jeżeli witraż będzie oglądany z większej odległości ta metoda może okazać się wystarczająca, gdyż drobne nierównomierności tak jak raster nie będą widoczne.

Jeżeli jednak wymagany jest bardzo duży poziom dokładności, to należy wyeliminować te nierówności.

Barwy-szkla-2012-Malujemy-elementy-witraza-2-7

Można dalej posługiwać się wałkiem w celu naniesienia farby lub nanieść ja przy pomocy pędzelka.

Barwy-szkla-2012-Malujemy-elementy-witraza-2-8

Po równomiernym rozłożeniu farby należy rozprowadzić ją szerokim pędzlem.

Barwy-szkla-2012-Malujemy-elementy-witraza-2-9

Pędzel nie może być suchy. Zwilżamy go w wodzie i wycieramy niemal do sucha w ściereczkę.

Następnie pionowymi uderzeniami, tym samym pędzlem tapujemy powierzchnię farby.

Barwy-szkla-2012-Malujemy-elementy-witraza-2-10

Jak widać na ilustracjach uzyskane tym sposobem nierównomierności są mniejsze niż w przypadku wałka.

Można je jeszcze bardziej zniwelować stosując metodę delikatnego „głaskania” wilgotnej powierzchni pędzlem o delikatnym i długim włosiu.

Tutaj należy się istotne wyjaśnienie. W zawodowych pracowniach witrażystów używany jest specjalny rodzaj pędzla. Jest on wykonany z włosia borsuka. Ma specjalnie ułożoną długa szczecinę i jest przeznaczony do wygładzania konturów. Wadą pędzla jest jego bardzo wysoka cena.

Szukając na rynku podobnego narzędzia odnalazłem substytut w postaci pędzla dla złotników. Nie jest to ta sama trwałość, bo uchwyt jest wykonany z grubej tektury, ale efekty wygładzania konturów są podobne.

Barwy-szkla-2012-Malujemy-elementy-witraza-2-11

Uważam, że rozpoczynając przygodę z witrażem klasycznym takie narzędzie będzie wystarczające. Poza tym kosztuje kilkadziesiąt złotych. Tymczasem na profesjonalny pędzel należy przeznaczyć kilkaset złotych.

Omawiany pędzel służy do delikatnego omiecenia wilgotnej farby. Czynimy to zdecydowanymi posunięciami w różnych kierunkach. Efektem jest wygładzona powierzchnia naniesionej farby.

Po wyschnięciu wyrównanej warstwy farby jest ona gotowa do pracy nad malaturą.

O narzędziach i stosowanych technikach opowiem w kolejnym odcinku naszej wspólnej podróży po świecie witraża klasycznego.

Barwy-szkla-2012-Malujemy-elementy-witraza-2-15

Nóż Silberschnitt ® CUTMASTER ® Platinum

Amerykańska firma Bohle od ponad 85 lat zajmuje się rozwojem i produkcją najwyższej jakości narzędzi do cięcia szkła. W roku 2009 przedstawiła ona nóż nowej generacji. Nóż Silberschnitt został wyposażony w kółko tnące CUTMASTER serii Platinum.

Dzięki specjalnej strukturze materiału, z którego jest wykonane kółko tnące, można osiągać doskonałe rezultaty cięcia przy minimalnym nacisku cięcia. Narzędzie jest przeznaczone szczególnie do cięcia wysokiej jakości cienkiego szkła, filtrów optycznych i szkła kwarcowego. Nadaje się także doskonale do obróbki szkła witrażowego, które w wielu gatunkach wymaga szczególnej delikatności podczas obróbki.

Struktura kółka tnącego i jego krawędź tnąca podczas pracy tworzy mikroszczeliny, które na etapie łamania tworzą gładką powierzchnię pęknięcia.

Kółko Platinum CUTMASTER jest doskonałym rozwiązaniem cięcia na sucho. Unika się w ten sposób zabrudzeń i późniejszego czyszczenia.

Farby witrażowe wypalane w wysokich temperaturach

Zenon Kozak

Podstawową metodą tworzenia witraży w przypadku klasycznej techniki jest zdobienie elementów szklanych za pomocą farb szklarskich. Stosownie do oczekiwanych efektów, farby wypalane są w różnych warunkach temperaturowych. Odpowiednio do wykorzystywanych w produkcji składników jest to przedział temperatur od 520oC do ponad 700oC. Istotna jest w tym przypadku świadomość, że większość rodzajów szkła witrażowego po przekroczeniu temperatury 650oC jest już na tyle plastyczna, że może ulec zmianie wielkość wyciętych elementów lub zmienić rodzaj powierzchni szkła. Z praktyki wynika, że typowe szkło poddane obróbce piaskowania, podczas wypalania po przekroczeniu temperatury 550oC staje się całkowicie przejrzyste. Innym przykładem jest wyoblanie ostrych krawędzi szkła po przekroczeniu temperatury 650oC.

W procesie zdobienia elementów witraża przydatny może być praktycznie każdy rodzaj farb. Ważne jest jedynie uwzględnienie temperatury wypału i jej wpływu na podłoże oraz trwałość malatury.

Farby szklarskie dzielimy na cztery podstawowe grupy:

  • farby kryjące,
  • farby półtransparentne,
  • farby transparentne,
  • farby z połyskiem perłowym-metaliczne i interferencyjne.

Spośród farb kryjących praktyczne znaczenie ma kolor czarny. Każdy inny kolor kryjący będzie widoczny na podświetlonym witrażu jako czarna plama. W związku z tym kryjące farby w pełnej palecie barw stosowane są do zdobień w świetle odbitym, co w szczególnych przypadkach może być wykorzystane.

Farby półtransparentne cechuje matowa powierzchnia. Są one najczęściej dostępne w pastelowych kolorach. W tej grupie znajduje swoje miejsce biała farba matującą, która ma bardzo rozległe zastosowanie. Różnicując grubość nałożonej farby uzyskujemy odmienne efekty dekoracyjne. Z uwagi na mleczne zabarwienie, ten rodzaj farb ma również znaczenie przy eksponowaniu zdobień w świetle odbitym.Barwy-szkla-2012-Farby-witrazowe

Farby transparentne są grupą materiałów najbardziej pożądanych przez witrażowników. Cechuje je duże nasycenie barw oraz wysoka przejrzystość. Dostępna paleta barw nie jest tak szeroka jak w przypadku poprzednich rodzajów farb. Mimo to oferta różnych producentów obejmuje kolory zielone, żółte, niebieskie, szare oraz purpury.

Farby o połysku perłowym zawierają farby metaliczne w różnych odcieniach złota, srebra i miedzi, jak również farby interferencyjne w kolorach zielonym, niebieskim i fioletowym. Zastosowaniem tych farb jest zdobienie elementów oświetlanych światłem odbitym. W związku z tym znaczenie tego rodzaju farb w przypadku witraży jest ograniczone podobnie jak farb kryjących.

Koncentrując się na farbach transparentnych oraz półtransparentnych należy przede wszystkim zauważyć, że w ofercie dostępne są farby ołowiowe oraz bezołowiowe. Pierwszy rodzaj wyróżnia się zawartością związków ołowiu. Z jednej strony przyczyniają się one do obniżenia temperatury, w której należy je wypalać. Najczęściej jest to przedział od 520oC do 580oC. Z drugiej strony, stosując tego rodzaju farby akceptujemy ich niską odporność na czynniki zewnętrzne (działanie kwasów i zasad). Producenci określają je jako nieodporne na kwasy i zasady lub wspominają, że wyrobów nimi zdobionych nie można myć w zmywarkach. Po trzecie, farby na bazie związków ołowiu są toksyczne. O ile trudno sobie wyobrazić negatywny wpływ na zdrowie oglądających w przypadku Barwy-szkla-2012-Farby-witrazowe-2witraży zdobionych farbami ołowiowymi, to z pewnością nieumiejętne obchodzenie się z nimi w pracowni, kiedy mają jeszcze postać proszku, stanowi duże zagrożenie dla zdrowia. Zdobienie witraży nie  podlega unormowaniom prawnym, gdyż efektem końcowym są wrażenia estetyczne odbiorcy. Jest to odmienne od np. szkła gospodarczego, które musi spełniać wiele norm związanych choćby z kontaktem z artykułami spożywczymi. W związku z tym jakościowy dobór farby związany jest głównie z warunkami w jakich będzie używany witraż lub stosowanymi metodami produkcji.

Farby ołowiowe, wypalane w niskim przedziale temperatur tworzą trwałą powłokę, jednak często ich odporność na działalność kwasów oraz zasad jest ograniczona. Obecnie witraże wystawione na bezpośrednie działanie warunków atmosferycznych, to wyjątkowa rzadkość. Współcześnie, nowe prace jak i stare dzieła są zabezpieczane dodatkowymi oszkleniami ochronnymi. Zwykłe szkło typu float jest tanie a montaż termicznie oszczędnych okien łatwo dostępny. Dlatego witraże są montowane w gotowych oknach. W związku z tym wpływ niekorzystnych czynników takich jak wiatr, deszcz, mróz jest ograniczony.

Zwróćmy uwagę na proces produkcji witraża. Osadzenie szklanych elementów w profilach ołowianych lub owinięcie taśmą miedzianą wymaga w kolejnym etapie wykonania lutowania. Podczas tej czynności stosowane są płyny lub pasty lutownicze. Najczęściej wykonywane one są na bazie kwasów. Dlatego koniecznie należy wykonać próbę kontaktową tych substancji na wypaloną farbę. Szczególnie istotne jest to w przypadku witraża wykonywanego metodą tiffany, gdyż lutuje się tutaj wszystkie linie konturowe, używając sporych ilości płynów lutowniczych. Witraż wykonywany metodą klasyczną wymaga jedynie lutowań punktowych. Dzięki temu łatwiej uniknąć niepożądanych efektów. Interesującym doświadczeniem było wykorzystanie płynnej parafiny wykorzystywanej w lutowaniu profili ołowianych do spajania elementów witraża tiffany. Wadą było lekkie dymienie, jednak ta substancja okazała się obojętna dla wrażliwych farb ołowiowych.

Producenci farb ze względu na szkodliwość związków ołowiu ograniczają ich zawartość lub je zastępują topnikami bezołowiowymi. Niewątpliwą korzyścią jest znaczne podwyższenie odporności malatury na czynniki zewnętrzne. Niestety farby te wymagają wyższych temperatur wypału, najczęściej powyżej 650oC.

HotPot, czyli fusing metodą chałupniczą

Ewelina Brygier

Kilka miesięcy temu zafascynował mnie fusing – stapianie szkła w taki sposób, by pod wpływem działania wysokiej temperatury jego kawałki łączyły się   i tworzyły nowe kształty i formy. Technika ta daje   ogromne możliwości twórcze, wymaga jednak użycia odpowiedniego pieca. W tym miejscu, niestety, zaczynają się problemy. Zakup takiego urządzenia to koszt kilku tysięcy złotych, a jest to przecież suma, której przeciętny domowy budżet nie zniesie. Co gorsza, piec zajmuje dużo miejsca, jeśli zatem nie posiadamy własnej pracowni, cierpliwość domowników, zmuszonych do tolerowania kłopotliwego mebla, może zostać wystawiona na dużą próbę.

Na szczęście jest jeszcze HotPot. To urządzenie dla wszystkich, których zaciekawił fusing, ale nie mają dostępu do profesjonalnego pieca. Idealne również dla osób chcących po prostu spróbować tej techniki przed zakupem fachowego sprzętu. Można go kupić w Polsce w sklepach z zaopatrzeniem dla witrażystów już za około sto pięćdziesiąt złotych. Do tej kwoty trzeba dodać koszty szkła przeznaczone do fusingu oraz dodatków do jego zdobienia.

Barwy-szkla-2012-HotPot

HotPot składa się z dwóch części – płaskiej okrągłej podkładki oraz pokrywy w kształcie walca z otworem na górze. Taki piecyk przeznaczony jest do używania w mikrofalówce, przy czym w instrukcji obsługi producent zaleca, by była to kuchenka przeznaczona jedynie do tego celu i by nie gotować w niej już potraw. Polecane są również jak najprostsze modele. Ze względu na rozmiary, HotPot nadaje się głównie do tworzenia małych form biżuteryjnych i ozdobnych. Najczęściej oferowanymi w polskiej dystrybucji są modele, których średnica powierzchni roboczej wynosi 7,5 lub 11 cm.

Jak działa to urządzenie?

Barwy-szkla-2012-HotPot-2HotPot należy umieścić na środku talerza mikrofalówki. Spodnią część piecyka trzeba wyłożyć papierem ceramicznym. Dopiero na nim układamy kompozycję ze szkła, (pamiętając o stosowaniu tafli ze zbliżonym współczynnikiem rozszerzalności COE). Najlepiej zrobić to już w kuchence. Następnie zakrywamy całość pokrywą. Teraz uruchamiamy mikrofalówkę. Zalecana moc to ok. 500-600 W przy napięciu sieciowym 230 V. Jeśli chodzi o czas, przez jaki należy podgrzewać szkło, jest to sprawa dość indywidualna. Wszystko zależy od kuchenki, z którą pracujemy, ilości warstw szkła i jego rodzaju, a także oczywiście od pożądanego przez nas efektu. Po kilku próbach dochodzi się do wprawy, więc niech nikogo nie zrażają pierwsze niepowodzenia!

Po uruchomieniu mikrofalówki czekamy i obserwujemy. Samo topienie szkła obwieszcza nam (ok. 7-12 minut od włączenia) pomarańczowe światło, które pojawia się w górnym otworze HotPota. Choć producent zaleca, by żarówkę w kuchence mikrofalowej zasłonić odpowiednim niepalnym materiałem lub wykręcić, trudno byłoby ten moment przegapić, jest on dobrze widoczny i przypomina żarzącego się papierosa. Zatrzymujemy kuchenkę, uchylamy delikatnie wieko piecyka, by sprawdzić, czy otrzymany efekt nas satysfakcjonuje. Jeśli nie, uruchamiamy mikrofalę ponownie na ok. 20 sekund i oceniamy rezultat. Czynność tę powtarzamy do momentu, gdy kompozycja spełnia nasze oczekiwania, wtedy wyłączmy kuchenkę, a piecyk wykładamy na żaroodporną podkładkę (drewniana zupełnie się nie sprawdza; wiem to, bo w swojej wypaliłam śliczne czarne kółko – aż zadymiło!). HotPot zostawiamy zamknięty do całkowitego wystygnięcia, co może potrwać nawet dwie godziny. Uwaga! W czasie pracy urządzenie potężnie się nagrzewa, zatem wyciągamy i uchylamy pokrywę jedynie w odpowiednich rękawicach, by nie poparzyć dłoni.

Moje pierwsze wypały zakończyły się katastrofą. Nie mówię już o spalonej podkładce, ale wisiorki popękały z trzaskiem. Cierpliwość – to ważna cecha również przy fusingu. Nie należy zbyt często upewniać się, czy praca już wystygła i czy efekt jest zgodny z zamierzonym, i czy na pewno jest jeszcze ciepła, bo to przecież niemożliwe, gdy tak bardzo chcemy już jej dotknąć. Studzimy zatem nasze szkiełka w zamkniętym piecyku.

Czy HotPot jest przydatny? Wszystko zależy oczywiście od naszych potrzeb. Plusem takiego urządzenia jest relatywnie niewielki koszt (w porównaniu z profesjonalnym dużym piecem). Zajmuje ono także mało miejsca oraz pozwala w stosunkowo krótkim czasie przygotować ciekawą fusingową pracę. Trzeba jednak pamiętać, że rozmiar i kształt powierzchni roboczej ograniczają zastosowanie piecyka właściwie jedynie do tworzenia elementów biżuteryjnych i małych zawieszek.

Jest to jednak ciekawa alternatywa dla osób nieposiadających własnej wyposażonej pracowni oraz hobbystów lubiących tworzyć w domu.

Barwy-szkla-2012-HotPot-5

Andrzej Hibner – witrażysta

Łódzkie Stowarzyszenie Inicjatyw Miejskich
TOPOGRAFIE
www.miejscownik.org

Urodzony w lipcu 1946 roku w Łodzi, w dzielnicy Chojny. Łodzianin od trzeciego pokolenia. Z wykształcenia budowlaniec, ukończył Wydział Budownictwa Lądowego na Politechnice Łódzkiej, od około 20 lat   zajmuje się tworzeniem witraży.

Jego realizacje można zobaczyć zarówno w kościołach jak i w prywatnych mieszkaniach, i domach w całym kraju. Witraże Pana Hibnera zdobyły uznanie między innymi w Argentynie i Stanach  Zjednoczonych. Specjalizuje się zarówno w małych formach witrażowych takich, jak zawieszki czy lampy witrażowe, jak również w witrażach bardzo dużych, umieszczanych w kościołach. Pracownia Pana Hibnera prowadzi renowacje istniejących okien witrażowych. Do najważniejszych realizacji w Łodzi można zaliczyć renowacje witraży w łódzkiej katedrze, Pałacu Herbsta oraz Pałacu Poznańskiego.

Wielkim sukcesem pracowni Pana Hibnera jest stworzenie jedynego na świecie witrażu przestrzennego znajdującego się w domu weselnym w Ksawerowie.

Jak to się zaczęło?Barwy-szkla-2012-Andrzej-Hibner

Powodem zajmowania się przeze mnie witrażami był mój przyjaciel – plastyk, który zajmował się wystrojem wnętrz, projektowaniem i wykonywaniem wystroju wnętrza w świątyniach w całej Polsce. I on podczas   jakiejś tam imprezy skarżył się, że nie ma komu podzlecać prac witrażowych. I tak mnie sprowokował troszkę, ja zacząłem najpierw sobie robić takie witrażyki małe, dla swoich potrzeb, spróbowałem raz, drugi z jakimś takim skutkiem dosyć pozytywnym, podobało mi się bo to jest dość wdzięczny rodzaj zajęcia. Dlatego, że jak oglądamy dzieło sztuki, obraz, rzeźbę czy grafikę to widzimy światło, które się odbija od obrazu czy od rzeźby. Natomiast witraże są jedynymi nazwijmy to przedmiotami artystycznymi, gdzie oglądamy światło, które przechodzi przez kolorowe szkło. To daje dodatkowe efekty i daje dodatkowe możliwości, ale wymaga też pewnego nieco innego stosunku do materiału z którego się robi witraże. I to mnie zaciekawiło. Potem w momencie kiedy moje dotychczasowe zajęcie, jakby się kończyło postanowiłem zacząć z tego żyć no i taki był początek.

Witraże pierwsze skojarzenie

Pierwsze takie  skojarzenie, które istnieje w świadomości społecznej na temat witraży, jest takie, że jest to   element wystroju kościołów, czy szerzej pojętych elementów budynków sakralnych, natomiast, teraz szczególnie po tych blisko trzydziestu latach, kiedy ja robię te witraże, już wiem, że w tej technologii można zrobić wszystko. To znaczy, oczywiście budynki sakralne tak, bo one pozwalają stworzyć we wnętrzu kościoła sacrum, to znaczy to coś, co sprawia, że wchodzimy do kościoła i zniżamy głos, zaczynamy mówić szeptem. I taki element skupienia się pojawia, takiej refleksji, do tego bardzo pomocne są witraże w oknach, szczególnie, kiedy przychodzi słońce i taki witraż, który mamy w oknie, drugi mamy na podłodze,  marmurowej w kościele. Żartujemy z proboszczami, że mają drugi komplet witraży za darmo, za tę samą cenę.

On się rusza!

Ale witraże służą również znakomicie w obiektach świeckich i to zarówno mieszkalnych, rezydencjach, willach jednorodzinnych, gdzie zwykle wstawia się witraże  w drzwiach wejściowych czy w drzwiach przy wyjściu na taras, czy w oknie na półpiętrze klatki schodowej, bo to jest znakomite miejsce – proszę zwrócić uwagę, że wszystkie łódzkie witraże, te wielkie łódzkie witraże z których Łódź słynie, te secesyjne z czasów „Ziemi Obiecanej” to one się mieszczą w oknach na półpiętrze klatki schodowej. Dlaczego? Bo to jest znakomite miejsce – jak wchodzimy na górę po schodach to ten witraż widzimy na tle nieba, jak schodzimy z góry, znad niego, to widzimy go na tle ziemi i z każdym stopniem on się zmienia, bo prawda, bo tam, gdzie witraż, tam musi być światło i również dużą rolę gra w odbiorze to, co jest za witrażem, czyli, jak schodzimy z góry to on się zaczyna zmieniać, bo zmienia się jego tło, więc zmienia się jego, jego światło i jego przejrzystość, wszystko. I w pewnym momencie on zaczyna się ruszać, on zaczyna drgać i to jest takie efektowne miejsce dla witrażu. Z kolei okna, które prowadzą na taras są bardzo dobre do lokowania witraży, bo zdarza się wielokrotnie, że dobrze zrobiony witraż stanowi pewne naturalne przejście, płynne między wnętrzem, a roślinnością, która jest na zewnątrz. Szczególnie jeśli jest witraż roślinny.

Realizacje – błyskawica

Witraże służą do stwarzania we wnętrzu bardzo ściśle wydzielonych stref aktywności. Na przykład, kiedyś robiliśmy już takie rzeczy, że jest sufit podwieszony, który jest pęknięty, w którym jest szczelina szerokości powiedzmy dwudziestu centymetrów, w tej szczelinie jest witraż  podświetlony od góry, w momencie kiedy się przekręci kontakt, to się nagle na suficie pojawia taka błyskawica, śmignięcie światłem od razu, które prowadzi wzrok człowieka, który stoi przy drzwiach dokładnie tam, gdzie chcemy. I robiliśmy w takim salonie, gdzie pęknięcie kończył się na takich szafkach oszklonych, gdzie były zbiory pana domu, bo on tam miał jakieś bibeloty. Chciał, żeby tam się wzrok kierował od razu, bo tam to było.

Dom weselny, witraż przestrzenny

Muszę pochwalić się, to jest rzecz  z tego roku, zrobiliśmy też rzecz zupełnie niesamowitą, mianowicie witraż w domu weselnym, ale witraż przestrzenny składający się z pięciu warstw. Nikt tego nie robił na świecie jeszcze, nie ma takiego drugiego witraża na świecie z pięciu warstw. I to jest wiązanka ślubna, roślinny witraż, gdzie kolory są poprzemieszczane w różnych poziomach, to wszystko jest podświetlone taśmą LEDową i żeby było ciekawiej to ma średnicę trzy i pół metra, i ten witraż stanowi tło dla siedzących państwa młodych podczas wesela. To jest w Ksawerowie, w domu weselnym, nikt tego jeszcze nie robił na świecie. Specjalna konstrukcja, żeby to się wszystko trzymało.

Robiliśmy lampę, która miał ponad metr sześćdziesiąt średnicy, okrągłą, przy suficie. Czyli taki  dysk, taka   tarcza, która była przy suficie samym, cała była biała, bez koloru, miała tylko wzór. Sufit też był biały, ale był inaczej biały niż  podświetlone szkło białe, w związku z tym to dawało bardzo dobre efekty. Tu ciekawostka polega na tym, że to koło o tej średnicy ponad półtora metra było podwieszone na szesnastu szeklach żeglarskich musieliśmy to jakoś podwiesić do sufitu, tego nie można było powiesić na jednym haczyku, bo by się nie utrzymało. Z resztą trudność tego dysku o takiej średnicy polegała na tym, że pod własnym ciężarem szkła, on by się złożył.  W związku z tym musieliśmy zrobić specjalną konstrukcję na zasadzie szprych do roweru. Były szprychy, które rozpychały to po prostu, przylutowane do tego witraża i dzięki temu to można było w ogóle podwiesić.

Nie ma tak, że się nie da

Po co ja to wszystko mówię ? Że można w tej technologii zrobić absolutnie wszystko, co tylko wymyśli projektant wnętrz, architekt. My jesteśmy taką pracownią, która nigdy nie mówi, że się nie da zrobić czegoś. Nigdy nie mówimy, tylko rozmawiamy na tak i zawsze staramy się jakoś tam, przy wzajemnych kompromisach jednak doprowadzić do tego, żeby to, co powstało w umyśle architekta powstało w rzeczywistości. Żeby to się dało przewieść, zamontować, podświetlić, zrobić. Tak myślę, że pewnie dlatego się tak długo utrzymujemy na rynku, bo robimy wszystko co można zrobić w tej technologii począwszy od takich bibelotów małych, a skończywszy na wielkich witrażach  kościelnych.

Konserwacja witraży w łódzkiej Katedrze

Taką największą naszą pracą, którą robiliśmy przez trzy lata była pełna konserwacja wszystkich górnych witraży w archikatedrze tutaj u nas. To już była taka zabawa rzeczywiście z górnej półki, bo tam jest dwadzieścia dwa metry do tych witraży, więc to trzeba było robić z wysokich rusztowań, które – nie ukrywam były dość chwiejne. Te witraże trzeba było wykuwać z betonowych okien, tak zwanych maswerków, ściągać na dół, potem jechały tutaj do pracowni, tutaj były rozbierane – pełna konserwacja. Te witraże nie były konserwowane od czasu pożarów katedry, wiec tam jeszcze były ślady tej sadzy, tego brudu, popękane były. Nie wiem kto, ale ktoś je robił tylko w ten sposób, że nie wyjmując zaklejał dziury, które powstały w wyniku tego pożaru, po to, żeby zamknąć budynek. To była stuprocentowa konserwacja w pełnym zakresie. Trwało to trzy lata, teraz można wejść do katedry i zobaczyć, jak wyglądają te górne okna. W tej chwili one przejrzały, wyraźnie widać, nabrały blasku, nabrały światła, z resztą cała katedra dzięki pracy księdza proboszcza Ireneusza Kuleszy nabrała rzeczywiście blasku, teraz ona nareszcie jest zrobiona tak, jak powinna być.

Witrażowy kaktus

Nasze witraże są na całym świecie, to znaczy: robiliśmy nawet witraże w Argentynie, to chyba było najdalej, bo jeszcze w Krzemowej Dolinie. Ciekawostka polega na tym, że istnieje coś takiego jak światowa organizacja, stowarzyszenie miłośników kaktusów. Istnieją krajowe oddziały tej organizacji – miłośnicy kaktusów, no i odbywał się jakiś zjazd w Argentynie tego stowarzyszenia i  było to związane z jubileuszem prezesa argentyńskiego związku i nasi miłośnicy kaktusów postanowili mu jakiś prezent zrobić. Wyszło im z tego długiego rozumowania, że mają zrobić witraż z kaktusami, który mu tam zawiozą i zrobiliśmy ten witraż z tymi kaktusami, on nie był nawet taki duży, tam miał chyba półtora metra, na półtora, ale był. Miałem sygnały, że prezent został przyjęty z zadowoleniem.

Gotyk w Kaliforni  

A druga taka ciekawostka, która mi przychodzi do głowy to, mamy rodaka, który mieszka w Dolinie Krzemowej i który tam, zarobił spore pieniądze, ale nie na Barwy-szkla-2012-Andrzej-Hibner-2elektronice, tylko on się niszowo zajął obudową komputerów. I on dla tych wszystkich cudeniek elektronicznych, które tam powstają produkuje obudowy. I jest tam monopolistą wręcz i na tym zrobił duże pieniądze, postawił sobie taką wielką, ogromną rezydencję wybudować i uznał, że chciałby mieć tam witraże z Polski. To zrobiliśmy mu chyba osiem takich wielkich okien w takiej bardzo tradycyjnej formie, ciężkie, bardzo grube, z takiego grubego szkła, bardzo szlachetnego, a witraże jak witraże. Natomiast problem był z przesłaniem, bo one płynęły statkiem. I największa trudność polegała na tym, żeby, one były już wprawione w ramy drewniane, ramy też były robione tutaj w Łodzi, były wprawione i żeby potem te ramy z tymi witrażami tak zapakować, żeby one wytrzymały podróż morską, żeby nie skorodowały. To tam były cuda: specjalnym papierem nawoskowanym to było owijane, potem okładane jakimś styropianem, potem wbijane, zbijane w takie skrzynki specjalne to było włożone i też miałem sygnały, że dopłynęły. Bardzo to ładnie wygląda, jeszcze z taką pierwszą literą nazwiska w takim herbie, fajnie w gotyku.

Łódź

Na początku mojej działalności pierwszą  konserwację witraża zabytkowego robiliśmy w pałacu Herbsta w Łodzi. To był witraż duży z takimi aniołkami, z gomółkami, który mieścił się w westybulu czyli tak nad krętymi schodami, które tam są w pałacu Herbsta. To był spory problem, bo gomółki, które wchodziły w skład tego witraża, gomółki to są takie okrągłe elementy szklane wyglądające, jak dna butelek, te gomółki w tym czasie były absolutnie niedostępne i pamiętam, że szukaliśmy tych gomółek brakujących w tym zniszczonym witrażu po całej Polsce i w końcu znaleźliśmy je w Tarnowie w takiej prywatnej hucie u Pana Fistka. Potem się okazało, że to jest kilku braci, którzy kontynuują tradycje rodzinną i każdy z nich ma swoją hutę i w tej hucie robią takie rzeczy, których nie można dostać w hutach państwowych, bo to wtedy jeszcze wszystko było w Polsce państwowe. Te huty prywatne były szczątkowe, gdzieś schowane w takich starych, walących się budynkach, ale dzięki temu Panu Fistkowi udało nam się zrobić konserwację tego witraża w pałacu Herbsta, do tej pory ten witraż wisi, nic się tam z nim nie dzieje i to była taka praca, która dała nam sporo, sporo satysfakcji.

W drugim łódzkim pałacu, w pałacu Poznańskim robiliśmy witraże sufitowe w takiej galerii, która prowadzi do Sali Arkadkowej. Tam były takie stare witraże podświetlane sztucznie i pamiętam, że też było tych   witraży chyba koło dziesięciu, one były w suficie nad korytarzem. Tam był duży problem z montowaniem ich, bo tam trzeba było zrobić rusztowanie przesuwne i jechało się od jednego otworu w suficie do drugiego i ten otwór pracowicie był przykrywany witrażem.

Z takich nowszych rzeczy w Sali Klawesynowej w Wyższej Szkole Muzycznej, teraz już Akademii Muzycznej na ulicy Gdańskiej robiliśmy witraże,  takie „w stylu”, bo tam nie było witraży wówczas, to były takie witraże utrzymane w stylu całego tego pałacu. W Sali Klawesynowej o ile dobrze pamiętam, na parterze są te witraże, patrzą w oknach patrzących na ulicę I Maja i one rzeczywiście też są takie dające satysfakcję. Były znakomicie zaprojektowane przez łódzkiego znawcę witraży i miłośnika Pana Jana Dominikowskiego. Myśmy robili realizacje. Też trudna rzecz, bo witraż był skomplikowany, ale udało się i do tej pory dźwięki klawesynu odbijają się od tych witraży od strony ulicy I Maja.

Bardzo dużo witraży robimy w mieszkaniach prywatnych, w takich mieszkaniach typu bloki, typu kamienice. Zdarzyło się kilka razy, że odtwarzaliśmy witraże u co bardziej świadomych mieszkańców starych kamienic łódzkich. Jeżeli tam był witraż na przykład w łazience w takim oknie, które doświetlało łazienkę z salonu, bo był układ architektoniczny taki, że łazienka nie miała okna i wtedy, jeżeli był tam witraż, kiedyś on w wyniku zawieruchy powojennej i komunistycznej został wywalony i zastąpiony czymś innym, to jeżeli ktoś w miarę świadomy troszkę poczytał o historii lokalu, który dostał, czy który kupił, to wtedy przychodzą do nas i my staramy się jakoś tam jak nie ma nawet dokumentacji, to staramy się jakoś w stylu tych starych łódzkich witraży zrobić. Bo styl łódzkich witraży jest bardzo charakterystyczny, łódzkie witraże są, takie trochę inne niż na przykład krakowskie, niż na przykład śląskie, to są te takie trzy ośrodki, gdzie tych witraży jest najwięcej. I te łódzkie witraże mają taki dość charakterystyczny układ, który my staramy się, jeżeli widzimy, że jest kamienica zabytkowa, utrzymać i w tym stylu te witraże robić.

Cechy łódzkich witraży

Charakterystyczne cechy łódzkich witraży są takie, że jest bordiura delikatna, ale bardzo bogata, to znaczy bogata bordiura otaczająca powierzchnię witraża ograniczająca i zwykle to jest zrobione ze szkieł katedralnych, potem w środku jest delikatny podział prostokątny albo romboidalny i dopiero na tym delikatnym, przezroczystym szkle, które jest wewnątrz bordiury mieści się motyw bardzo bajecznie kolorowy i bardzo rozbudowany. To są takie trzy  podstawowe cechy – że jest najpierw bordiura – bogata ale ze szkła ornamentowego, katedralnego, potem środek, gdzie szkła właściwie bardzo przeświecającego i dopiero w środku mieści się motyw bardzo mocny, bardzo kolorowy. Taki gust mieli fabrykanci łódzcy, ci którzy głównie sprowadzali sobie te witraże. Najwięcej w Łodzi jest witraży z takiej bardzo znanej pracowni Zeilera wrocławskiej, to się wtedy nazywało Breslau są również witraże z Zwittau, jest troszkę, ale niewiele witraży z tej Polskiej pracowni – Firmy Żeleński z Krakowa i tak jak mówię, one mniej więcej utrzymują ten, ten układ o którym mówiliśmy przed chwilą.

Barwy-szkla-2012-Andrzej-Hibner-3