Andrzej Bochacz
Drugiego dnia wycieczki „Szlakiem Mistrzów Witraży – Wrocław 2013” nasz przewodnik Pani Magda Ławicka zaprosiła nas do Muzeum Architektury we Wrocławiu.
Siedzibą muzeum jest późnogotycki dawny kościół i klasztor bernardynów powstały w drugiej połowie XV stulecia. Już po wejściu zachwyciły nas klasyczne krzyżowo-żebrowe sklepienia oraz przeszklenia okienne wykonane techniką fusingu przez Artystyczną Pracownię Witraży Władysława Kozioł i Wojciecha Kozioła z Torunia. Szybko dotarliśmy do wirydarza, czyli ogrodu typowego dla klasztorów, gdzie przed wiekami bernardyni spacerowali wąskimi ścieżkami w nabożnym skupieniu. Podczas działań wojennych II wojny światowej, tak jak całe miasto, tak i zabudowania poklasztorne były bardzo zniszczone. Po 1945 roku mieszkańcy miasta wielkim wysiłkiem, pod kierunkiem projektanta prof. Edmunda Małachowicza przywrócili zabudowania do świetności. Wykorzystano między innymi zachowane, oryginalne elementy. Widocznym śladem jest m.in. użycie pierwotnych zworników w sklepieniach, co widać od razu po ich ciemniejszym kolorze. Zachowany został również niewielki fragment oryginalnej posadzki, co umożliwiło zainstalowanie na pozostałej powierzchni wykończenia nawiązującego do bernardyńskiego. Muzeum po latach odbudowy otworzyło swoje podwoje w roku 1965 pod nazwą Muzeum Odbudowy i Architektury. Gromadzono tutaj zachowane po wojnie elementy architektury z wrocławskich kamienic. W jednej z sal muzealnych obejrzeliśmy wykusz z kamienicy z ul. Łaciarskiej z wyrytą datą. Trzy cyfry roku łatwo odczytaliśmy 1o96. Pani Magda wyjaśniła nam, że w średniowieczu cyfrę 4 zapisywano jako o a i sposób na skojarzenie jest bardzo prosty – jest to jakby górna połowa cyfry 8. I już wiedzieliśmy, że na wykuszu zapisano rok 1496.
Spacerując korytarzami muzeum, kiedy pozostawałem w ciszy pomieszczeń, odnosiłem wrażenie czyjejś obecności a pod sklepieniami płynęły dźwięki chorału gregoriańskiego.
Zbiory muzeum obrazują rozwój architektury bez ograniczeń czasowych i terytorialnych, wyróżniając jednak Polskę. Dokumentują także życie i działalność architektów. Na zbiory muzeum składają się: zabytki kamienne architektury średniowiecznej i nowożytnej, płytki okładzinowe i podłogowe, okucia stolarskie, kominki i piece, klamki, kafle, płytki posadzkowe, szyldziki, kraty i inne przedmioty trwałego wyposażenia architektury. Nas oczywiście interesowała największa w Polsce i jedna z cenniejszych w Europie kolekcja witraży i oszkleń.
Smakowanie zbiorów witrażowych w muzeum rozpoczęliśmy od razu na najwyższym poziomie emocji. Przed nami był witraż przedstawiający proroka Ezechiela. To najstarszy w polskich zbiorach muzealnych witraż. Powstał w latach 1190 -1200, ale nie znane jest miejsce jego wykonania. Prawdopodobnie powstał na terenie Niemiec, ale oglądający go niemieccy badacze także mają z tym problem. Witraż, kilka innych średniowiecznych dzieł w muzeum, ma zachowane oryginalne profile ołowiane, co zostało sprawdzone przez laboratoria chemiczne. Jest to rzadkością. Równie ciekawe są zachowane pierwotne szkła. Wykonywane wówczas w hutach leśnych, mają w swojej strukturze zanieczyszczenia oraz pęcherzyki powietrza. Jest zupełnie inne od szkieł XIX wiecznych i współczesnych. Jest niedoskonałe, ale w tym właśnie tkwi również ich urok, piękno i niepowtarzalność.
Podziwianie witraży średniowiecznych w oryginalnej formie jest wielkim przeżyciem. Obcowanie z tymi dziełami w wyjątkowych pomieszczeniach pobernardyńskich dostarczało ponadczasowych wrażeń. Jakże wielkimi artystami musieli być dawni mistrzowie, aby przy użyciu ubogiej kolorystyki szkieł, przy pomocy konturówki, patyny i lazury srebrowej tworzyć dzieła pełne treści i ujmujące w formie. Jednocześnie trwałe, bo patrząc na proroka Ezechiela podziwialiśmy witraż, który powstał ponad 800 lat temu!!!
Witraże średniowieczne powstawały w formie wielu mniejszych kwater. W każdej z nich zapisywane były sceny biblijne, o czytelnych treściach dla wiernych.
Odmienny wygląd przyjęły witraże renesansowe. Zaczęła cechować je prostota. Element barwy stanowił najczęściej niewielki fragment niemal przejrzystego przeszklenia. Przeznaczeniem witraży renesansowych było przeważnie umieszczanie ich w pomieszczeniach prywatnych: bibliotekach, gabinetach czy w ratuszach miejskich. W zbiorach muzeum jest wiele witraży z renesansowych okien, gdzie barwna część jest jedynie akcentem w formie medalionu.
Witraż renesansowy jest wykonany już ze szkła znacznie lepszej jakości. Jest jednak inna znacząca różnica. Szkła barwione w masie ustępują miejsca szkłu bezbarwnemu, które następnie jest malowane barwnymi emaliami. Używanie emalii jest niezwykle trudnym procesem, który wymaga wielkiego doświadczenia. Wynika to z faktu, że w celu uzyskania pożądanej barwy należy wypalić ją w odpowiedniej temperaturze. To nastręcza nie tylko problemów czysto technologicznych, ale także zachowania rygoru kolejności nanoszonych warstw i umiejętności wielokrotnego wypału. Mistrzostwo w tym zakresie osiągnęły w tamtym okresie głównie pracownie szwajcarskie, które przekazywały tę wiedzę z pokolenia na pokolenie. W nich właśnie powstawały słynne witraże gabinetowe, których przeznaczeniem nie było tylko zdobienie okien. Często były przekazywane w formie prezentów przy ważnych okazjach. Witraże gabinetowe pełniły czasami funkcję bardziej praktyczną – wyszukanych wizytówek. O ile łatwiej wówczas załatwić ważną sprawę. Przyjmujący otrzymywał wysokiej klasy prezent a jednocześnie nie sposób było zapomnieć z kim miał do czynienia, gdyż na wizytówce tego typu był najczęściej namalowany herb przekazującego. Witraże gabinetowe są małymi formami. W związku z tym są malowane niezwykle precyzyjnie i z dbałością o najmniejsze szczegóły. Poza tym często stosowany był przy ich wykonywaniu grawerunek.
Nim przeszliśmy do kolejnej grupy witraży, z przyjemnością obejrzeliśmy zachwycającą ekspozycje kafli wykorzystywanych do budowy pieców ogrzewających mieszkania. W tej samej części muzeum znalazły się doskonale zachowane przykłady pieców kaflowych. Z zapartym tchem oglądaliśmy wyrafinowane kształty oraz pięknie zdobione kafle.
W „Barwach Szkła” nr 1/2012 prezentowaliśmy artykuł Pani Beaty Fekecz-Tomaszewskiej o witrażu fundacyjnym księcia oleśnickiego. W kolejnej części ekspozycji mogliśmy podziwiać oryginalne dzieło.
Po doświadczeniach pracowni szwajcarskich przy tworzeniu witraży gabinetowych, w XIX stuleciu nastąpił szybki rozwój emalii witrażowych. Poza stabilizacją barw bardzo rozszerzył się wachlarz kolorystyczny. Zaczęto wówczas stosować do malowania twarzy tzw. emalie do karnacji. Malując twarz dziecka, czy osoby starszej stosowano odmienne ich rodzaje. W tamtym czasie była wielka moda na stosowanie emalii. Okazało się kłopotliwym wytapianie szkieł barwionych w masie, zgodnych z ekspresją szkieł średniowiecznych. W związku z tym starano się zastąpić niedoskonałości technologiczne szkła barwnymi emaliami. Przy tworzeniu witraży nawiązujących do średniowiecznych, np. neogotyckich, dzięki temu zabiegowi udawało się je upodobnić do dzieł epoki.
Doskonałym przykładem ilustrującym możliwości wykorzystania emalii w sztuce witrażu jest witraż ze sceną ukrzyżowania wg grafiki Albrechta Dűrera. Witraż poprzez tematykę i kompozycję jednoznacznie nawiązuje do średniowiecza, mimo że od razu widoczne są różnice przy porównaniu z dziełami o kilkaset lat wcześniejszymi. Wykonany został w bardzo dobrej pracowni freiburskiej braci Andreasa i Lorenza Helmle w latach 1824 – 1826. Witraż w Muzeum Architektury przez wiele lat był uznawany za nieznany. Tymczasem odnaleziono na nim sygnaturę pracowni. Dzięki temu, po skontaktowaniu się ze specjalistami witrażownictwa freiburskiego, okazało się, że jest to tak zwana kopia warsztatowa z pracowni braci Helmle. Okazało się również, że we Freiburgu jest również taki witraż, ale zdecydowanie gorszym stanie. Oryginał witraża znajdował się w kaplicy we Freiburgu, która podczas wojny została zbombardowana. Jest to jeden z całej serii witraży pasyjnych wg Dűrera. Wszystkie witraże z tego cyklu, które znajdują się w Niemczech zostały poskładane z malutkich kawałeczków a perfekcyjne działania konserwatorów przywróciły im świetność. Tym niemniej witraż w Muzeum Architektury był dla niemieckich naukowców absolutnym odkryciem.
Interesujące są również flamadzkie okna gomółkowe z malowanymi scenami rodzajowymi. Pełne uroku przeszklenia o typowo praktycznym zastosowaniu z pewnością w XIX stuleciu stanowiły doskonałe podkreślenie prestiżu pomieszczenia, w którym było zamontowane. Ciekawym przykładem tego typu malarstwa jest witraż, w którym jedna z postaci trzyma kądziel. Jest to prządka, postać symboliczna. Kiedy w malarstwie pokazywano ją, to sugerowano w ten sposób, że w przedstawieniu chodzi o jakieś wydarzenie związane z życiem ludzkim. W oglądanym witrażu rzeczywiście widać, że pokazane jest chore dziecko, z okładem na główce, które mama próbuje karmić a siostrzyczka pocieszać. Nie jest to już witraż rodzajowy, ale rodzajowo-alegoryczny.
Jeżeli można by uznać, że wycieczka od średniowiecza do XIX stulecia była pierwszym etapem, to drugi był równie fascynujący. Wkroczyliśmy w część ekspozycji związanej z secesją. Cóż za różnorodność barw, kształtów i motywów. Weszliśmy do dawnej kaplicy św. Jana Kapistrana, który był założycielem zakonu bernardynów.
Jak płynne jest przenikanie się trendów w sztuce widać choćby na przykładzie tej części wystawy. Obejrzeliśmy witraż z 1908 roku ze znakomitej pracowni A.Seilera pokazujący księcia Henryka IV Probusa na turnieju rycerskim. Obok kwatera z równie znanej pracowni F.Mayera, przedstawiająca zbiór manny, z końca XIX stulecia. A dwa kroki dalej secesyjny witraż z elementami florystycznymi i liczbą 19 z roku 1900, Niedaleko cztery witraże herbowe z 1903 r. wykonane we Fryburgu w pracowni F.Geigesa. Dzieła jak się udało ustalić po wielu staraniach pochodzą z Akademii Rycerskiej w Legnicy. Akademia była szkołą przeznaczona dla synów arystokracji niemieckiej z terenu Śląska.
W kaplicy przeważają witraże typowo secesyjne. Jedna z licznych cech odróżniających ten okres w sztuce jest zastosowanie nowego rodzaju szkieł. Szkła opalowe, nazywane niekiedy szkłami tiffaniego, cechuje nieprzejrzystość oraz różnorodność kolorystyczna już w masie. Efekt ten uzyskiwano przez mieszanie różnych płynnych mas szklanych i produkowanie z takiego surowca tafli szklanych.
Wśród witraży zachwycił nas w tej części piękny klęczący anioł. Dzieło z lat 30 XX stulecia, którego historia, tak jak większości prac w muzeum, jest niezwykle ciekawa. Na początku lat 90 XX wieku do muzeum przyszła, wówczas jeszcze studentka, Pani Beata Stankiewicz-Szczerbnik (nie udało nam się poprzedniego dnia obejrzeć zjawiskowych witraży jej autorstwa w kościele p.w. św. Macieja z powodu remontu). Przekazała ona informację, że w niewielkim kościółku w Trestnie znajdują się dwa piękne i jednocześnie zagrożone witraże. Kościółek ten leży niedaleko Wrocławia na terenach wodonośnych i podczas powodzi obiekt był czasami zalewany. To przyczyniło się do poważnego zniszczenia prac. Po uzyskaniu zgody od księdza proboszcza prace konserwatorskie zostały przekazane znakomitej pracowni Pana Sławomira Oleszczuka. W zniszczonej kaplicy zainstalowano zwykłe szyby a odrestaurowane dzieła trafiły do Muzeum Architektury. Po latach, kaplica została odrestaurowana i właściciel poprosił o zwrot witraży. Dzieła cieszyły się wielkim zainteresowaniem zwiedzających muzeum. Trudno byłoby się z nimi rozstać. Udało się uzyskać satysfakcjonujące rozwiązanie. Między innymi dzięki życzliwości parafii oraz wsparciu Towarzystwa Ziemi Księskiej do kaplicy trafiły kopie witraży, zaś oryginały nadal pozostają w depozycie w Muzeum Architektury. Jeden z nich, ten z klęczącym aniołem dostępny jest na ekspozycji. Drugi spoczywa w bezpiecznym magazynie.
Największym witrażem w części zdominowanej przez secesję jest przeszklenie klatki schodowej z jednej z wrocławskich kamienic. Ponieważ budynek musiał mieć wiele pięter, to i witraż był wyjątkowo wysoki. Niestety możliwości muzeum pod tym względem są ograniczone, dlatego kwatery zamontowano we fragmentach obok siebie pracownicy nazywają ten eksponat „altaną”. W całej kompozycji w środkowej części znajduje się kwatera krajobrazowa. Pochodzi ona z innego obiektu – z kamienicy w Kłodzku.
Spotkanie w Muzeum Architektury, szczególnie obejrzenie przepięknych i bogatych zbiorów witraży było dla nas wielkim przeżyciem. Większość dzieł związana jest z burzliwymi losami, ciekawymi historiami lub interesującymi wydarzeniami. Pani Magda Ławicka opowiadała o nich z taką pasją, że z dużą łatwością podążaliśmy za bohaterami Jej opowieści. Często dotyczyły one trudnych czasów, ale najważniejsze, że zebrane przez lata zbiory znajdują się pod troskliwą opieką wybitnych naukowców oraz konserwatorów, dzięki czemu my, zwiedzający możemy doświadczać ich uroku.