Kategoria: Barwy Szkła nr 2/2016

Barwy Szkła nr 2/2016

Drodzy czytelnicy … 2/2016

Wokół tak wiele się dzieje. Okazało się, że dużą przyjemnością jest zamknięcie się w pracowni i wsłuchanie się w spokojne tony muzyki. Spory i waśnie pozostają za drzwiami, ekranami i głośnikami.

W codziennym życiu najważniejsza jest rodzina. Tuż za nią jest praca. Ludzie z pasją mają swoje zainteresowania, które pielęgnują i którym się oddają. Sztuka witrażu posiada szczególne walory. Podobnie jak malarstwo potrafi dostarczyć szczęścia już przez same obcowanie z nią. Podróże, fotografowanie, analiza albumów potrafią prowadzić ścieżkami pełnymi niespodzianek, zaskoczeń i gwałtownych zbiegów okoliczności. Odważni chwytają za narzędzia, by tworzyć.

Drogą detektywa podążył Jurij Smirnow w opowieści o ikonie polskiego witrażownictwa Stanisławie Gabrielu Żeleńskim.

Nieopisanej radości dostarcza mi wertowanie trzech encyklopedycznych tomów z serii „Korpus witraży z lat 1800–1945 w kościołach rzymskokatolickich metropolii krakowskiej i przemyskiej”. Doskonałe zdjęcia i wyczerpujące opisy są nie tylko przydatne w działalności wydawniczej naszego czasopisma, ale dają dużo spokoju i wytchnienia podczas lektury.

Pasjonaci sztuki witrażowej, to również praktycy, czyli liczna grupa szczęśliwców, którzy poznają tajniki technik tworzenia tych unikalnych dzieł. Dla nich ogłosiliśmy konkurs na projekt witraża. Temat ambitny i niełatwy, co jest sporym wyzwaniem dla uczestników.

Zapraszamy do lektury drugiego wydania Barw Szkła w roku 2016

Andrzej Bochacz

Ostatnia Wieczerza a uroczystość Boże Ciało

Jan Sas

W Wielki Czwartek obchodzimy pamiątkę ustanowienia Najświętszego Sakramentu.

To wówczas Chrystus rozpoczął swoją mękę i Drogę Krzyżową.

Od XIII wieku za ten dar wierni dziękują o osobnej uroczystości. Jest to święto Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa. Potocznie nazywane jest Bożym Ciałem.

Boże Ciało – historia

W 1245 r. św. Juliannie z Cornillon objawił się Chrystus, który oczekiwał ustanowienia osobnego święta ku czci Najświętszej Eucharystii. Pan Jezus wskazał dzień uroczystości jakim miał być czwartek po niedzieli Świętej Trójcy. Biskup Liege  postanowił wypełnić życzenie Chrystusa i rok później odbyła się pierwsza procesja eucharystyczna. Niestety stosunkowo szybko uznano ta ideę za przedwczesną i drugą procesję  w roku 1251 poprowadził archidiakon Jakub ulicami miasta. Duchowny ten został wkrótce biskupem w Verdun a ostatecznie papieżem i jako Urban IV w roku 1264 wprowadził w Rzymie uroczystość – Boże Ciało.

Impulsem do nadania święta miał być cud, jaki wydarzył się w Bolsena. Kapłan odprawiający Mszę świętą, po przeistoczeniu przechylił kielich tak nieszczęśliwie, że wylała się krew Chrystusa na korporał. Wino zmieniło się w postać prawdziwej krwi. Przebywającego w pobliskim mieście papieża powiadomiono o cudzie. Do dzisiaj korporał znajduje się w bogatym relikwiarzu w katedrze w Orvieto. Widać na nim plamy. W czasie procesji Bożego Ciała obnosi się ten korporał zamiast monstrancji.

Witraż "Ostatnia Wieczerza" w kościele pw. Św. Michała w Sittingbourne
Witraż „Ostatnia Wieczerza” w kościele pw. Św. Michała w Sittingbourne

Podczas ostatniej wieczerzy Jezus ustanowił Najświętszy Sakrament. Zostało to dokładnie opisane w ewangeliach apostolskich.

Jezus starannie przygotował swoich uczniów do Eucharystii. Wiele miesięcy wcześniej, po wielkim cudzie rozmnożenia chleba, zapowiedział, że da swoim wiernym na pokarm własne ciało. Eucharystia jest tak ważnym pokarmem, że bez niej Jego uczniowie nie dostąpią zbawienia.
Kościół od zarania Eucharystię uczynił centralnym punktem kultu religijnego, gdyż stanowi ona o realnej obecności Chrystusa w Najświętszym Sakramencie.

Na czym polega ta obecność ?

Opłatek, to wypieczona masa pszenna. Po wypowiedzeniu przez kapłana słów przeistoczenia, mocą Ducha Świętego staje się Ciałem Pana Jezusa, a wino – Jego Krwią.

Opłatek (chleb) przechodzi w substancję Ciała Pańskiego.

Substancja wina przechodzi w substancję Krwi Pańskiej.

To moc, którą powierzył kapłanom sam Chrystus mówiąc: „To czyńcie na moją pamiątkę”.

W Najświętszym Sakramencie jest obecne Ciało i Krew Jezusa. Jest to cały On. Według nauki Kościoła Chrystus jest obecny w Eucharystii pod każdą widzialną cząstką konsekrowanej Hostii. W związku z tym z tak wielką troskliwością kapłan pilnuje, aby zebrać do kielicha każdy okruch i spożyć z winem.
Jezus powiedział: ” Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym „.

Tymi słowami Chrystus złożył obietnicę chleba z nieba, którym jest Jego Ciało – Boże Ciało.

Przyrzekł On tym samym wieczne zbawienie duszy i chwałę zmartwychwstałych ciał. Zgodnie z nauką Kościoła, Komunia święta pomnaża w nas łaskę uświęcającą, gładzi grzechy powszednie, łagodzi namiętności ciała. W związku z tym Kościół poleca, przynajmniej w czasie wielkanocnym, kiedy to została ustanowiona Eucharystia, przyjmować Komunię świętą.
W 1520 r. św. Karol Boromeusz zainicjował w Mediolanie zwyczaj czterdziestogodzinnej adoracji Najświętszego Sakramentu. Do dnia dzisiejszego ta praktyka jest znana i w każdej diecezji kościoły parafialne są tak podzielone, aby Pan Jezus przez cały rok był nieprzerwanie adorowany.
Działają również zakony, które powołano w celu nieustannego adorowania Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. W naszym kraju są na przykład benedyktynki-sakramentki w kościele na Rynku Nowego Miasta w Warszawie.

W 1881 r. z inicjatywy Marii Tamisier odbył się w Lille Pierwszy Międzynarodowy Kongres Eucharystyczny. 50 już kongres odbył się w 2012 r. w Dublinie.

 

 

Elżbieta Altevogt – na szkle wyśnione

Izabela Taraszczuk

Wystawa Zielonogórskie winobranie w witrażu w Muzeum Ziemi Lubuskiej

(26 lutego – 22 maja 2016 r.)

W dniu 26 lutego 2016 r. w Muzeum Ziemi Lubuskiej uroczyście otwarto ekspozycję Zielonogórskie winobranie w witrażu autorstwa Elżbiety ALTEVOGT, złożoną z kolekcji witraży i kilku akwarel. Artystyczną pieczę nad wystawą sprawuje kurator dr Arkadiusz CINCIO. Podczas wernisażu wprowadzenia w tematykę witrażownictwa dokonali dyrektor Muzeum, Leszek KANIA oraz wicedyrektor, dr Longin DZIEŻYC. Ten ostatni pokrótce opowiedział o związkach placówki z tą dziedziną sztuki, a to z uwagi na fakt, iż Muzeum Ziemi Lubuskiej jest w posiadaniu największego witrażu świeckiego w zbiorach muzealniczych w Polsce – autorstwa Marii Powalisz-Bardońskiej.

Elżebieta Altevogt i kurator dr A.Cincio; w tle witraż M.Powalisz-Bardońskiej - zdj. A.Błażyńska
Elżebieta Altevogt i kurator dr A.Cincio; w tle witraż M.Powalisz-Bardońskiej – zdj. A.Błażyńska

Kolekcja witraży kożuchowskiej artystki wpisuje się zatem w obszary historii i sztuki, prezentowane przez instytucję zielonogórską, lecz jest to dopiero pierwsza z przyczyn, z powodu których prace Altevogt zawierają odniesienia do topografii Winnego Grodu. Druga przyczyna jest przypomnieniem najwcześniejszych dziejów miasta. To nawiązanie do tradycji uprawy winorośli kultywowanej na tym terenie prawdopodobnie od XII wieku i zapoczątkowanej przez Cystersów. Do tradycji tej mieszkańcy Zielonej Góry i okolic powrócili bardzo intensywnie w ostatnich latach. Od roku 1990 w krajobrazie lubuskim pojawia się coraz więcej winnic – rekultywowane są dawne i zakładane nowe (jedna z największych w Polsce, ok. 30-hektarowa, znajduje się w Zaborze). Popularna stała się enoturystyka, czyli podróże winnym szlakiem, na rynku wydawniczym znaleźć można pozycje poświęcone winiarstwu, jak m.in. obszerną pracę Mirosława Kuleby „Enographia Thalloris”, a także Winobranie czaruje od kilku lat również rodzimymi trunkami. Trzecim powodem jest wkomponowanie elementów architektury miasta i okolic w prezentowane obrazy: kolekcję rozpoczynają dwie charakterystyczne wieże dawnej „Polskiej Wełny” znane dziś jako wieże galerii Focus Mall, następnie kolejno „Domek Winiarza” Augusta Gremplera z „Ceglanej Góry”, który z nastaniem lat 60. zeszłego stulecia stał się integralna częścią zielonogórskiej Palmiarni, wieża ratuszowa z hełmem lekko przekrzywionym podczas remontu w początkach XIX wieku ( ten element jej urody widoczny jest najlepiej od strony ulicy Krawieckiej), następnie „Domek Winiarza” znajdujący się w Muzeum Etnograficznym w Ochli pod Zieloną Górą oraz wspomniana już dzisiejsza Palmiarnia. Tak oto kompozycja prezentowanego zbioru witraży odkrywa przed widzem swój syntetyczny charakter.

Wystawa Zielonogórskie winobranie - zdj. MZL A.Błażyńska
Wystawa Zielonogórskie winobranie – zdj. MZL A.Błażyńska

Podczas wernisażu autorka objaśniła gościom procesy powstawania witraży w technice klasycznej (ujmując w skrócie – malowanie na szkle) oraz w technice Tiffany’ego, zwanej „malowaniem szkłem”. Wymagają one wysokiej precyzji i subtelności, cierpliwego podejścia oraz specyficznego instrumentarium.

Elżbieta Altevogt zaprezentowała podstawowe narzędzia i urządzenia, różne rodzaje specjalistycznego witrażowego szkła, a także projekt na brystolu i gotowy witraż Żywioł ognia. Kożuchów, omawiając jednocześnie kolejne etapy powstawania witraży począwszy od idei aż do pracy

finalnej. Mówiła również o zainteresowaniu kierunkiem recyklingowym w witrażu – pokazała butelkę po winie, która otrzymała „drugie życie” (została ozdobiona galanterią witrażową i napełniona winem z winnicy „Miłosz”) oraz pracę wykonaną specjalnie na zbiorową wystawę witraży, prezentowaną w Centrum Dziedzictwa Szkła przy Krośnieńskich Hutach Szkła w Krośnie: trójwymiarowy witraż z kawałków potłuczonych butelek i szkła budowlanego. Autorka wyjaśniła też, jak istotną rolę w powstaniu jej prac mają wątki osobiste – prezentowana w Muzeum kolekcja została wykonana w 2014 roku, na rok przed „okrągłą rocznicą” urodzin, a czas ten sprzyjał rozważaniom na temat upływającego czasu, życiowych dokonań oraz roli kobiety, np. jej ciężkiej pracy, czy postrzegania pod kątem cielesności, seksualności.

Sceny rodzajowe i emocje pokazane zostały w witrażach po mistrzowsku: w jaki sposób pojedyncze i ostre cząstki szkła, materię bynajmniej „nieposłuszną”, scalić z powrotem w zachwyt życiem, pracowitych ludzi na winnicy, powabne tancerki przytupujące w beczkach pełnych winogron, w jaki sposób ostre kanty szkła złożyć w misternie wijące się kiście owoców, w rumaki zaprzężone do wozu, dynamikę nieba, w uczucia jak determinacja czy entuzjazm? Przy czym umiejętne dobranie kolorów, kształtów i różnych faktur szkła daje nie tylko piorunujący efekt estetyczny czyli niepowtarzalną mozaikę barw. Elżbieta ALTEVOGT uprawia przy tym wytrawną żonglerkę optyczną, dbając również o światłocień w swoich dziełach, układając szaty postaci w miękkie fałdy, fachowo „gniotąc” je lub wygładzając. I tak widz, zatopiony w wartko opowiadanych historiach, cały czas ma przed oczyma przezroczystą twardą materię – medium z pozoru martwe, ale i kruche, wrażliwe, kapryśne, urokliwe, czyste lub zmącone, po prostu nieprzewidywalne. Biorąc pod uwagę właśnie ten główny składnik dzieła, nasuwa się refleksja, że oglądający porusza się w 3D, gdyż zachodzi tu swoista interakcja pomiędzy światłem, przestrzenią lokalną a odbiorcą.

Witraż "Winobranie" Elżbieta Altevogt
Witraż „Winobranie” Elżbieta Altevogt

W ostatnim z witraży zatytułowanym Bachusowe świętowanie Elżbieta Altevogt dokonała reinterpretacji mitu o Bachusie – w rekompensacie za wszystkie trudy życia to właśnie kobieta została Bachusem, genius loci Zielonej Góry – i świętuje u podnóża zielonogórskiej Palmiarni! Intencją autorki jest więc nie tylko odbiór prac z perspektywy wrażeń estetycznych. Zaproponowała ona opowieść, która z jednej strony ma emanować radością, a z drugiej pobudzić odbiorców do refleksji nad życiem ujętym w formę historii, tradycji, transferu kultur oraz roli płci pięknej.

Jesień kiście zrywać każe,

Zbiór z rozmową idzie w parze.

Słońce, wzgórza, Dom Winiarza,

To w Grünbergu się przydarza!

Już czekają rącze konie,

W winnych koszach fura tonie.

Od Ceglanej, od ratusza

W stronę Ochli zaprzęg rusza!

Tańczą panny w cudnym gronie,

Ocierają z kropel skronie,

W Bachusowym trwają tanie,

Bierbaum, Petras patrzą na nie.

Czarodziejka z Kożuchowa

Z kwarcu ułożyła słowa,

Tchnęła życie w tafle szklane.

Hej, Lubuskie, ukochane …!

(Pieśń z Zielonogórskiego Sztambucha, XX wiek)

* * * * * * *

Butelka wina zdobiona witrażem - zdj. K.Fedorowicz Winnica Miłosz
Butelka wina zdobiona witrażem – zdj. K.Fedorowicz Winnica Miłosz

Elżbieta Altevogt przyszła na świat w Zielonej Górze, ale od wielu lat związana jest z Kożuchowem (woj. lubuskie). W 2011 roku ukończyła kursy zawodowe uprawniające do wykonywania zawodu witrażysty, obecnie studiuje na Wydziale Artystycznym Uniwersytetu Zielonogórskiego, kierunek Malarstwo. Wykonuje witraże w technice Tiffany’ego, jej prace prezentowane były na kilku wystawach: VII-X 2014 r. – Krosno, Centrum Dziedzictwa Szkła Krosno Sp. z o.o. przy Krośnieńskich Hutach Szkła w Krośnie (wystawa zbiorowa); VII-IX 2014 r. – Zielona Góra, Muzeum Etnograficzne w Zielonej Górze z siedzibą w Ochli (wystawa indywidualna); XII 2012 / I 2013 r. – Nowa Sól, Muzeum Miejskie, Moje witraże, moje obrazy (wystawa indywidualna); V 2012 r. – Kożuchów, Kożuchowski Ośrodek Kultury i Sportu „Zamek”, Cztery żywioły w mieście … (wystawa indywidualna); VII 2010 r. – Węgierska Górka, Miejski Ośrodek Kultury – Wystawa Zbiorowa Artystów Niezależnych.

Tomasz Lewicki – szklane koraliki

Agata Mościcka

Tomasz Lewicki jest twórcą oryginalnej biżuterii ze szkła oraz pasjonatem witraży i instruktorem w pracowni witraży w Domu Kultury w Ursusie.

Jego miłość do szkła rozpoczęła się przypadkowo, daleko od Polskie, bo w Australii, dokąd wyemigrował z Polski w 1987roku.

Fotograf z zawodu, więc człowiek, potrafiący dostrzec piękno zaklęte w różnych formach.

Miłość do szkła zaszczepiła mu przypadkowo była żona, artystka plastyczka, ceramik z wykształcenia, która nadal mieszka w Sydney i tworzy tam tkaniny i gobeliny.

By móc osiągnąć niepowtarzalny, trójwymiarowy efekt w swoich dziełach autorka postanowiła wzbogacić swoje gobeliny w unikalne, samodzielnie projektowane i wykonane szklane koraliki. Uznała, że to właśnie Pan Tomasz, jako jedyny mężczyzna na podorędziu, powinien zdecydowanie zająć się wytapianiem  i obróbką szklanych koralików w płomieniu palnika szklarskiego.

Początkowe, nieudolne i w sumie przypadkowe próby pracy ze szkłem z czasem przerodziły się w wielką, życiową pasję Pana Tomasza, który dzięki niej odkrył niesamowite i urzekające piękno szkła.

Inspiracją do tworzenia w tej materii  była dla Pana Tomka twórczość amerykańskiego autora monumentalnych rzeźb ze szkła artystycznego Dale’a Chihuly.

Zgodnie z jego maksymą, iż „człowiek staje się artystą poprzez przebywanie z artystami” Tomasz Lewicki uczestniczył wielokrotnie w spotkaniach twórców sztuki, na których uczył się aktywności artystycznej. Był również uczestnikiem kursu tworzenia koralików szklanych, który pogłębił jego wiedzę w tej dziedzinie.

Zafascynowany tematem  produkcji artystycznej w szkle weneckim postanowił  tworzyć swoje wyroby właśnie w tym materiale.

Tomasz Lewicki dla ułatwienia Australijczykom wymawiania polskich liter był zmuszony zmienić w Australii nazwisko na Levis i pod takim nazwiskiem jest tam rozpoznawalny.

W Australii  Tom Levis zajmował się tworzeniem szklanych koralików i stapianiem szkła w piecu. To pozwoliło mu poznać nowe techniki tworzenia, topienia szkła i powstawania nowych jego faktur i  kolorów, unikalnych tafli szkła.

Swoje doświadczenia  w tworzeniu nowych struktur szklanych Pan Tomasz zdobywał używając pieca, w którym swoje ceramiczne  dzieła wypiekała wcześniej jego ex żona.

Praca przy piecu wbrew pozorom zdaniem artysty nie jest ciężką, należy tylko zdecydowanie zachować ostrożność, by się nie poparzyć.

Pierwsze próby wytopów były wykonywane wspólnie przez byłych małżonków i prowadziły do powstawania nowatorskich dzieł. W ten sposób zostały wykonane piękne, szklane wisiory oprawione w srebro z zatopionymi srebrnymi elementami w szklanych strukturach.

Wybitny jubiler, mieszkający w Sydney Mariusz Tomaszewski podzielił się z Panem Tomkiem swoją wiedzą na temat tworzenia biżuterii ze srebra.

Na początku ozdoby były tworzone pod wpływem impulsu artystycznego, a nieudane dzieła stapiane razem, służąc potem za wypełnienie koralików.

W tej chwili każdy wyrób poprzedza projekt wykonany przez autora. Inspiracją do niego jest otaczająca nas natura, bądź wszechświat jak to ma miejsce w jednej z serii biżuterii Tomasza Lewickiego, gdzie nazwy są prosto z kosmosu: Spiral Galaxy czy Supernova.

Pan Tomasz nie odtwarza otaczającego nas świata, ale niejako tworzy nowy, własny w swojej biżuterii.

Do wyrobu swoich dzieł Tomasz Lewicki używa szkła pokrytego tytanem, co nadaje jego pracom wyjątkowo oryginalny charakter. Warstwa tytanu, wykrystalizowanego na szkle jest bardzo cienka, ale sprawia, że szkło zmienia kolorystykę w zależności od oświetlenia.

Po raz pierwszy technika krystalizacji tytanu na powierzchni szkła została wykorzystana przy budowie zwierciadła w teleskopie Hubble’a.

Będąc w Australii Tomasz Lewicki zajmował się również stolarką i tworzeniem mebli. To dało podstawy do stworzenia wspaniałych szklanych, witrażowych drzwiczek do istniejących już szafek autorstwa stolarza znanego w USA Pana Darka Żaka. Witraże są mieszaniną dwóch stylów fussingu i witraży Tiffany’ego.

Zdarza się, że Pan Tomasz używa do swoich prac gotowych projektów, np. Frank’a Lloyd’a Wright’a, amerykańskiego architekta modernistycznego, który również czerpał natchnienie z natury. Taka relacja artysty ze sztuką art deco inspiruje Tomasza Lewickiego.

Po powrocie do Polski w 2006 roku niestety Pan Tomasz przekonał się, że nasz rynek biżuterii nie jest zainteresowany wyrobami artystycznymi ze szkła. Zdaniem autora biżuteria szklana nie trafia w gusta polskich klientów mimo jej niepowtarzalności, ponieważ Polacy szklaną biżuterię kojarzą z tanimi i nietrwałymi wyrobami dawnego Jablonex’u. Szkło artystyczne w biżuterii nie znajduje odbiorców, pomimo, że tak wielkie firmy jak np. Svarowski wykonują swoje wyroby przecież również ze szkła.

W biżuterii panuje moda na personalizację wyrobów. Wyroby Tomasza Lewickiego istnieją wyłącznie w pojedynczych egzemplarzach i są niepowtarzalne, cechuje je unikatowość.

Artysta  zdecydowanie nie odczuwa presji sprzedaży swoich wyrobów. Tworzenie biżuterii jest jego pasją, nie zaś jej sprzedaż.

Pracowania Tomasza Lewickiego w Dom Kultury w Ursusie istnieje od ośmiu lat i jej założycielem był sam artysta. Wszystko zaczęło się od zorganizowanej tam wystawy jego biżuterii w ramach cyklu, dotyczącego kultury polskiej.

W zajęciach pracowni możne brać udział każda osoba w wieku powyżej 11 lat. Dzieci, dla bezpieczeństwa wykonują witraże z plastykowych folii. Projekty przychodzą po prostu z głowy. W tej chwili w zajęciach uczestniczy około 5 osób, niektóre z nich przychodzą na nie od początku istnienia pracowni. Prace uczniów Pana Tomasza oraz przykłady tworzonego szkła można oglądać w gablotach wystawowych Domu Kultury.

Artysta traktuje swoje prace w sposób bardzo emocjonalny, są one dla niego kamieniami milowymi jego kariery, wyznaczają progi rozwoju jakie musiał pokonywać w swojej drodze artystycznej.

Wyroby jubilerskie Tomasza Lewickiego były wystawiane wielokrotnie na Giełdach Minerałów i Wyrobów Jubilerskich w  Warszawie. W 2008 roku artysta wystawiał swoje prace na słynnej wystawie biżuterii – Bijorhca w Paryżu.

Witrażowy sylwester – Wiedeń

Jan Sas

Wycieczka do Wiednia nie jest dzisiaj wielkim wyzwaniem.

W ciągu kilku godzin dotrzemy do miejsca przeznaczenia a środków transportu jest w bród. Tak pomyślałem i zrobiłem kilka miesięcy temu. Sylwester w stolicy Austrii, to prawdziwa przyjemność. Tego wyjątkowego dnia wiedeńska starówka zamieniła się w ogromny teren imprezowy. Podobno jest tak każdego roku. Sylwestrowy szlak objął centrum miasta, Plac Ratuszowy i Prater. Wzdłuż niego rozstawione były dziesiątki punktów gastronomicznych. Królowały w nich poncz, piwo i kulinarne smakołyki. Doliczyłem się kilkunastu scen, z których płynęła różnorodna muzyka – walc, operetki, rock, pop, folk i wiele innych. Szczególną popularnością cieszyła się Klassikmeile na ulicy Graben, gdzie dominowały utwory klasyczne. Wiedeńskie szkoły tańca przygotowały przyspieszone kursy nauki walca. W ten sposób ulica Graben zamieniła się w salę balową na świeżym powietrzu. O północy na Placu Ratuszowym i w parku Prater podziwialiśmy pokazy sztucznych ogni. Wiedeń.

Wieczór skończył się długo po północy. A rano wiedeńskie „śniadanie kacowe” na Placu Ratuszowym. To coroczna tradycja z telebimem, na którym wyświetlana jest transmisja Noworocznego Koncertu Wiedeńskich Filharmoników. Uczta dla ducha i oddech dla ciała. To co przez wiele lat oglądałem na telewizyjnym ekranie, z niezapomnianym komentarzem Pana Bogusława Kaczyńskiego, mogłem podziwiać niemal na miejscu.

Prochy zamordowanych w obozie koncentracyjnym z Mauthausen
Prochy zamordowanych w obozie koncentracyjnym z Mauthausen

Z Placu Ratuszowego jest kilka kroków do Placu Św. Szczepana, gdzie dominuje duma a zarazem symbol Wiednia – Katedra Świętego Szczepana. W sercu najstarszej części miasta wznosi się jedna a najstarszych świątyń Austrii.

Wewnątrz czterech wież katedry wiszą 22 dzwony. Najsławniejszy z nich Dzwon Marii Panny znany jako Pummerin, kilkanaście godzin wcześniej obwieszczał początek Nowego Roku. Jest to największy dzwon Austrii i trzeci co do wielkości bijący dzwon w Europie. Każde jego uderzenie niosło w nocy silnie odczuwalną falę dźwiękową.

Do katedry przyciągnęła mnie historia i uroda świątyni. Pragnąłem jednak przede wszystkim nacieszyć oczy widokiem, jak się spodziewałem, wspaniałych witraży. Jakiś czas temu dane mi było doświadczyć artystycznych uniesień w podobnej katedrze w Kolonii. Równie piękne przeszklenia oglądałem w Kościele Mariackim w Krakowie.

Jakże wielkim zaskoczeniem była surowość witraży, sprowadzona w zasadzie do bezbarwnych, lekko zabarwionych, geometrycznie przyciętych szybek. Podczas oglądania obrazów, rzeźb i zdobień architektonicznych odnalazłem po chwili kilka bajecznie kolorowych witraży. Schowane za dominującym prezbiterium są mało widoczne. Wygląda jakby nikomu nie były potrzebne.

W sumie, całe szczęście, że nie zamurowane. Kilka miesięcy temu byłem w Środzie Wielkopolskiej, gdzie podczas remontu nowy ksiądz proboszcz podjął śmiałą decyzję, aby zdjąć „takie coś” ze ściany nad prezbiterium. A tam, pod tynkiem poważnie uszkodzony witraż z postacią Chrystusa. Dzisiaj w tym oknie, dumnie lśni gołębica – Duch Święty -utrzymana w konwencji dwóch sąsiadujących witraży z poznańskiej pracowni Powalisza.

Pomyślałem sobie, że może taki los nie spotka ukrytego piękna z wiedeń skiej katedry.

Z jednej strony łatwo zrozumieć przejrzystość monumentalnych okien. Wielkie rozmiary świątyni wymagają wprowadzenia jak największej ilości światła do wnętrza. Początkowo ograniczono się do zdobienia jedynie okien części prezbiterium. Tego typu budynki niemal nieustannie były remontowane, przebudowywane lub odbudowywane. Największych zniszczeń katedra doświadczyła podczas II wojny światowej.

Tak mijały dziesięciolecia, zmieniał się wystrój wnętrz a witraże ze scenami ewangelicznymi i historycznymi pozostawały zwyczajowo w tych samych oknach.

Dziwne i zaskakujące jest przywiązywanie tak niskiej rangi do witraży. Ten stan tym bardziej zdziwił mnie, gdyż duże okno w chórze za organami wypełnione jest współczesnym, granatowo-czerwonym witrażem, który z pewnością nie doświetla wnętrza.

Ot tak różne podejście i tak odmienne „użycie” tak ważnych dla mnie dzieł sztuki. Wiedeń – wspaniały sylwester i wiele zaskoczeń.

Katedra Św. Szczepana - Wiedeń. Zniszczenia po II wojnie światowej
Katedra Św. Szczepana – Wiedeń. Zniszczenia po II wojnie światowej

 

Biżuteria witrażowa

Agata Mościcka

Człowiek jest istotą próżną i w zasadzie od początków istnienia cywilizacji lubił przystrajać się piękną biżuterią. Od czasów antycznych kamienie szlachetne w wielu ozdobach były montowane de facto metodą witrażową, ale przełomowy dla biżuteria witrażowa był tak naprawdę rok 1885. W tym roku Louis Comfort Tiffany, syn właściciela  firmy jubilerskiej Tiffany and Co. założył firmę Tiffany Glass Company, przekształconą następnie w Tiffany Studios i to właśnie tam powstawała oprócz znanych, stylowych lamp, ceramiki i innych bibelotów, przepiękna witrażowa biżuteria. Louis Tiffany zasłynął ze swoich wspaniałych, barwnych ważek, które najpierw pojawiały się w jego witrażowych lampach, a następnie zalśniły bogactwem szlachetnych kamieni w postaci broszek. Nadal jednak elementy ich skrzydeł były stylizowane na witraże. Naszyjniki stworzone przez Louisa Tiffany’ ego  to również miniaturowe, witrażowe rękodzieła. Jeden z pierwszych wykonanych przez niego naszyjników, z pawiem, to majstersztyk sztuki jubilerskiej, w którym wyraźnie widać zastosowanie techniki witrażowej.

Biżuteria witrażowa tego autora charakteryzowała się delikatnymi, roślinnymi wzorami. W swojej technice tworzenia biżuterii witrażowej Tiffany używał kamieni szlachetnych, ale także szkła, korali, emalii czy dużych płaszczyzn metalu. Dzięki temu biżuteria witrażowa wykonywana jego techniką była niezwykle oryginalna i unikatowa. Louis Tiffany była autorem nowatorskiej metody barwienia szkła na opalizujący kolor i właśnie tego rodzaju szkła również używał w swoich wyrobach biżuteryjnych, co podkreślało ich wyjątkowość. Używał folii miedzianej, a poszczególne elementy lutował cyną. Zrewolucjonizował w ten sposób technikę tworzenia witraży. Stała się ona o wiele prostsza i tańsza, przez co bardziej dostępna, aczkolwiek wyroby jubilerskie Tiffany’ego  nigdy nie należały do tanich ze względu na wyjątkową oryginalność  i precyzję wykonania. Właśnie metodą Tiffany’ego od tej pory tworzyło się najczęściej biżuterię witrażową.

W okresie Secesji, witraż stał się bardzo popularną ozdobą  wnętrz budynków, ale również charakterystycznym elementem biżuterii. Jest to okres wyjątkowej finezji w tworzeniu wyrobów jubilerskich. Nadzwyczajna staranność wykonania i niespotykane wzornictwo, pełne fantazyjnych wzorów roślinnych, sylwetek owadów i elementy witrażowe to właśnie wyróżnia biżuterię czasów Secesji na tle ozdób z innych epok.  Wzornictwo biżuterii secesyjnej ma całkowite przełożenie na stylistykę stosowaną w tym czasie w tworzeniu witraży okiennych i innych, montowanych w pomieszczeniach. Świat bajkowy, fascynujący i urzekający swoim pięknem, to główny temat zawarty w witrażowej biżuterii  Art Nouveau.

Przez wieki kunszt wykonawstwa biżuterii secesyjnej pozostał niedościgniony i nikt nie stworzył już ozdób jubilerskich z tak wiernym odwzorowaniem sztuki witrażowej. Współcześnie biżuteria witrażowa cieszy się coraz większą popularnością, nie tylko ze względu na jej wyjątkową oryginalność, ale też ze względu na trend do personalizowania biżuterii. Biżuterię witrażową cechuje indywidualizm, nie są to produkty robione masowo, tylko w małych pracowniach artystycznych, czasami na specjalne zamówienie, nie sposób więc znaleźć dwóch identycznych egzemplarzy. Na życzenie klienta wyrób może zawierać w sobie coś szczególnego, co jest mu bardzo bliskie, np. motyw z obrazu, z grafiki, ulubiony kamień szlachetny lub taki, który jest przypisany danemu znakowi zodiaku. Stosuje się metodę tworzenia witraży z przestrzenią pomiędzy dwoma szkiełkami, gdzie umieszcza się na przykład suszone kwiaty. Może to być kwiatek od ukochanego. Następnie szkiełka są łączone i lutowane techniką Tiffany’ego. W ten sposób można, po zamontowaniu zawieszki, tworzyć wyjątkowe, spersonalizowane naszyjniki czy kolczyki.

Tworzona jest również biżuteria wzorowana na antycznym sposobie montowania kamieni szlachetnych metodą witrażową. Ich różnorodność kolorystyczna, w połączeniu z blaskiem kruszcu w jaki są oprawione kamienie, przywodzi na pamięć na przykład drogocenne skarby z X wieku.  Analizując historię biżuterii w dziejach człowieka i oglądając zgromadzone eksponaty z różnych epok można zauważyć  coś niezwykle istotnego. Człowiek od czasów piramid uważał za piękne komponowanie ze sobą barw w taki sposób, jak robione jest to w technice witrażowej.  Można więc z całą pewnością stwierdzić, że skoro biżuteria, wykonywana sposobem w jaki wykonuje się witraże, budzi  zainteresowanie człowieka od zarania wieków to  jeszcze długo będzie swym pięknem cieszyć ludzkie oczy.

Korpus witraży z lat 1800–1945 w kościołach rzymskokatolickich metropolii krakowskiej i przemyskiej

Nie będę ukrywał – rozpiera mnie duma – dotarły do mnie dwa kolejne tomy serii wydawniczej – „Korpus witraży z lat 1800–1945 w kościołach rzymskokatolickich metropolii krakowskiej i przemyskiej”. Projekt jest realizowany pod kierownictwem prof. dr. hab. Wojciecha Bałusa i zakłada skatalogowanie wszystkich witraży powstałych pomiędzy 1800-1945, które znajdują się obecnie w kościołach na terenie metropolii krakowskiej i przemyskiej. Przedsięwzięcie jest realizowane we współpracy z Corpus Vitrearum. Jest to międzynarodowa organizacja, która zajmuje się badaniami nad sztuką witrażu.

„Korpus witraży…” jest pionierskim wydawnictwem, o którym w naszym kraju mówiło się już od kilku lat.

Pierwszy tom serii prezentowaliśmy na naszych łamach przed dwoma laty. Został on opracowany przez Danutę Czapczyńską-Kleszczyńską oraz Tomasza Szybistego przy współpracy Pawła Karaszkiewicza i Anny Zeńczak. Obejmuje on miasto Kraków. Autorami drugiego tomu jest Tomasz Szybisty, który współpracował przy tworzeniu publikacji z Danutą Czapczyńską-Kleszczyńską. Dokumentuje on witraże w archidiecezji krakowskiej w dekanatach pozakrakowskich. W trzecim tomie znalazły się witraże znajdujące się w kościołach diecezji bielsko-żywieckiej. Autorami są Irena Kontny oraz Tomasz Szybisty.

Po dziesięcioleciach zaniedbań w tej dziedzinie sztuki przedsięwzięciu rejestracji i opracowaniu naukowemu zasobów witraży sakralnych w różnych rejonach kraju towarzyszy sprzyjająca atmosfera. Niewątpliwie najważniejszym jest udział wybitnych specjalistów, naukowców. Na szczególne słowa uznania zasługują autorzy zdjęć. Dzięki doświadczeniu, wysokim umiejętnościom fotografów Grzegorza Eliasiewicza i Rafała Ochęduszko oraz  profesjonalnemu sprzętowi wszystkie zdjęcia są doskonałe.

Należy wspomnieć, że ta naukowa praca jest realizowana i finansowana w ramach programu Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego.

Prywatnie znam wielu z autorów i wiem jak niewiele mają czasu na życie prywatne. Każda wolna chwila jest przeznaczana na realizację tego wielkiego projektu. Kto weźmie do ręki wydane dotychczas tomy poczuje tysiące godzin wysiłku dużej grupy osób, którego efektem jest fascynujące dzieło.

Obecne rozmiary zrealizowanej pracy oraz ambitne plany, nie tylko przywracają o zawrót głowy, ale każą skłonić głęboko głowę przed osiągnięciami oraz zamierzeniami licznej grupy autorów.

„Korpus witraży…” jest serią dostosowaną do dzisiejszego świata, który poznajemy w coraz mniejszym stopniu przez tekst, a w większym tylko przez obrazy. Bezcenna część faktograficzna zaspokaja potrzeby informacyjne przez możliwie dokładne opisy witraży. To jest od zawsze największy mankament, gdyż większość przeszkleń jest pozbawionych sygnatur. Historyczna dokumentacja często nie istnieje lub zaginęła. Tymczasem witraż został zaprojektowany przez artystę, pracownia go wykonała a wszystko to wydarzyło się w określonym czasie. Każde dzieło to odrębna historia, o której można by napisać co najmniej opowiadanie. Oglądając ponad 1.000 stronic trzech tomów „Korpusu witraży…” przypominam sobie liczne cytaty z lektury prac Danuty Czapczyńskiej-Kleszczyńskiej, Magdy Ławickiej, Jurija Smirnowa i innych badaczy, które przenosiły mnie niejednokrotnie: do tętniącej życiem pracowni S.G.Żeleńskiego, do lwowskiej kancelarii parafialnej, na stanowisko wystawiennicze w Paryżu, czy do kościoła Franciszkanów, kiedy to Stanisław Wyspiański po zamontowaniu odbierał swoje dzieło – „Bóg Ojciec”. A przecież to ledwie ułamek z losów każdego witraża.

Sięgając po „Korpus witraży…” i sugerując się długim i trudnym tytułem, niektórzy mogliby spodziewać się bogatego i suchego przekazu naukowego. Tymczasem będziemy mile zaskoczeni bogactwem zdjęć, które dodatkowo są dobrze opisane. Na stronach tomów dominują wspaniałe zdjęcia. Czytelnik, nabywając tę publikację, musi przygotować się na dużą zdjęć i niekiedy reprodukcji. W dzisiejszym obrazkowym świecie publikacja eksponuje witraże kościołów metropolii krakowskiej poprzez obrazy wybranych dzieł. Ten zamysł  został wykonany w umiejętny i wyważony sposób.

Szczegółowy wykaz bibliograficzny oraz indeks osób i pracowni w każdym z tomów będą cennymi wskazówkami w dalszych poszukiwaniach w wybranych zakresach.

„Korpus witraży…” jest niewątpliwie jednym z największych przedsięwzięć wydawniczych odnośnie sztuki witrażu w naszym kraju, jeżeli w ogóle nie największe. Takiego kompendium wiedzy w omawianym zakresie nie było jeszcze w Polsce. To unikatowe dzieło. To prawdziwa encyklopedia. Doskonale skomponowana i wydana.

Dla naukowców, przyjaciół i miłośników sztuki witrażu to lektura obowiązkowa.

Witraże – Józef Mehoffer – we Fryburgu

Misterjum polskiej sztuki zagranicą. Witraże Józefa Mehoffera we Fryburgu szwajcarskim.

Dr TADEUSZ SZYDŁOWSKI, prof. Uniw. Jagiel.

kuryer-literacko-naukowy-1938-11-21

O OSTATNIEJ WYSTAWIE KRAKOWSKIEJ.

Na wystawie p. t.: „Józef Mehoffer i jego uczniowie*, otwartej z końcem października b. r. w Krakowskiem Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych, zwracały ulwagę wchodzącego przedewszystkiem trzy duże kartony witrażowe, umieszczone na wprost wejścia. Były to projekty okien dla kościoła w Turku i dla katedry we Włocławku, należące do najnowszych prac, z tej przez prof. J. Mehoffera z niezrównanym talentem przez całe życie uprawianej dziedziny. Przypomniały się 'widzom inne dzieła analogiczne, które przesuwały się przez nasze wystawy od lat przeszło czterdziestu, a olśniewały bogactwem inwencji i mistrzostwem opracowania.

Niełatwo zdać sobie sprawę z właściwego efektu kartonów witrażowych, wyobrazić je sobie w żywym materjale, w blaskach świateł i barw; dopiero witraż wykonany i osadzony na miejscu przeznaczenia, daje radosne upojenie oczom. W Krakowie mamy na szczęście możność zapoznania się z pięknem witraży Mehofferowskich, jest ich bowiem kilka w Katedrze na Wawelu, w oknach nawy krzyżowej, oraz w kaplicach: Szafrańców i świętokrzyskiej. Dwa okna w tej ostatniej szczególnie są wymowne dzięki pięknemu ujęciu motywów i świetnej orkiestracji barw. Jeśliby jeszcze zaszklono trzecie okno, powstałaby całość harmonijna, arcydzieł sztuki w tej kaplicy nagromadzonych, oraz cennej polichromii, szlachetne dopełnienie.

Witraże, znajdujące się wysoko w oknach nawy krzyżowej d na miejscach nie dość widocznych, nie zwracają na siebie tyle uwagi, jakby się to im słusznie należało. Szkoda niezawodnie dotkliwa, iż reszta okien głównego korpusu katedry nie została wypełniona witrażami, skutkiem czego nie został tam dotychczas osiągnięty efekt artystyczny na szerszą skalę.

ZWYCIĘSTWO MEHOFFERA NA KONKURSIE R. 1894.

Wybitnego talentu Mehoffera do dekoracji monumentalnej nie umiano w Polsce dostatecznie wyzyskać. Możność stworzenia (wspaniałego dekoracyjnego zespołu dała artyście obca i daleka Szwajcar ja. Wiadomo, iż ów niezwykły sukces na arenie światowej odniósł Mehoffer zamłodu, że, mając lat dwadzieściapięć, brał udział w międzynarodowym konkursie na witraż dla kościoła św. Mikołaja we Fryburgu szwajcarskim. Wśród czterdziestu kilku (współzawodników, artystów różnych narodowości, za projekt swój pierwsza, otrzymał nagrodę, w następstwie czego powierzono mu opracowanie kartonów dla wszystkich okien kościoła.

Zadanie olbrzymie, które nie mogło być, oczywiście, rychło wykonane, a także dla zamawiających przedsięwzięcie trudne pod względem finansowym. To też przez długi czas zbierano na ten cel potrzebne fundusze i dopiero przed dwoma laty ukończono zaszklenie całego kościoła. Artysta opracowywał szczegółowo kartony dla witraży w miarę zapotrzebowania; w ten sposób pracą nad witrażami fryburskiemi zajęty był przez lat przeszło trzydzieści. Dzieło, rozpoczęte iw twórczym entuzjazmie młodości, rosło, potężniało i stało się naczelnem, największem dziełem jego żywota.

ZWIEDZENIE FRYBURGA PRZEZ KONGRES HISTORYKÓW SZTUKI W R. 1936.

Bardzo niewielu Polaków zna witraże fryburskie z autopsji. Szerzy się jeno wieść, że na turystów całego świata wywierają one wrażenie imponujące, a głoszą (wśród nich sławę polskiej sztuki. Mogłem to sprawdzić, gdyż udało mi się przed dwoma laty zwiedzić Fryburg z okazji międzynarodowego Kongresu historyków sztuki, który odbywał się w Szwajcar ji, a był Kongresem niejako wędrownym. Gdy bowiem w jego program wchodziło przedewszystkiem zapoznanie uczestników z przeszłością historyczną i artystyczną Szwajcarji, przeto obradowano kolejno w różnych większych miastach, a dużą część czasu poświęcono na oglądanie zabytków architektury i muzeów, oraz na wycieczki do miejscowości, ważnych z punktu widzenia historji sztuki.

Nie mógł być przytem oczywiście pominięty Fryburg, jako miasto przepięknie położone i posiadające dużo staroświeckiego charakteru, dzięki swym pięknym placom z ozdobnemi studniami, oraz charakterystycznym budowlom, zachowanym z czasu średniowiecza i renesansu. Wśród tych ostatnich zajmuje główne miejsce gotycki kościół św. Mikołaja, dawniej kolegjacki, a od r. 1925 katedralny.

Pragnąc zainteresować uczestników Kongresu witrażami Mehoffera w tej katedrze — by ów wkład polskiej sztuki do dziejów artystycznych Szwajcarji nie uszedł ich uwadze — obrałem za temat jednego z mych referatów na Kongresie: malarstwo polskie drugiej połowy KIK wieku, a w szczególności rozkwit malarstwa witrażowego, osiągnięty pod koniec wieku, dzięki twórczości Wyspiańskiego i Mehoffera. O witrażach Mehoffera mówiłem głównie na podstawie znajomości jego witraży krakowskich, oraz kartonów, znanych mi z wystaw, a także opierając się na relacjach świadków obcych i swoich (T. Stryjeńska i Wł. Kozicki).

Przygotowując mych kolegów po fachu na ujrzenie dzieł niezwykłych i godnych ze wszech miar uwagi nawet wobec arcydzieł wieków dawnych, zawsze w pierwszym rzędzie ich interesujących, miałem jednak nieco obawy, a może — jak sią to przecie nieraz zdarza — wielkie oczekiwanie moje i wielkie wyobrażenie o tem, co tam we Fryburgu miało objawić się oczom, dozna zawodu !?

Kongresiści, którzy mieli już za sobą zwiedzenie wielu kościołów l klasztorów, zaników, ratuszów i muzeów — a tego wszystkiego jest jednak w Szwajcarji spora ilość — poddawali sią ogólnemu wrażeniu, jakie daje Fryburg i ociągali nieco z wejściem do katedry, której gotycka architektura nie odznacza sią w swym zewnętrznym wyglądzie niczem szczególnieszem. Lecz każdy, kto wszedł do wnętrza, ulegał jego niezwykłemu czarowi. Źródłem owego czaru były przedziwne mozaiki szkieł barwnych, przyciągające ku oknom katedry zdumione oczy.

Jej wnętrze nie zachwyca strukturą i dość jest w niem pusto. Pilny poszukiwacz zabytkowych skarbów niewiele ich zdoła wyszukać. Prócz starych chrzcielnic i ambony, prócz stall i pięknej, kutej kraty późnośredniowiecznej, oddzielającej prezbiterium, nie dostrzeże wybitniejszych dzieł sztuki, z wyjątkiem znajdującej się w jednej z kaplic grupy figur kamiennych, przedstawiających Złożenie do grobu, które jest jednem z najcenniejszych dzieł szwajcarskiej rzeźby z początku XV w.

WITRAŻE W KAPLICACH NAWY GŁÓWNEJ.

Lecz w każdej z kaplic, otwartych rozległemi arkadami ku nawom, jaśnieje duży witraż, od którego nie podobna odstąpić obojętnie. Górą okien, gdzie łąki bujnych rozetowań utrudniają rozpostarcie szerszych pól witrażowych, oraz w kwaterach najwyżej położonych, wprowadził artysta przeważnie motywy ornamentacyjne, tworząc z nich niezmiernie urozmaicone i efektowne dekoracyjne fryzy. Wielkie zaś pola środkowe wypełnił jużto postaciami świętych (po czterech w każdem oknie), jużto większemi scenami figuralnemi. Postaci świętych ujęte zostały niezmiernie dobitnie — w sposób daleki od wszelkich szablonów — w najdramatyczniejszych momentach żywota, lub w ekstazie nadziemskiej. Występują oni z przynależnemi atrybutami na interesujących tłach, a w powodzi stylizowanych kwiatów, czy roślin. W dolnych kwaterach okiennych widzimy mniejsze obrazki, uzupełniające opowieść scenami z męczeństw i adoracji przez wiernych.

Wpatrując się w szczegóły, odkrywa się coraz to nowe piękności. To jakieś przedziwne fragmenty architektury i pejzażu, to arabeski czarodziejskie. Z niezwykłą pomysłowością splata Mehoffer najróżnorodniejsze motywy: postaci ludzkie, budowle, drzewa i kwiaty, blaski świateł i dymy kadzideł, w nieporównane, kalejdoskopowo mieniące się feerje barwne. Możnaby opisywać bujność motywów każdego pola, lecą słowa nie zdołają wyrazić ich rysunkowej subtelności, ich bogatej i wytwornej harmonji kolorystycznej.

Bodaj jeszcze więcej zainteresowania, aniżeli luźne postaci świętych, budzą wielkie kompozycje figuralne w oknach czterech kaplic. Przedziwnie piękny jest przedewszystkiem i witraż z przedstawieniem „Najśw. Sakramentu“. Widać z lewej uroczą, czystą dzieweczkę, uosabiającą Wiarę, jak adoruje w ekstazie Monstrancję, promieniejącą na tle ołtarza w blasku zapalonych świec. Po prawej stronie Chrystus ukrzyżowany odjął ręce od krzyża i podtrzymywany przez aniołów, pochyla się z miłością ku symbolicznej postaci Kościoła, która podstawia kielich, pod krew płynącą z Jego boku. U dołu obu tych scen świetnie zestawiona grupa radośnie barwnych aniołów, kołysze kadzielnice, buchające kłębami dymu.

W innem oknie Matka Boska z Dzieciątkiem przyjmuje ,Pokłon trzech Króli”. Widnieje nad Nią olbrzymia gwiazda, o wielkich promieniach, drgających łuną wielobarwną. Królów Wschodu, przybranych w szaty kapiące od złota i klejnotów, przywodzi wspaniały anioł z szeroko rozpostartemi skrzydłami.

We wszystkich witrażach utrzymany jest podział na odpowiadające sobie strefy. W dolnej części opisywanego tu okna widzimy Heroda na tronie, przy którym leżą ciałka Niewiniątek. W ramię króla wpija już zęby straszliwy kościotrup Śmierci. Przypatruje się temu szyderczo groźny szatan, pieszczący węża grzechu.

W dalszej kaplicy promienieje blaskiem „Matka Boska Zwycięska”, protektorka sławy wojennej Fryburga. Unosi się nad ziemią w girlandzie aniołów — obok niej archaniol Michał z mieczem ognistym. U dołu klęczy postać kobieca, personifikująca Rzeczpospolitą fryburską. Z prawej, wojownicy wracający ze zwycięskiego boju, ścielą sztandary w hołdzie. Całość drga uniesieniem radosnem. Z dziejami Fryburga i Szwajcarji związany jest także czwarty wielki witraż, wyobrażający bł. Mikołaja de Flue, orędownika jedności szwajcarskiej, dzięki któremu zwaśnione kantony łączą się w zgodzie na związkowym sejmie.

Tchną te opowieści nastrojem pogodnym, naiwnym czarem legend świętych. Płynie od nich jakby melodja łagodna, która wywiera urok niezwyciężony i darzy duszą ciszą kontemplacji.

Analizując artystyczną i techniczną stroną witraży, stwierdza sią przedewszystkiem niezrównane bogactwo malarsko-poetyckiej inwencji artysty, trzymane jednak na wodzy przez jasną budową kompozycyjną. Z jakąż naturalną swobodą, z jaką szczerą prostotą i wdziękiem stylizuje on swe figury; z jak niezwykłem poczuciem malowniczości wplata je między oryginalne i wytworne motywy ornamentacyjne.

W technice składania szkieł i władania linją, oraz barwą, opiera się Mehoffer na najlepszych tradycjach średniowiecznych, a wydobytą z nich naukę umie świetnie zastosować do tworzenia form nowych. Jego dzieła nie są, jak olbrzymia większość witraży XIX wieku, malowanemi obrazami, przeniesionemi na szkło, lecz mozaikami barwnemi, tworzonemi przy doskonałem zrozumieniu materiału i techniki. Są one poczęte i pomyślane ze szkieł barwnych i światła, które ma je przeniknąć, a całość złożona tak, by przy właściwej odległości układała się w wizje jasne i czytelne.

WITRAŻE W PREZBITERJUM.

Zaszklenie witrażami kaplic przynawowych było dokonane w latach 1895—1905, z wyjątkiem witrażu ze św. Mikołajem, osadzonego dopiero w r. 1916. Cały ten zespół stanowi najpiękniejszą epokę witrażowej twórczości Mohoffera. Po wojnie przystąpiono do zaszklenia pięciu wyniosłych okien prezbiterium. W trzech oknach środkowych wyobraził artysta „Trójcę Świętą”, pokonując zwycięsko wielkie trudności w wyrażeniu głębokich tajemnic dogmatu, dzięki bardzo rozważnemu posługiwaniu się symbolizmem, jak to podnoszą z uznaniem uczeni teolodzy (O. Berthier).

Dwa pozostałe okna boczne prezbiterium poświęcone zostały zobrazowaniu „Historji ruchu religijnego“ we Fryburgu, oraz „Historjl politycznej Fryburga”, Przesuwają się przed oczyma liczne zdarzenia, w których bierze udział duża ilość figur działających.

Uwzględniona została w drugiem z wymienionych okien nawet ostatnia wojna światowa. U dołu witrażu alegoryczna figura Historji przędzie kądziel i opowiada dzieje tej wojny, jak na to wskazują daty (1914—1918), umieszczone w głębi. Przerażona postać kobieca, uosabiająca Potomność zasłania twarz ręką.

Dzięki tym witrażom zyskała katedra fryburska — przedtem dość ponura w nastroju — urok niezwykły i pierwszorzędną ozdobę. Jest to rzadki wypadek, że rozległe wnętrze kościelne wypełnione zostało witrażami wyłącznie jednego artysty, dzięki czemu tu jego dekoracja posiada bardzo dobitny i jednolity charakter.

Gdy w niemym zachwycie wypatrywałem się w tę przedziwną całość, obudził się we mnie żal, że nie mamy takiego dzieła u nas przedewszystkiem w Krakowie, w którym Mehoffer żyje i tworzy od lat młodych. Wprawdzie fryburskie jego witraże przynoszą zagranicą chlubę naszej sztuce oraz narodowi, i mogą być świetnym dokumentem propagandowym, to jednak, gdyby któryś z krakowskich kościołów tak był w całości zaszklony, gdyby obok legend świętych czytać można było z jego barwnych okien dzieje Krakowa i Polski, byłoby to dla nas źródłem znacznie większej radości.

A bodaj, że i cudzoziemcy — wprawdzie mniej liczni — więcejby na takie witraże w Krakowie zwracali uwagi. We Fryburgu nie każdy dowiaduje się, że jest to dzieło polskie i rzadko który turysta zdaje sobie ] sprawę ze znaczenia tego zespołu witraży w dziejach polskiej sztuki, z tego, że one i wyrosły na naszym gruncie, i że najściślej i są związane z naszą kulturą duchową i artystyczną.

Gdy oprowadzano po wnętrzu katedry grupą niemieckich historyków sztuki, słyszałem z ust ich przewodnika wyjaśnienie: „eine der interessantesten Leistungen des Jugendstiles” Zbliżywszy się, podkreśliłem, że jest to dzieło polskiego artysty, które przetrwa wszelkie objawy owego „Jugendstilu”.

Dla zwiedzających katedrę urządzono piękny koncert muzyki organowej. Wielu uczestników, wpatrując się w witraże i wsłuchując się w poważne i głębokie dźwięki, trwało długo w milczeniu, w oderwaniu od smutków i trosk pod przemożnem działaniem sztuki.

W przekonaniu o wybitnej wartości witraży Mehoffera utwierdziłem się, poznawszy w krótki czas później witraże głośnego angielskiego prerafaelity, Burne Jones’a, w bazylice Notre-Dame de Fourviere w Lyonie. Doszedłem wówczas do wniosku, że owe lyońskie okna nie dorównują fryburskim pod względem świetności barwnej, oraz opanowania tajemnic i praw techniki witrażowej.

Okna w Kaplicy Kadetów w Akademii West Point

Agata Mościcka

West Point jest miejscem, w którym są starannie selekcjonowane grupy żołnierzy i cywilów, przeznaczone do zajęć akademickich i takie, które mają cechy przywódcze i umiejętności fizyczne, predysponujące ich do sukcesu w roli Kadetów w Akademii Wojskowej Stanów Zjednoczonych .

Na terenie Akademii Wojskowej West Point znajduje się Kaplica Kadetów, znany punkt orientacyjny i symbol działalności religijnej Akademii.

Zaprojektowana została przez renomowaną firmę Cram, GOODHUE i Ferguson.

Budynek powstały w 1910 roku, został zbudowany z granitu.

Kaplica w sposób naturalny wkomponowuje się  w otaczający ją krajobraz.

Architektura budynku  łączy techniki i kształty gotyku z masywnością średniowiecznych twierdz.

Ten motyw architektoniczny zdominował później również inne budowle w West Point.

Kamienie wykorzystane do budowy kaplicy były wydobywane w West Point

Budowa kaplicy kosztowała 441.308 dolarów .

Witraż w prezbiterium w kaplicy kadetów w West Point
Witraż w prezbiterium w kaplicy kadetów w West Point

 

Witraże, zdobiące okna kaplicy zostały wykonane przez Willett Studios z Filadelfii.
Na wielkim oknie Sanktuarium, wyryto słowa, będące mottem Akademii –
„Obowiązek, Honor, Ojczyzna”.
Witraż ten był pierwszym, który został zainstalowany w oknach kaplicy.
Wszystkie szyby boczne tego witraża są pamiątkowe i są na nich wypisane roczniki kolejnych klas.
Pierwszy panel jest wyposażony w srebrne, grawerowane tabliczki z podpisami poprzednich kuratorów, wśród nich są nazwiska generałów MacArthura, Taylora i Westmorelanda.
Okna kaplicy przedstawiają wartości i cnoty Akademii West Point, obowiązek, ojczyznę i honor oraz także postacie Starego i Nowego Testamentu, które przez lata inspirowały kadetów.
Główne okno jest poświęcone tym, którzy służyli narodowi w ciągu wieków i którzy nadal służą mu  na co dzień.

Kaplica kadetów w West Point
Kaplica kadetów w West Point

 

Willett Studios zostało wybrane przez Tiffany and Co. do zaprojektowania i stworzenia witraży do kaplicy Kadetów  ku czci absolwentów West Point
Każde z tych okien kosztowało 300 $.
William Willett ustalił tak niską cenę w 1910 roku, dziękując w ten sposób  absolwentom West Point za ich działalność dla kraju.
Cena nie uległa zmianie przez 66 lat tworzenia witraży, aż zostało zainstalowane w kaplicy ostatnie okno.

Witraże swymi kolorami ocieplają chłód typowej gotyckiej katedry. Symfonia kolorów, wykorzystanych w tych oknach powstała dzięki mistrzowskim zdolnościom autorów witraży, które oddają chwałę Bogu w materiale, który był i jest ukoronowaniem dzieł architektury.

Witraże z kaplicy Kadetów dominują w prostocie i godności jej wnętrza.
Tylko kilka innych kościołów, zarówno w Stanach Zjednoczonych jak i w Europie, ma okna, których tematyka jest tak ściśle zintegrowana i skoordynowana.
Położenie kaplicy w miejscu, wybranym przez Cram ma ogromne znaczenie i wzbogaca piękno okien, gdyż naturalne światło wlewa się przez wielobarwne szyby, niezakłócone przez żadną przeszkodę.

Okna kaplicy można podzielić na trzy grupy: okna Sanktuarium, które zostały stworzone ku pamięci absolwentów Akademii Wojskowej; okna nawy, które są poświecone kolejnym klasom absolwentów Akademii i okno na północ, które jest poświęcone pamięci absolwentów, którzy zginęli podczas I wojny światowej.

W oknach nawy zostały przedstawione kolejne roczniki, kończące Akademię.
W ostatnich latach, absolwenci, kończący szkołę mieli wykonywane nie tylko okno dedykowane ich klasom, lecz także okno dedykowane równocześnie klasom, które istniały sto lat temu.

Oknom w kaplicy nadano określony ikonograficzny plan.
Okna w górnej kondygnacji, zachodniej strony kaplicy zostały ozdobione witrażami ze scenami z przypowieści, cudów i nauczania Chrystusa.
Święci męczennicy i misjonarze Kościoła są przedstawieni w dolnych oknach Kaplicy.
Po jej wschodniej stronie, górne okna pokazują sceny z Dziejów Apostolskich, natomiast dolne okna ilustrują patriarchów i proroków Starego Testamentu.

Zgodnie ze zwyczajem, ustanowionym w wielu starych gotyckich katedrach Europy, okna medalionowe zostały zaprojektowane do górnych naw.
Górne panele transeptu okien pokazują wydarzenia z życia Chrystusa.
Poniżej tych paneli przedstawione są prorocze zdarzenia ze Starego Testamentu.

Okna transeptu mają ostre zwieńczenia i można je podzielić na sześć grup. Każda ze stron nawy jest podzielona na siedem zatok, każda z dużym oknem. Okna te są podzielone na dziesięć paneli, przedstawiających absolwentów kolejnych roczników.
W każdej wnęce widać małe okno o prostej konstrukcji. Okna te są również poświęcone kolejnym absolwentom, kończącym Akademię. Tematyka ta dominuje w oknach  kaplicy Kadetów.

Kaplica kadetów w West Point
Kaplica kadetów w West Point

Pozostałe okna przedstawiają wiele znanych historii z Biblii.
Można tutaj zobaczyć Noego i  jego Arkę, Triumf Samsona nad Filistynami, Eliasza karmionego przez kruki i inne wydarzenia z Testamentu.
Życie Chrystusa można podziwiać od jego narodzenia i wizyty trzech Mędrców do jego zmartwychwstania.

Uzupełnieniem okien, poświęconych kolejnym klasom Akademii jest duże okno nad północnym wejściem do kaplicy. To okno, które zostało zainstalowane w 1923 roku, jest pomnikiem ku czci absolwentów Akademii Wojskowej, którzy zginęli podczas I wojny światowej.

Okno na północ opiera się na objawieniu św. Jana na wyspie Patmos, ku pamięci pierwszych chrześcijan i ich  prześladowań. Tematem okna jest triumf Chrystusa nad grzechem i śmiercią.

Trzy centralne panele u podstawy okna przedstawiają historię Starego Testamentu, ofiarę Izaaka. Patriarcha Abraham, pokazany jest po prawej stronie. „On, który nie oszczędził własnego syna” został wybrany jako symbol rodziców, którzy oddali swoich synów w wojnie światowej. Po lewej stronie jest Isaak trzymający na ramieniu krzyż. Isaak został przedstawiony jako chrześcijański żołnierz, poświęcający się w służbie.

Panele zewnętrzne są wypełnione aniołami w jasnej zbroi. Tutaj, podobnie jak w innych panelach bocznych, anioły noszą zbroje ukształtowane tak, by reprezentować narody, które brały udział w wojnie światowej.

Piękne okno prezbiterium jest często porównywane do okna w sanktuarium kaplicy św. Jerzego w  Windsorze. W słoneczne niedzielne poranki, miękkie światło przenika poprzez liczne bogato kolorowane szybki, rzucając barwną  aurę w całym sanktuarium.

Na dorocznym spotkaniu Stowarzyszenia Absolwentów w czerwcu 1907 roku pojawiła się koncepcja stworzenia okna pamiątkowego, opierającego się na relacji aktualnych absolwentów do ich poprzedników.

Komisja zaprosiła kilka firm witrażowych do przedstawienia planów, dotyczących projektu okna. Plany zostały przedłożone jury, składającemu się z komitetu i czterech wybitnych architektów, którzy byli ekspertami w strukturach kościelnych. W wyniku konkursu firma The Willett Stained Glass and Decorating Company of Pittsburgh z Pensylwanii, została wybrana do wykonania pamiątkowego okna.

Środki na okno zostały zebrane przez absolwentów Akademii Wojskowej na całym świecie. Lista abonentów ma znaczenie nawet dziś, nazwy niektórych z tych ludzi stały się znane w całym kraju, choć w 1910 roku, były one znane tylko w niewielkim kręgu wojskowym.

Pierwsze okno, zainstalowane w kaplicy Kadetów, Okno Sanktuarium reprezentuje „Geniusz i ducha West Point”, ponieważ symbolizuje bohaterów Starego i Nowego Testamentu. Projektanci okna, William i Annie Lee Willett, wyrazili koncepcję tego tematu w ich opisie, przekazanym do Komitetu w lutym 1910 roku, gdzie określili, że ich celem przy projektowaniu okien w kaplicy Kadetów nie było tworzenie dekoracji kościelnej i teologicznej, według zasad XI i XIII wiecznej sztuki witrażu, lecz starali się zrobić znacznie więcej, gdyż chcieli stworzyć pomnik na chwałę wielkiej prawdy duchowej, podkreślający poprzez sceny biblijne i historię kościoła geniusz Akademii West Point.

Pięć dolnych lancetów w witrażu symbolizuje „Geniusz West Point” i jego hasło „Obowiązek, Honor, Ojczyzna”, przedstawione w odniesieniu do Starego Testamentu i Chrystusa, jako uosobienia  najwyższego rodzaju patriotyzmu.
Po lewej stronie Dawid i Jonatan mają symbolizować przyjaźń, cnotę, która rozwija się szczególnie w życiu wojskowym.

Mojżesz z płonącym krzewem z Dekalogu, jest podstawą wszelkiej czci i służby, posłuszeństwa wobec Boga i Jego praw, będących pierwszą zasadą honoru i patriotyzmu.

Witraże kaplicy Kadetów pokazują wybitne przykłady oddania służbie ojczyźnie na podstawie Starego i Nowego Testamentu.

W witrażach tych ukryte jest przesłanie mówiące, że obowiązkiem chrześcijanina żołnierza jest służba ojczyźnie. Chcąc osiągnąć zwycięstwo, zawsze musi on mieć w sobie siły, które opowiadają się za sprawiedliwością i prawdą, zdając sobie jednak jednocześnie sprawę z tego, że jeśli tylko obniży swoje normy i zasady, zostanie utracony jego honor.

Prezbiterium w kaplicy kadetów w West Point
Prezbiterium w kaplicy kadetów w West Point

Zdjęcia: Willet Hauser Architectural Glass – https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=8750502