Wariacje pocztowe

Augustyn Baran – (autoreportaż)

Pismo zostało wynalezione przez rozłączonych dalą kochanków. Nie widzę innej przyczyny wynalezienia alfabetu. Od najstarszych cywilizacji towarzyszy człowiekowi.

Hipotezę o wynalezieniu pisma przez kobiety   postaram się udowodnić na przykładzie człowieka z Izdebek, Augustyna Barana, dzięki któremu poczta w jego wsi istnieje i będzie tak długo istnieć, jak on będzie żył, pisał i otrzymywał listy. Nie grozi zagłada poczcie w Izdebkach, a na pewno będzie źle w wyniku koniecznych reform we wszystkich okolicznych wsiach gminy Nozdrzec, także pozostałych gmin w powiecie Brzozowskim i nie tylko.

Świat jest pełen samotnych kobiet, strapionych mężczyzn i od nich Abe otrzymuje korespondencję. Podtrzymuje ich na duchu, udziela bezwartościowych porad i bzdurnych komentarzy odnośnie panującej rzeczywistości.

Dwa razy w ciągu dnia dostarczane są przesyłki do Izdebek. Pocztę przedpołudniową odbiera Baran najczęściej sam, pozostawiając w rewanżu stertę listów do wysłania. Listy nadaje w kolorowych kopertach, niekiedy bardzo kolorowych z bieżących czasopism, zużytych przez czas żółtych kalendarzy, i z czego­kolwiek tylko można kopertę zrobić – robi ją.

– Z trudem nauczyliśmy go posyłania przesyłek poleconych w kopertach jednobarwnych – cieszy się pani Naczelnik Teresa Bednarz, uważając tę naukę za swój sukces.

– Również listy do niego są charakterystyczne – dodaje doręczycielka p. Danusia H. – Łatwo je rozpoznać po wariackich kopertach. Kiedyś, przez dziesięć lat pisał do jakieś kochanicy, ale z biegiem lat jej koperty były coraz mniejsze, chudsze, aż scienkły całkowicie – uzupełnia cenną dla mnie wypowiedź o korespondencji Barana. – I skończyło się, jak wszystko się kończy – słyszę jej słowa na długim pomoście prowadzącym z drogi do budynku pocztowego.

W narożnym pokoju „naszego bohatera” trwa produkcja kolejnych listów. Kobiety proszą, kobiety czekają:

„Bądź dla mnie w listach” – czytam w zakończeniu listu znanej w kraju poetki i pisarki dla podrastających dziewcząt, p. Marty Fox.

Niestety, nie jest możliwy do zacytowania ani   jeden akapit Augustyna do Marty. Proza listu nie odbiega od skandalicznej prozy jego debiutanckiej książki. Trudno – trzeba sobie wyobrazić „Baranie pisanie” do tej znanej Autorki.

O list prosi go przyjaciółka z Lublina, poetka i prozaiczka. Dziewczyna piękna, której fotografia zaludniła album Barana. Ania prosi, Augustyn odpisuje, poczta doręcza – i tak będzie do jakiegoś listu momentu, w którym Baran znudzi się, napisze typowy dla siebie „obrażacz” – i Ania zamilknie, jak wiele przed nią zamilkło i nigdy już nie odpowiedziało na jego obłudne „przepraszam”.

Mężczyźni również polują na listy Barana. Jest ich wielu, w każdym razie nie tak mało, jak można by sądzić, że współczesny mężczyzna posługuje się wyłącznie „komórką” do załatwienia pilnych spraw osobistych i zawodowych. Piszą do Barana: dr Marian Ważny – kiedyś dyrektor znanego w naszej okolicy Uniwersytetu Ludowego we Wzdowie, czasem kartkę skrobnie i w „prezencie” otrzyma idiotyczny list – znany   z Polonii, Polsatu, radia i wszystkich gazet w kraju – poeta Janusz Szuber.

– Sam się nabrałem na znajomość z izdebskim Baranem – i teraz urwanie wora i skrzynki pocztowej… Nie chcę go obrazić, ale jak go inaczej przekonać, żeby zaprzestał pisania do mnie. Przecież i tak mu nie odpisuję – żali się sanocki poeta p. Janusz. Autor dziesięciu tomików poetyckich, które przyniosły mu sławę, jego wiersze tłumaczone są na ważniejsze języki europejskie, a tymczasem musi z powodu dobrego wychowania – udawać, co z powodzeniem udaje: cierpliwość do korespondencji debiutanta z Izdebek.

Tymczasem przysłuchuję się dziejom najnowszym – „wariacjom pocztowym” Barana, zaprzeszłe dzieje jego wariactwa mnie nie obchodzą. Baran poluje na ciekawe listy. Niekoniecznie od ciekawych ludzi, którzy są ostrożni, lub których ostrożności sam nauczył.

Z głębokiej, zapylonej szarośmierdzącymn pyłem szuflady, wyjmuje dwa ciekawe szpargały. Jeden to list od jego przyjaciółki, prawdopodobnie rychłej ofiary   emocjonalnej „naszego bohatera” – drugi, znacznie   obszerniejszy zapis – opowiadanie… Mocą wyobraźni wpisał „swoje” w jej list i powstało opowiadanko pod   tytułem „Czarny koniec”. Zatem, pozostańmy przy tym liście – prozie.

Identycznie zaczyna się list owej pani i opowiadanie Barana: „kochany jesteś człowiek”…

Odkładam papiery i ukradkiem wzdycham: Baran – kochany człowiek – Boże, koń by się uśmiał, nawet cała stadnina najgłupszych hucułów.

Baran, myśląc, że go chwalę – pyta:

– I jak, no jak? – podoba ci się?

– No, no, mocna rzecz – mruczę pod nosem.

Obie lektury równie przygnębiające: kobieta pisze, żali się Baranowi o swoim małżeńskim losie. O biciu i poniewieraniu jej przez męża i dorosłe dzieci. Gehenna owej kobiety – korespondentki „naszego     bohatera” – trwa latami. Natknęła się gdzieś na niego i teraz sprzedaje mu swoje nieszczęście, swoistą tragedię za darmo i w dobrej wierze. Pewna, że potrafi jej pomóc, ulżyć, a może nawet inaczej, tj. z nim właśnie – ułożyć sobie resztę życia.

Posłuchajmy owej nieznanej nam kobiety:

„…Byłeś i pozostałeś dla mnie jedyny i dobry. Zawsze wyczekiwany, wypatrywany, czy nie nadchodzisz ze swoich lasów, z puszczy karpackiej, która znowu rośnie i kwitnie wokół Ciebie i nad Tobą. Zawsze umiesz mnie pocieszyć, choćby na moment, ale jak ważne to w moim życiu. Twoje słowa wypisane w listach łagodzą i leczą, dodają odwagi i niosą radość dla mnie. Czuję się po twoich listach znowu małą dziewczynką, dzieckiem, które jeszcze nie wie, że jest dziewczynką.

Ty zawsze coś włożysz dla mnie do koperty, zawsze coś miłego znajdę, a pomyśl, tyle lat w tym małżeństwie z moim Mundziem jestem i ani razu nic podobnego mnie nie spotkało. Ani skromnego prezencika, ani karteczki, nic, nawet czułego słówka – nigdy nic. Twoje gesty są wszystkim dla mnie i tak wiele znaczą. Nie należy o tym pisać, ale nie mogę powstrzymać się od wzruszenia. Potrafisz, Abe wzruszać cudze kobiety, i aż dziw, że własnej nie masz.

Ty nigdy nie mylisz się w moich sprawach i przeczuciach. To aż dziwne, że potrafisz taki być. Że też nie mam odwagi na tyle, by zostawić ten syf Żółtego Miasta i pojechać, choćby iść do Ciebie, do tej wiecznie zielonej puszczy i tam na zawsze przy Tobie zostać. Albo przy którymś z Twoich przyjaciół, gdybym im była potrzebna, co mi o nich piszesz: Januszu – poecie z Sanoka, albo innym. Na pewno byłabym Wam wszystkim nieoceniona i pomocna. A ja, Wasza Pani – doznałabym tyle szczęścia”.

Tyle wiary, tyle nadziei pokłada owa korespondentka w perfidnym Judaszu, byłym historyku i samozwańczym dziennikarzu z Izdebek. A on wszedł w jej wnętrze, w jej psychikę – i jeszcze bardziej ją pustoszy. Nie jestem w stanie jej pomóc, nie znam jej adresu, nie mogę nawet wysłać niniejszego reportażu, dzięki dobroci p. red. Haliny Kościńskiej opublikowanego w „Wiadomościach Brzozowskich”. Zatem, przestrzegam wszystkich pozostałych aktualnych i potencjalnych korespondentów Barana.

Na szczęście, nie udało mu się namieszać w sercach ani główkach młodych mężatek – miłych, aż przemiłych pracownic Muzeum Regionalnego w Brzozowie paniom Beacie i Marzenie. Ich mężowie wpadli na trop listów „redaktora” – pisarczyka z Izdebek   i małżonki otrzymały po pierwszym, stanowczym i poważnym ostrzeżeniu. Mam nadzieję, że nie będą przeć do kolejnego ostrzeżenia.

Tymczasem na moich oczach p. Wiesław, mąż Grażynki listonoszki przyniósł kolejną, tym razem popołudniową porcję listów Baranowi. Baran uśmiecha się szyderczo na widok jednej z kopert. Nie rozrywa jej przy mnie. Przekonuje tylko p. Wiesława o wyższości ustroju niewolniczego nad wszystkimi pozostałymi.

Jestem pewny, że udowodniłem hipotezę o wynalazku alfabetu przez kobiety. Wynalazek poczty był już kwestią czasu i pomysłowości mężczyzn.