Autor: Andrzej Bochacz

Naprawa uszkodzonego witraża

Zenon Kozak na podstawie opracowania Roberto Rosa

Witraż pod wpływem zmian temperatury, warunków atmosferycznych lub oddziaływań fizycznych może ulec zniszczeniu. Pęknięcia szklanych elementów z biegiem czasu stają się coraz bardziej widoczne, aż do wystąpienia całkowitej perforacji.

Głównym zadaniem procesu renowacji jest zachowanie jak największej oryginalnej powierzchni dzieła. Mimo, że uzasadnionym postępowaniem mogłoby wydawać się pełne odtworzenie elementu poprzez wycięcie szkła oraz naniesienie malatury, to dobrą praktyką jest zgromadzenie jak największej ilości popękanych fragmentów elementów witraża i połączenie ich w całość.

W witrażach profile ołowiane obok funkcji łączenia spełniają także ważną rolę w treści obrazu. Najczęściej ustalają one linie konturowe. W związku z tym, wybierając odpowiednią technikę można spowodować, że pęknięcia będą mniej lub bardziej wyraźne. Mogą wreszcie tworzyć nowe linie konturowe.

Barwy-szkla-2013-Naprawa-uszkodzonego
Naprawa przez użycie wlewki epoksydowej, co tworzy wielowarstwową strukturę.

Na przestrzeni lat, podstawowe techniki konserwatorskie nie ulegały znacznym zmianom. Jednak wprowadzenie nowych materiałów, technik i procedur przyczyniło się do uzyskiwania estetycznego efektu. Wśród nich najważniejszymi wydają się: spajanie z wykorzystaniem klejów epoksydowych, łączenie krawędzi z użyciem mas silikonowych oraz naprawy za pomocą folii miedzianych. Każda z trzech powyższych technik różni się od siebie w odwracalności, wytrzymałości oraz efekcie wizualnym.

KLEJE EPOKSYDOWE

Barwy-szkla-2013-Naprawa-uszkodzonego-2
Fragment witraża z uszkodzonym barankiem.

Zastosowanie mas epoksydowych umożliwia   uzyskanie niemal niewidocznych linii. Cecha ta jest szczególnie cenna, gdy uszkodzenia dotyczą np. anatomicznych części ciała. Pęknięcie elementu z namalowana twarzą wymaga szczególnie przemyślanych działań konserwatorskich. Żywice epoksydowe można barwić pigmentami, co znakomicie ułatwia naprawę. Czasami na powierzchni witraża widoczne są mikroskopijne pęknięcia. W takim przypadku kleje epoksydowe są jedynym materiałem, który pozwala na pokrycie większej, płaskiej powierzchni powłoką łączącą. Stosujemy wówczas wylewkę masy epoksydowej na powierzchni elementu. Tworzy się wówczas dodatkowa warstwa szkła. Klej epoksydowy doskonałe łączy się z powierzchnią szkła.

Wadą stosowania mas epoksydowych jest nieodwracalność tej metody naprawy. Poza tym stosowane substancje są mało odporne na promieniowanie UV, co z biegiem czasu przyczynia się do zmian w przepuszczalności światła. Poza tym jest to technika najbardziej czasochłonna.

Dla porządku wspomnimy tylko, że nie wolno mylić ogólnie dostępnych rodzajów żywic epoksydowych ze stosowanymi do konserwacji specjalnych materiałów przeznaczonych do ochrony szkła. W konserwacji szkła używa się ultra czystych żywic, które pozostają jasne i przejrzyste po wieloletnim oddziaływaniu światła dziennego.

Barwy-szkla-2013-Naprawa-uszkodzonego-3
Fragment witraża po naprawie z użyciem mas epoksydowych

Żywice epoksydowe dostarczane są w formie dwóch cieczy, które po odważeniu wymagają połączenia i delikatnego mieszania. Ta część wymaga dużo cierpliwości i nie może być wykonywana pośpiesznie, aby uniknąć powstania pęcherzyków powietrza. Stosując małe komory próżniowe można „odgazować” klej, co może przyczynić się do wyposażenia pracowni w odpowiednie urządzenie.

Świeżo wykonana mieszanina kleju ma bardzo niską lepkość. Jeśli potrzebny jest materiał o większej konsystencji, to wystarczy odczekać od kilku minut do kilku godzin, aby stężał.

Klej o niskiej lepkości umożliwia doskonałe wypełnienie drobnych pęknięć, które mogą być niemal niewidoczne. Dobre wyniki uzyskuje się, gdy klejone szkła ogrzewa się do temperatury od 50°C do ponad 100°C (odpowiednio do używanego materiału).

Kleje epoksydowe wiążą już po 24 godzinach, ale pełną siłę wiązania uzyskuje się po kilku dniach. Nadmiar żywicy epoksydowej należy usuwać przy pomocy ostrych nożyków. Stosowanie rozpuszczalników nie jest zalecane, ponieważ mogą one wnikać do masy epoksydowej.

Barwy-szkla-2013-Naprawa-uszkodzonego-4
Fragment witraża przed naprawą

KLEJE SILIKONOWE

Masy silikonowe mają bardzo odmienne cechy od żywic epoksydowych, co stanowi dla nich cenną alternatywę. Ta technika naprawy ma najniższą spośród omawianych, siłę wiązania. Ważna cechą jest elastyczność połączenia. Technikę tą stosuje się na przykład w sytuacji, gdy okno będzie pod ciągłym wpływem naprężeń mechanicznych lub przy stosowaniu wielowarstwowych okien.

Stosowanie silikonu do naprawy szkła jest procesem odwracalnym. Używając ostry nóż i aceton, łatwo można usunąć powłokę silikonową. Silikon łatwo można nanieść na powierzchnię szkła i pokryć pęknięcia. Materiał ten jest równie przejrzysty jak kleje epoksydowe, ale załamuje światło w odmienny sposób, przez co może być widoczny.

Barwy-szkla-2013-Naprawa-uszkodzonego-5
Fragment witraża po naprawie z użyciem taśmy miedzianej

Kleje silikonowe są odporne na niekorzystne działanie promieniowania UV. Poza tym doskonale sprawdzają się przy naprawach elementów ze szkła nieprzeziernego.

FOLIA MIEDZIANA

Kiedy uszkodzenie ma większe szczeliny, doskonałym sposobem naprawy jest wykorzystanie taśmy miedzianej. Folia miedziana jest cienką taśmą samoprzylepną, która stosowana jest po obu stronach uszkodzenia. Po przycięciu do minimalnej szerokości na powierzchni szkła, oklejeniu łączenie jest lutowane przy użyciu stopu cyny. Tiffany Studios wprowadziło folię miedzianą do łączenia barwionego szkła do produkcji lamp. Rzemieślnicy z Tiffany Studios opanowali użycie folii miedzianej, do uzyskiwania bardzo cienkich linii konturowych.

Barwy-szkla-2013-Jak-skalkulowac-witraz

Pomysł na piec

Bogusław Skoczylas

Glassdom.pl

Witam wszystkich miłośników „Barw Szkła”. Pomysł na zbudowanie własnego pieca plątał mi się po głowie już od dłuższego czasu. Choć można prościej, zakup profesjonalnego pieca to spory wydatek rzędu kilku tysięcy złotych. Jednak pokusą było wykonanie własnego pieca o wymiarach takich jak w profesjonalnym urządzeniu. Decyzja zapadła po spotkaniu z witrażem klasycznym, gdzie piec jest nieodzowny. Do samego wypalenia: malatury, konturów wystarcza 700 stopni Celsjusza. Piec mogę wykorzystać również do stapiania szkła, czyli fascynującego fusingu. W założeniu podstawowym ustaliłem wymiary komory wewnętrznej na 50 x 50 cm oraz wysokość 30 cm. Wyższa wysokość pozwoli mi na wykonywanie prób w fusingu, dzięki czemu będzie można zmieścić proste formy do gięcia i formowania szkła.

Rozpoczęcie budowy pieca wydawało się prostą sprawą. Rozpocząłem poszukiwania informacji. Znalazłem cenne wskazówki na forum easy-Art. Dotarłem do artykułu „Historia pewnego pieca” na forum forum.knives.pl, który opisuje budowę pieca hartowniczego (artykuł ten znajdziemy w nr 1/2013 „Barw Szkła”).

Poszukiwania materiałów

Starałem się wybrać pomiędzy dobrym jakościowo materiałem a jego dostępnością w bliskiej okolicy. Wybór padł na IZO Zakład Izolacji Ogniotrwałych Barwy-szkla-2013-Pomysl-na-piecmieszczący się w Gliwicach z oddziałem w Katowicach. Nieocenione były rady pracowników IZO, z którymi odbyłem ciekawe rozmowy na temat budowy, wymogów, materiałów i oczywiście kosztów budowy pieca. Po przeanalizowaniu zdobytej wiedzy rozpocząłem kompletowanie materiałów. Większość została zakupiona w IZO. Korzystając z programu komputerowego INWENTOR zaprojektowałem obudowę. Program pomógł mi w przede wszystkim przy umiejscowieniu siłowników, które podnoszą ciężką pokrywę. Wykonanie obudowy z malowaniem proszkowym zleciłem w firmie, która realizuje zadania cięcia blach laserem.

Po zakończeniu gromadzenia niezbędnych materiałów pozostało rozpocząć montaż, który trwał około 15 godzin (nie uwzględniam czasu potrzebnego do wyschnięcia).

Materiały:

  • Panel grzewczy można zrobić samemu nawijając drut na ceramiczne rurki lub umieścić spirale w szklanych rurkach ze szkła żaroodpornego .
  • Płyta wewnętrzna (Płyta z włókna ceramicznego)
  • Płyta zewnętrzna (Płyta krzemianowo – wapniowa)
  • Kształtki na dno pieca (Prostka P23 NF1 230x114x64 mm)
  • Przepusty ceramiczne i kostka
  • Elementy podwieszenia panelu grzewczego (szpilka   i krążek ceramiczny)
  • Sterownik (mały, ale kosztowny)
  • Termopara typ K
  • SSR do załączania grzałek
  • Radiator
  • Obudowa

Barwy-szkla-2013-Pomysl-na-piec-2

  • Spoiwo do sklejenia płyt (Klej ALSIBLOK)
  • Kable ,wtyczki ,zaciski

Po wklejeniu płyt na ściany musimy wkleić moduł grzewczy podwiesić go i zablokować

Podłączenie elektryczne jest bardzo etapem. Wymaga wiele uwagi oraz znajomości przedmiotu. (Jeżeli nie dysponujesz wiedzą w tym zakresie, to koniecznie skorzystaj z pomocy elektryka z uprawnieniami SEP).

Barwy-szkla-2013-Pomysl-na-piec-6

Podczas łączeń pamiętać, że urządzenie pracuje w wysokich temperaturach i dobierać odpowiednie elementy. Mimo izolacji, spora część ciepła wydostaje się na zewnątrz.

Na rynku dostępnych jest wiele sterowników. Piec ma możliwość wprowadzenia piętnastu programów a każdy z nich do piętnastu kroków. Skorzystałem ze sterownika RE 72 (przy zamawianiu należy podać specyfikację do czego będzie wykorzystany).

Barwy-szkla-2013-Pomysl-na-piec-7

Ze względu na bardzo szerokie możliwości sterownika polecam pierwsze programowanie przeprowadzić za pomocą programu LPCon. Programowanie wygląda bardzo zawile, ale po kilku razach jest proste , zwłaszcza że daje możliwość podglądu krzywej wypału.

Podczas pierwszego uruchomienia piec trochę dymi. Wewnątrz panuje wysoka temperatura i spaleniu ulegają wszelkie zanieczyszczenia. Może się również zmienić barwa obudowy.

Grzałki po temperatury 600 do 700 st. Celsjusza mają barwę jasno różową.

Gotowy piec na stojaku wyposażyłem w rolki. Ponieważ jest to ciężkie urządzenie, to znacznie łatwiej jest go przesuwać w pracowni.

Ważnym elementem jest uchwyt pokrywy. Należy użyć w rączce materiału izolującego termicznie.

Okno programu do programowania sterownika.

Bezwzględnie należy pamiętać o bezpieczeństwie. Wszystkie elementy muszą być uziemione.

Wykonanie zaprezentowanego powyżej pieca wymaga sporo wysiłku. Jest on jednak zrekompensowany wielką satysfakcją oraz znacznie niższymi kosztami. Fabryczne urządzenie kosztuje co najmniej dwukrotnie więcej.

glassdom@kozy.com.pl

Barwy-szkla-2013-Piec-hartowniczy-34

Paryskie witraże

Andrzej Bochacz

U stóp Montmartru na falistym terenie położony jest piękny cmentarz. Wśród starodrzewiu spoczywają ci, co odeszli w okresie ponad dwustu lat. Kiedyś były w tym miejscu kamieniołomy. Obecnie miejsce wiecznego spoczynku przecina stalowy wiadukt, po którym nieustannie poruszają się dziesiątki pojazdów. Czy jest to spokojne miejsce? Zapewne nie, ale miasto rządzi się swoimi prawami a zabytkowa nekropolia towarzyszy codziennemu życiu.

Atrakcyjne położenie cmentarza, na którym spoczywa wiele sławnych ludzi przyczynia się do tego, że jest to obowiązkowy punkt turystycznej wędrówki po Paryżu. Znajdziemy tutaj ostatnie miejsce spoczynku takich osób jak: Ampere, Berlioz, Dalida, Dama Kameliowa, Degas, Dumas syn, bracia Goncourt, Greuze, Guitry ojciec i syn, Heine, Jouvet, Labiche, Gustave Moreau, Wacław Niżyński, Offenbach, Madame Rcamier, Słowacki, Stendhal i Zola.

Od połowy XIX stulecia cmentarz Montmartre jest miejscem spoczynku polskich emigrantów.

Na jednym z grobowców umieszczono napis „Przyim Panie trud, bolę i życie nasze w ofierze”. Umieszczona na nim rzeźba przedstawia umierającego młodego oficera w rozpiętym mundurze. Młody polski oficer to Mieczysław Kamieński, który umarł od ran poniesionych w czasie bitwy pod Magenta. Postać konającego żołnierza stwarza bardzo przejmujące wrażenie.

Dziesiątki alejek a wzdłuż nich setki, tysiące kapliczek, nagrobków i mogił. Stosownie do statusu społecznego i poziomu zamożności zgodnie spoczywają członkowie znakomitych rodów polskich, francuskich i innych. Tuż obok kwatery rodziny de Gas, gdzie jest pochowany malarz Edgar Degas, góruje wysoki grobowiec hrabiny Marii Potockiej. Wewnątrz kapliczki znajduje się figura Matki Bożej. Nie jest to częsty widok na paryskich cmentarzach. Groby mają raczej świecki charakter. Charakterystyczna jest mała ilość symboli religijnych.

Poniżej jednego ze wzgórz, wśród skromnych mogił wyróżnia się jedna. Na jednym z głazów widnieje napis „Grand poete polonais”. To grób Juliusza Słowackiego. Prochów poety już tu nie ma, gdyż zostały przeniesione do Kaplicy Wieszczów na Wawelu. Podobnie stało się z Adamem Mickiewiczem, który     został pochowany na najbardziej znanym polskim cmentarzu – w Montmorency pod Paryżem.

Blisko wyjścia stoi wysoka kolumna z Orłem i Pogonią na zwieńczeniu. Poniżej widnieje napis „Jeszcze Polska nie zginęła, póki Bóg na niebie„. W zbiorowej mogile spoczywa Joachim Lelewel oraz uczestnicy powstania: Valentin Zwierkowski, Antoine Hłuszewicz, Jean Szlubowski, Valerian Zawirski, Stanislas Bagiński. Wielu nazwisk nie można już odczytać. Kolumna powoli się rozpada. Odczytać można jeszcze listę pól bitewnych: Stoczek, Grochów, Ostrołęka, Rajgród, Warszawa.

Na cmentarzu Montmartre znajduje się bardzo dużo kapliczek. Charakterystyczne jest to, że w przeważającej większości w ich oknach zamontowane są witraże. Są to różne formy, począwszy od

najprostszych, wyciętych elementów z barwnego szkła, obrazujących krucyfiks, aż po dzieła sztuki. Między nagrobkami, niczym duchy, bezszelestnie przemykają koty. Upodobały sobie to miejsce i nic dziwnego, gdyż   w wielu miejscach można zauważyć ustawione pojemniki z mlekiem. Nekropolia jest zabytkiem Paryża, co uwidacznia się w kondycji technicznej obiektów. Czas jest nieubłagany dla kamienia, szkła i metalu. Francuski, raczej ciepły klimat sprawia, że witraże instalowane w kościołach nie są dodatkowo zabezpieczane termicznie. Niekiedy ochroną mechaniczną są metalowe siatki. Podobnie jest z przeszkleniami w cmentarnych kapliczkach. Witraże łączone profilami ołowianymi są montowane wprost w otwory okienne. Brak konserwacji oraz wystawienie na bezpośrednie oddziaływanie warunków atmosferycznych odbija się po latach niekorzystnie na ich kondycji fizycznej.

Mimo licznych uszkodzeń podziwianie pięknych witraży w tym miejscu dostarcza szczególnych wrażeń. Typowymi tematami są sceny z Nowego Testamentu. Często są to motywy geometryczne i roślinne. Czasami można spotkać bezpośrednie nawiązanie do osób spoczywających w grobowcu. Stare kamienne kapliczki pokryte są mchem. Wewnątrz nich znajdziemy zakurzone płyty z inskrypcjami, krucyfiksy, figurki świętych. Światło przeciska się przez niewielkie okienka, w których zamontowano barwne przeszklenia. Czerwienie, błękity, zielenie są dziennymi zniczami na ścianach tych ciasnych miejsc ostatniego spoczynku najbliższych. Nie jest ważne, że witraże często są niekompletne. To także znak upływającego czasu. Nie sposób nie zatrzymać się. Ta chwila zachwytu i zadumy daje dużo sił i radości, bo upewnia nas jak piękny jest otaczający świat i jak wiele ciepłych uczuć przekazały rodziny tym, co odeszli.

W Roczniku Polskiego Towarzystwa Literacko-Artystycznego w Paryżu z roku 1911 r. Jan Lipkowski pisał: „Niechaj choć wspomnieniem, a w razie bytności w Paryżu pielgrzymką na cmentarz uczczą (rodacy)   pamięć tego, który w imię miłości ziemi rodzinnej poświęcił wszystko, co było mu drogiem, wszystko co duszą ukochał„.

Największą i współcześnie najbardziej znaną   nekropolią Paryża jest Pere-Lachaise. Cmentarz jest niewiele młodszy od poprzedniego, powstał na początku XIX stulecia. Popularności temu położonemu pod Paryżem miejscu spoczynku dodały poczytne powieści Balzaca, których bohaterowie często grzebani byli właśnie na tym cmentarzu.

Pośród wielu spoczywających na Pere-Lachaise sławnych postaci, najznamienitszym jest Fryderyk Chopin. O znakomitości może świadczyć choćby obecność zawsze świeżych kwiatów i płonących zniczy. Skromny grób Chopina zdobi piękna rzeźba zamyślonej muzy z lirą. Wykonał ją mąż córki, wielkiej miłości kompozytora, George Sand.

Nieopodal znajduje się popularny grób solisty grupy rockowej The Doors – Jimi Morrisona.

Na tym cmentarzu znajduje się również wiele innych znanych polskich grobów. U boku Balzaca pochowana jest jego żona Ewelina Hańska. Maria Walewska spoczywa w mauzoleum razem ze swoim niechcianym mężem Comte d’Ornano, którego jednak nie zostawiła dla Napoleona.

Pochowani na Pere-Lachaise sa także: Apollinaire, Delacroix, Oscar Wilde, Bizet, Edith Piaf, Modigliani, Simon Signoret i Yves Montand. Przeniesiono tutaj na rozkaz Napoleona prochy Jean La Fontaine i Moliera.

Cmentarz Pere-Lachaise zajmuje ponad 40 hektarów powierzchni. Po tym swoistym mieście umarłych można wędrować godzinami. Każdy zakątek jest odmienny. Kręte alejki wiją się wśród pełnych zieleni wzgórz i co krok odsłaniają różnorodność wystrojów, rzeźb, kapliczek upamiętniających zmarłych.

Na cmentarzu Montmartre obok Francuzów spoczywają polscy emigranci. Pere-Lachaise otworzył szeroko wrota dla pochówków fal emigrantów z różnych stron świata. Sąsiadują ze sobą nazwiska wietnamskie, rosyjskie, polskie, chińskie, żydowskie, gruzińskie, węgierskie.

W kaplicach ostatniego z wymienionych cmentarzy jest mniej witraży, ale te nieliczne zachwycają swoją urodą.

Huty szkła na Zamojszczyźnie

Agnieszka Szykuła-Żygawska

Na terenach, które jeszcze 100 lat temu tworzyły prywatne dobra Zamoyskich (południowa część obecnego województwa lubelskiego) znajdują miejscowości o nazwach zaczynających się od słowa huta. Większość z nich znajduje się w sąsiedztwie większych miast oraz rzek. I tak, w okolicach Krzeszowa nad Sanem znajduje się Huta Krzeszowska, w okolicach Krasnobrodu Stara Huta, obok są Hutki i Hutków. W sąsiedztwie dawnych dóbr Zamoyskich pozostają: Huta Komarowska, Huta Tarnawacka, Huta Dzierążyńska, Huta Lubycka oraz Huta Szumy.

Wymienione miejscowości różni rodowód oraz ich dzieje, ale łączy nazwa, sugerująca, że w ubiegłych   stuleciach mogły znajdować się tutaj zakłady przetwórstwa stali, metali nieżelaznych lub szkła.

Stan badań

Barwy-szkla-2013-Huty-szkla
Ordynacja Zamojska w XVIII w. na tle obecnego województwa lubelskiego, oprac. kartograficzne Jakub Żygawski

Tematowi miejsc, gdzie funkcjonowały „wytwórnie” szkła na terenie obecnej Zamojszczyzny jest poświęcony niniejszy artykuł. Badania w tym zakresie prowadzili już historycy kultury materialnej.   Huty z tytułowego obszaru są omówione w pracy Andrzeja Wyrobisza. Autor przedstawił tę dziedzinę wytwórstwa w Ordynacji na tle Rzeczypospolitej. Omówił huty w oparciu o cenne zapisy źródłowe1. Najbardziej wyczerpujący jest jednak artykuł Zbigniewa Tabaki, poświęcony tylko temu tematowi2. Zawiera on najpierw zarys tej dziedziny przemysłowej w XVI- XVIII stuleciu, a następnie wyczerpująco skupia się na dwóch powstałych pod koniec XVIII wieku hutach: w Paarach i Janowie. Produkcję w obydwu miejscowościach scharakteryzował Tabaka w oparciu o materiały źródłowe. Omówił ich funkcjonowanie od powołania do zamknięcia, przedstawił właścicieli i zabudowania składające się na huty. Cenne są opisy warsztatów, pieców oraz produkowanych przedmiotów. Autor uwzględnił wykaz pracowników z podziałem na ich profesje3.

O hutach w dalszym okresie, od 1864 do 1914 roku wspomina Bogdan Mikulec przy omawianiu przemysłu powiatu zamojskiego4. Wiedzę tę uzupełniają wiadomości podane przez Józefa Niedźwiedzia5.

Przy opracowywaniu tematu cenny był artykuł Konrada Ajewskiego dotyczący samych zbiorów szkła   w Ordynacji Zamojskiej6.

Lokalizacja

Zakłady szklarskie organizowano wszędzie tam, gdzie łatwy był dostęp do surowców potrzebnych w produkcji szkła, głównie piasku kwarcowego oraz także czystej wody. – Tę prawidłowość potwierdza organizacja hut na badanym terenie. W okolicach Krzeszowa płynie San, a położony nad Wieprzem Krasnobród i okoliczne miejscowości obfitują w piasek. Potrzebny do topienia szkła popiół dostarczali pracujący w hucie chłopi. Dla przykładu, chłopi z okolic Tomaszowa Lubelskiego, w zamian za możliwość korzystania z lasów ordynackich mieli obowiązek dostarczać określone objętości popiołu z własnych gospodarstw.

Barwy-szkla-2013-Huty-szkla-2
Przedwojenne buteleczki odnalezione przez autorkę artykułu podczas prowadzenia prac ziemnych na terenie własnych zabudowań, fot. A. Szykuła-Żygawska, 20013 r.

Dodatkowym atutem w wyborze miejsca na organizację hut szkła był łatwy dostęp do materiału   opałowego jakim było drewno, czyli sąsiedztwo lasów. Nie bez znaczenia były też wapniarki z tanim wapnem, jak to miało miejsce na przykład w sąsiedztwie Janowa, gdzie funkcjonowała huta, a wapno pozyskiwano z sąsiedzkiej kolonii – Nizioł. Huty szkła decydowało się organizować w miejscach oddalonych od dużych folwarków, co gwarantowało pozyskanie taniej siły roboczej. Pod uwagę brano sąsiedztwo dróg, którymi można było przewozić gotowe już wyroby7.

Przy wytapianiu szkła potrzebna była także   ogniotrwała glinka służąca do produkcji donic wkładanych do pieców. Złoża tego surowca znajdowały się w Oleszkach koło Brodów, Rawie Ruskiej i Dziewięcierzu8.

W najstarszych, XVII-wiecznych hutach z badanego terenu zatrudniano rodzimych fachowców tzw. sularzy-hutników, ale lepsze gatunki szkła („szkło przezroczyste, rozmaite”) wyrabiali Niemcy.

Wyposażenie hut

Podstawą organizacji hut były zabudowania z wyposażeniem potrzebnym do produkcji szkła. Tutaj znajdowały się mało wytrzymałe, często poddawane naprawom   piece do topienia masy szklanej. W oddzielnych piecach odprężano butelki w tzw. szafach, i w jeszcze innych – taflowych prostowano szyby. Ostatni z pieców mógł stać w oddzielnym budynku, tzw. tafelni9.

Tego typu piece wznoszono z kamienia naturalnego, wapna oraz cegieł pochodzących z cegielni. Na ostatni z wymienionych materiałów decydowano się najczęściej, ponieważ tereny Zamojszczyzny obfitowały w cegielnie. Materiał ten okazał się jednak nietrwały, i wznoszone z cegły piece wykazywały zdolność produkcyjną jedynie do trzech miesięcy. O wiele trwalsze były szklarskie piece rosyjskie, na które decydowano się jednak dosyć rzadko.

Nietrwałe, ceglane piece do produkcji szkła były słabą stroną hut położonych w Ordynacji Zamojskiej. Dla przykładu, w XIX wieku dla huty w Janowie przewidywano wznoszenie około 10 pieców rocznie. Taki stan urządzeń był też wynikiem braku zainteresowania nowościami technicznymi dzierżawców hut. Decydowali się oni na tańszy materiał sprowadzany z pobliskich cegielni lub naturalny kamień wydobywany z pobliskich kamieniołomów10. Oprócz pieców, do prowadzenia huty szkła potrzebny był zestaw narzędzi wykonanych z żelaza: widły do wsuwania donic, widły do prostowania szyb, blachy do pieców, sztabki, pazury do wstawiania donic, łyżki do mieszania masy szklanej, łopatka do mieszania potażu, jankielnie i starzelnie. Wykonane z drewna były koryta i wanienki.

Praca w hucie

Barwy-szkla-2013-Huty-szkla-3
Huta Krzeszowska – miejsce gdzie stała huta szkła, obecnie kapliczka z figurą, fot. A. Szykuła-Żygawska, 2009 r.

Jak zostało wspomniane, właściciel lub dzierżawca huty mieszkał wraz z rodziną w jej sąsiedztwie. Tutaj znajdował się jego dom oraz budynki gospodarcze.

Dzierżawcami hut położonych w Państwie Zamojskich byli zazwyczaj przedsiębiorcy żydowskiego pochodzenia. Otrzymywali oni zazwyczaj dzierżawę na okres trzech lat. Na dzierżawcy lub właścicielu huty spoczywały wszystkie obowiązki związane z prowadzeniem huty. Dbał on o należyte utrzymanie i konserwację urządzeń produkcyjnych, remontował zabudowania, organizował i nadzorował etapy produkcji wyrobów szklanych. Z niewielkimi kosztami prowadzenia hut szkła na terenie Państwa Zamoyskich wiązało się także zatrudnienie chłopów, których praca była traktowana na zasadzie pańszczyzny. Byli to najczęściej chłopi z miejscowości w której znajdowała się huta oraz mieszkańcy sąsiednich wiosek. Dzień ich pracy był dłuższy w okresie letnim, a krótszy zimą, kiedy szybciej zapadał zmrok. Pewien procent pracowników byli to wędrowni osadnicy z dalszych obszarów Rzeczypospolitej. Właściciele huty szczególnie cenili wykwalifikowanych robotników, którym w zamian za pracę w swoim zakładzie oferowali miejsce zamieszkania w jego sąsiedztwie i możliwość uprawy roli11.

Po upowszechnieniu zniesienia pańszczyzny w ciągu XIX wieku, pracownicy otrzymywali za swoją pracę w hucie zapłatę najczęściej w formie kwitów lub produktów rolnych – żywnościowych. Należy jednak odnotować, że wypłaty bezgotówkowe umożliwiały właścicielom przywłaszczanie sobie części zarobków swoich pracowników.

Liczba zatrudnionych osób i podział ich na grupy podczas pracy zależały od właściciela lub dzierżawcy huty. Tak więc był on także jej kierownikiem. Do nadzoru pracy zakładu dobierał jednego z pracowników, najczęściej szafarza. Wyrobionym szkłem zielonym i taflami okiennymi zajmował się „smelcarz”. – Hartował butelki i prostował szyby12. Przygotowane szkło dzielił na sztuki, pakował w słomę i lokował w magazynie „obwiązywacz”, natomiast sztafarz zajmował się przekazywaniem gotowych produktów odbiorcy.

XVI wiek

Najstarsze przekazy o hutach pochodzą z końca XVI stulecia. – W 1589 roku powołana została Ordynacja Zamojska. Dla potrzeb powstającego dominium, uzupełnienia wznoszonych budowli sakralnych i świeckich w przeszklone okna i drzwi, powoływano huty szkła. Wiadomo, że pierwsze okna w nowobudowanej wówczas najważniejszej świątyni w dobrach Zamoyskich, czyli kolegiacie w Zamościu pochodziły z działającej już wtedy prawdopodobnie w okolicach Szczebrzeszyna huty. – Wspomina ją w korespondencji do Jana Zamoyskiego jego nadworny architekt Bernardo Morando pisząc, że potrzebuje do oszklenia kolegiaty 20 okien. W 1594 roku architekt planował też zlecić tejże hucie dostawę 20 000 szyb dla kolegiaty zamojskiej13.

Barwy-szkla-2013-Huty-szkla-6
Archiwum Państwowe w Zamościu, Akta Notariusza Grzegorza Kozłowieckiego w Tomaszowie Lubelskim, 1829 r., nr 39, Inwentarz majątku Salomei z Juśkiewiczów Kraczewskiej, dział z wykazem przedmiotów wykonanych ze szkła, brak paginacji, fot. A. Szykuła-Żygawska, 2009 r.

Być może chodzi tutaj o wielokrotnie wspominaną jeszcze w późniejszych źródłach hutę zlokalizowaną w bliżej nieokreślonych okolicach Szczebrzeszyna. – Odnotowuje się bowiem tego typu zakład produkcyjny w sąsiadujących z miastem Niedzieliskach oraz Topólczy. Wiadomo, że produkcją szkła obok Polaków zajmowali się tutaj też Niemcy. Źródła odnotowują, że obowiązek zaopatrywania huty w drewno spoczywał na wszystkich chłopach z wsi położonych w kluczu zwierzynieckim.

Osobnym przedsiębiorstwem była huta w lesie pod Turobinem, z której Walenty Hutnik w 1598 roku płacił 20 złotych rocznego czynszu i dawał 2 kopy szklenie oraz 400 szyb14 (inne źródła podają, że za dzierżawę huty płacił rocznie panom na zamku turobińskim 10 złp. oraz „kup dwie szklanic chędogich i szyb do okien zamkowych 400”15). W 1612 roku Walenty Hutnik utracił prawa do huty, którą po 1645 roku zamknięto16.

W dobrach Zamoyskich pozostawały huta w Pańkowie nad Wieprzem oraz należąca do starostwa gródeckiego huta w Wisience. Ostatnią z wymienionych odnotowują źródła w latach 1565—1566 i 1570, ale działała ona prawdopodobnie również w XVII stuleciu.

XVII wiek

W kolejnym stuleciu na terenie Ordynacji Zamojskiej powstały nowe huty szkła. Zorganizowano wówczas prawdopodobnie hutę w okolicach Krzeszowa w lesie Brzeźnica. Jest ona wzmiankowana w roku 1638, a także prawie 200 lat później w 1856 roku. Być może w nawiązaniu do tej wytwórczości miejscowość położoną w sąsiedztwie miasta nazwano Huta Krzeszowska. Lokalizację huty w Hucie Krzeszowskiej wskazuje figura wtórnie umieszczona w tym miejscu. – jest to rzeźba przeniesiona tutaj z nieznanego kościoła, wstawiona do usytuowanej na wzgórzu kapliczki.

XVIII wiek

Źródłem informacji na temat lokalizacji hut w tym stuleciu jest wykonana w latach 1772-1779 mapa austriackiego kartografa Friedricha von Miega. Widnieje na niej w sąsiedztwie miejscowości Dzierążnia przysiółek Hutta, który w kolejnych latach został przemieniony na wieś Huta Dzierążyńska. – Swą nazwę wzięła od znajdującej się tutaj w XVIII stuleciu huty szkła17. Właścicielem miejscowości i zakładu na przełomie XVIII i XIX wieku był Antoni Augustyn Deboli18.

W tym samym czasie powołano położoną w odległości ok. 20 km hutę szkła w późniejszej Hucie Komarowskiej, której właścicielem był Jan Mier19. Wiadomo, że zakład działał co najmniej od 1765 roku. Pracowało w nim wówczas pięciu poddanych, a majstrem był Maurycy Horn, który płacił 2500 zł rocznego czynszu20.

Istniała też, założona w XVIII wieku huta w Lubyczy, która dała początek wydzielonej w późniejszym czasie miejscowości Huta Lubycka21.

Okolice Janowa

W Ordynacji Zamojskiej pod koniec XVIII stulecia tego typu huty powoływał ordynat Aleksander Zamoyski.

Pod koniec XVIII stulecia powołano hutę w nowoutworzonej miejscowości koło Janowa, nazwanej Nizioł (obecnie Łążek). Produkowano tutaj między innymi butelki dostarczane do browarów ordynackich, w tym dla browaru w Zwierzyńcu22.

Nie wiadomo, czy wzmiankowana w Łążku huta szkła jest tożsama z tą funkcjonującą od 1811 roku w Janowie. Jej pierwszym rządcą był przedsiębiorca o nazwisku Domański, następnie prowadził ją nieznany z imienia pisarz Zalewski, a później Jakub Gold. Wiadomo, że przez dwa lata podlegała ona administracji Ordynacji Zamojskiej, a do 1836 pozostawała w dzierżawie. Jej ostatnią kontrahentką była Dyna Goldowa, wdowa po Jakubie która też w szybkim czasie zrzekła się jej dzierżawy. W rezultacie, zabudowania stały bezużyteczne i niszczały23.

Barwy-szkla-2013-Huty-szkla-7
Archiwum Państwowe w Zamościu, Akta Notariusza Ambrożego Hordyńskiego w Tomaszowie Lubelskim, 1813 r., Opis wyposażenia kościoła w Rachaniach, dział z wykazem przedmiotów wykonanych ze szkła, brak paginacji, fot. A. Szykuła-Żygawska, 2009 r.

W skład zabudowań należących do huty szkła w Janowie należały szopy, wzniesione z drzewa kostkowego, kryte gontem oraz „z dylów łupanych”. Stał też tutaj dom dzierżawcy oraz trzy domy zamieszkiwane przez rzemieślników24.

Wiadomo, że w tej hucie wyprodukowano „500 tafel okiennych” przeznaczonych do pałacu Zamoyskich w Klemensowie25. Znane są kwity na butelki apteczne do aptek w Zamościu i Tomaszowie Lubelskim. Największe jednak zapotrzebowanie na wyroby hutnicze, jakim były butelki na piwo był browar porterowy w Zwierzyńcu.

Okolice Tomaszowa Lubelskiego

Zagłębiem hut szkła w XVIII stuleciu były okolice położonego nad Sołokiją Tomaszowa. Świadczy o tym m.in. nazewnictwo miejscowości: Hucisko                   Tomaszowskie, huta na Ulowie, huta Szarowolska i huta Ciotuska. Od huty szkła wywodzi się nazwa pola Zahucie i gajówki Zahucie.

W latach 1660—1666 wzmiankowane jest Hucisko Zielone, a z lat 1643—1694 pochodzą zapisy o hucie pod Rybnicą (Hucisko Rybnickie) i hucie Susieckiej.

W XVII stuleciu na gruntach wsi Rogóźno powołano Szarą Wolę czyli Szary Kąt (obecnie Szarowola). Tutaj działała huta w której pracowali włościanie         szarowolscy (później przeniesiona do Rybnicy)26.

Pod koniec XVIII stulecia powołano hutę szkła w miejscowości Paary. Jest ona wzmiankowana po raz pierwszy w 1791 roku i przyjmuje się, że od tego czasu zaczęła funkcjonowanie. Huta szkła w tej miejscowości była wydzierżawiana kolejnym przedsiębiorcom. Wzmiankuje się szlachcica Wasilewskiego – dzierżawcę folwarków i gorzelni w okolicy Tomaszowa Lubelskiego, a następnie Esterę Herrin, rabinową berestecką, dzierżawczynię kilku propinacji. W latach 1812-1814 hutę w Paarach dzierżawił Lejbus Kahan.

Huta w Paarach została zamknięta w 1860 roku z powodu śmierci jej ostatniego dzierżawcy – Pinkasa Szernera. Od tego czasu zabudowania stały bezczynnie, ponieważ zarząd Ordynacji Zamojskiej nie znalazł chętnego na ich zakup. Dwa lata później budynki huty szkła w Paarze sprzedano na licytacji27.

W skład zabudowań huty szkła w Paarach wchodziły szopy, stajnia, obora i wozownia, należąca do dzierżawcy który w pobliżu miał też swój dom.           Zabudowania były drewniane, kryte gontem lub słomą.

Produkowano tutaj najtańsze produkty, na które był największy zbyt: butelki na piwo, flaszki na wódkę, słoje, butle, szkła apteczne, butelki porterowe, flaszki kwartowe na likier, flaszki półkwartowe i szyby okienne. Ostatnie z wymienionych produkowano łącząc ze sobą potażu białego, piasku płukanego białego, wapna gaszonego oraz następujących dodatków: sól rumowa, lazur, arszenik i brustein28.

Okolice Krasnobrodu

Pewne tradycje w dziedzinie hut szkła posiada Krasnobród i okolice tej miejscowości. Świadczy o tym zgrupowanie miejscowości o nazwach, sugerujących działalność tego typu zakładów: Huta Stara, Hutki oraz Hutków. Według lustracji w Hucie Starej funkcjonowała huta szkła co najmniej od 1765 roku. Jej arendarzem był wówczas Szymon Lejzorowicz29. Kolejne informacje o hutach pochodzą z końca XIX wieku.

W 1894 roku w Krasnobrodzie, należącym wówczas do Kazimierza Fudakowskiego otworzono hutę szkła. Wiadomo, że rok później ta huta zatrudniała dwudziestu pięciu robotników, a w 1911 roku czterdziestu. Wykonywano tutaj szkło okienne, butelki, cylindry do lamp oraz różne wyroby szlifowane. Zakład zdobył uznanie, co umożliwiło otworzenie własnego biura sprzedaży przy fabryce w Warszawie. Około trzydziestu procent wyrobów wywożono do Rosji30. W 1913 roku współwłaścicielem i dyrektorem handlowym huty był M. Schröter (Hersz; udziałowiec spółki do której należała huta Wołomin). Krasnobrodzką hutę zamknięto w 1913 roku z powodu trudności finansowych.

Najmłodszą hutą szkła na badanym terenie była huta szkła w okolicy przysiółka Husiny, położonego u źródeł rzeki Sopot. Powołano ją w tej miejscowości ze względu na występujące tu bogate złoża piasku białego. Wchodziła ona w kompleks Centralnego Okręgu Przemysłowego, organizowanego w latach 1936-1939. Zatrudniano w niej okolicznych mieszkańców. Działalność huty przerwała II wojna światowa, podczas której budynek doszczętnie spalono.

Szkło eksportowane

Odbiorcami najcenniejszych wytworów hutnictwa była na tym terenie magnateria i ziemianie. Ordynaci Zamoyscy, oprócz zaopatrzenia w rodzime wytwory, przy budowaniu nowych obiektów w stolicy dominium, ordynaci sięgali do wytworów spoza tego terenu. W 1585 roku Jan Zamoyski kazał sprowadzać szkło francuskie do szklenia okien pałacu w Zamościu z wytwórni w Gdańsku.

Udokumentowana jest bogata kolekcja wyrobów szklanych Stanisława Kostki Zamoyskiego. Powstawała ona w 1. połowie XIX stulecia, a przestała istnieć już we wrześniu 1939 roku. W zbiorach Muzeum Zamoyskich w Kozłówce zachowała się jej niewielka część. Stanowiły ją obiekty zebrane z pałaców w Klemensowie, Zamościu i Zwierzyńcu, eksponowane w Pałacu Błękitnym w Warszawie. O większości z nich wiemy ze sporządzonego w 1822 roku spisu. Były to: karafki kielichy, szklanki oraz „szkło starożytne”. Ich pochodzenie pozostaje anonimowe, choć wiadomo, że część pochodziła z hut polskich m.in. w Lubaczowie, lub być może działającej wówczas hucie w Komarowie31. Cenne są szkła ozdobione rżniętym w szkle herbem rodowym Zamoyskich.

Wartościowy materiał do studiów na temat zbiorów szkła ziemian z terenu Zamojszczyzny stanowią XIX-wieczne inwentarze majątkowe. Niemalże w każdej z rubryk widnieją szklane przedmioty: naczynia, szklanki, kieliszki, butelki, flasze, tacki, karafki czy „lampy stare stołowe”. Kilkakrotnie są wspominane obrazy na szkle32. Dla przykładu, Tekla Jaworska ze Szczebrzeszyna w swych zbiorach w 1858 roku posiadała „kałamarz i piaseczniczkę szklaną niebieską”33. A dziedzic wsi Mircze Józef Stanisław Sobieszczański był właścicielem „zegara stołowego na postumencie brązowym, wyzłacany z futerałem szklanym”34. – Brakuje jednak informacji z jakich hut pochodzą te wytwory.

  1. A. Wyrobisz, Szkło w Polsce od XIV do XVII wieku, Wrocław – Warszawa – Kraków 1968, s. 40-41.
  2. Z. Tabaka, Huty szklane w Ordynacji Zamojskiej w l połowie XIX w., „Rocznik Naukowo-Dydaktyczny WSP w Krakowie”, nr14, 1962, s. 137-157.
  3. Tamże.
  4. B. Mikulec, Przemysł powiatu zamojskiego w latach 1864 – 1914, „Rocznik Zamojski” t. I, 1984, s. 55-75.
  5. 5J. Niedźwiedź, Leksykon historyczny miejscowości dawnego województwa zamojskiego, Zamość 2003.
  6. K. Ajewski, Ceramika i szkło w zbiorach Ordynacji Zamojskiej, „Kwartalnik Historii i Kultury Materialnej” nr 4, 1995, s. 449-484.
  7. Z. Tabaka, dz. cyt., s. 139.
  8. Tamże, s. 144.
  9. Z. Tabaka, dz. cyt., s. 142.
  10. Por. Z. Tabaka, dz. cyt., s. 143.
  11. Tamże, s. 153.
  12. Tamże.
  13. A. Wyrobisz, dz. cyt., s. 40-41.
  14. A. Wyrobisz, dz. cyt., s. 41-42.
  15. J. Niedźwiedź, dz. cyt., s. 189
  16. A. Wyrobisz, dz. cyt., s. 41-42.
  17. Tamże, s. 187.
  18. Tamże.
  19. Tamże, s. 187-188.
  20. Tamże.
  21. J. Niedźwiedź, dz. cyt., s. 188.
  22. Z. Ł. Baranowski, Ziemia Janowska. Między lasami janowskimi a wzgórzami Roztocza, Zamość 2011, s. 76.
  23. Z. Tabaka, dz. cyt., s. 139.
  24. Tamże, s. 140.
  25. Tamże, s. 145.
  26. A. Wyrobisz, dz. cyt., s. 42.
  27. Z. Tabaka, dz. cyt., s. 138.
  28. Tamże, s. 146.
  29. J. Niedźwiedź, dz. cyt., s. 188.
  30. B. Mikulec, dz. cyt., s. 72.
  31. K. Ajewski, dz. cyt., s. 469. Więcej na ten temat w tymże artykule.
  32. XIX-wieczne inwentarze majątków z terenu Zamojszczyzny, zawarte w aktach notarialnych pozostają w zbiorach Archiwum Państwowego w Zamościu, Akta notariuszy zamojskich, szczebrzeskich, tomaszowskich i hrubieszowskich.
  33. Archiwum Państwowe w Zamościu (dalej cyt. APZ), Akta notariusza Walerego Głowackiego w Szczebrzeszynie, 1858 rok, Inwentarz majątku Tekli Jaworskiej ze Szczebrzeszyna, nr 70.
  34. APZ, Akta notariusza Bazylego Moczarskiego w Tomaszowie Lubelskim, 1817 r., Inwentarz majątku Józefa Stanisława Sobieszczańskiego, nr 456.

Witraż umiera ukradkiem

Ryszard Łoboda

Sztuka Sakralna, zdjęcia: Ryszard Łoboda i Tomasz Furdyna

Barwy-szkla-2013-Witraz-umiera

Patrząc w kościołach na stare witraże, często nie widzimy na nich śladów upływu czasu. Jednak wrażenie to jest bardzo złudne. Wiele z nich (zwłaszcza te stuletnie i starsze) wymaga natychmiastowej interwencji konserwatora.

Jeszcze sto lat temu witraż (pełniąc swą artystyczną i edukacyjną funkcję), był często jedynym oszkleniem zewnętrznym świątyni. Chroniąc wnętrze przed czynnikami atmosferycznymi, sam narażony był na ich zgubny wpływ. W latach 30. XX w. sytuacja   zaczęła się radykalnie zmieniać. Wraz z nadejściem nowych technologii (zaczęto wtedy na wielką skalę ogrzewać kościoły) pojawiła się potrzeba dodatkowego oszklenia zewnętrznego. Dzięki temu zyskał i sam witraż, który odtąd nie musiał „brać na siebie” ataków sił przyrody. W wielu miejscach poprzestano na założeniu nowego oszklenia, zapominając o sfatygowanych witrażach.

W neobarokowym kościele w Luszowicach (niedaleko Tarnowa) oszklenie zewnętrzne założono w 60. latach. Dopiero jednak niedawno, podczas zakładania nowo zamówionych witraży, zrodziła się idea renowacji tych już istniejących.

Twórcą szklanych obrazów, powstałych w 1906 roku był Stefan Matejko. O projektancie tym (bratanku Jana Matejki) pisaliśmy już w II numerze „Sztuki Sakralnej”. Jego talent, umiejętności, w połączeniu ze sztuką mistrzów z ówczesnego zakładu Żeleńskich z Krakowa, stawiają wysoką poprzeczkę przed konserwatorami.

Luszowickie witraże to typowy przykład znakomitych realizacji w stylu secesyjnym. Są to projekty figuralne, charakteryzujące się dużą ilością   elementów malowanych, trawionych, a także gęstą siatką ołowiową.

Barwy-szkla-2013-Witraz-umiera-4
Fragmenty witraży przed konserwacją – widoczne ubytki w szkle, malaturze i oprawie ołowianej

Po zdjęciu zabytkowych przeszkleń, okazało się, że i tutaj warunki atmosferyczne w dużym stopniu naruszyły substancję. Najbardziej ucierpiała finezyjna malatura. W czasach powstania witraży, ograniczone możliwości techniczne, nie pozwalały na precyzyjne zatopienie emalii i farb w strukturę szkła. Stąd ich duża podatność na degradację.

Głównym dylematem konserwatorskim była odpowiedź na pytanie, w jaki sposób ingerować właśnie strukturę witraży? Czy uzupełnić malaturę odpowiednimi patynami i farbami, a następnie utrwalić to cieplnie (wtapiając w strukturę szkła), czy też zabezpieczyć zastaną substancję przy pomocy odpowiednich preparatów? Po cyklu prób i doświadczeń, będąc pewnym, że konserwacja taka leży w granicach naszych możliwości, zdecydowaliśmy się na wersję termiczną.

Po zrobieniu kalek i zaprojektowaniu nowego systemu zawieszenia przeszkleń (z czym wiąże się nowe wymiarowanie – części pól witrażowych, niegdyś tkwiące w murze, teraz miały zostać osadzone w nowej ramie), nastąpiło całkowite rozołowienie pól. Po dokładnym oczyszczeniu kawałków szkła z wszelkich naleciałości, odtłuszczeniu i odkryciu oryginalnej malatury, nadszedł etap uzupełniania konturów postaci, elementów roślinnych i podmalówek. Na szczęście nie było problemów z doborem użytych do tego farb, ponieważ ich skład i wygląd nie zmienił się w ciągu ostatniego wieku. Innym problemem była wymiana brakujących lub znacznie popękanych kawałków szkła. Wiązało się to ze znalezieniem odpowiednich tafli (zarówno pod względem koloru, jak i faktury). Okolicznością, która bardzo ułatwiała konserwację był fakt, że projektant w obu konserwowanych witrażach zastosował dokładnie ten sam motyw dekoracyjny (po prostu kalkę), wymieniając jedynie części figuratywne. Okazało się to o tyle pomocne, że jedno z okien zachowało się w dużo lepszym stanie, co znacznie ułatwiło wszelkie rekonstrukcje.

Barwy-szkla-2013-Witraz-umiera-5

Największy kłopot mieliśmy z elementami postaci (np. degradacja malatury na twarzy Św. Stanisława Kostki dochodziła do 60 procent, postać ta zupełnie Barwy-szkla-2013-Witraz-umiera-6pozbawiona była dłoni). Wszystkie kawałki szkła, przed ponownym oprawieniem w ołów i umieszczeniem w kościele, zostały wypalone w temperaturze kilkuset stopni, co sprawiło, że cała malatura wtopiła się w szkło. W ten sposób utrwalony witraż może przetrwać przez wieki.

Konserwacja okien z Luszowic jest kolejnym dowodem na to, że witraże, szczególnie te sprzed wieku, nie są obojętne na upływ czasu. Ich stan pogarsza się z każdym rokiem. Co gorsze, witraże starzeją się w sposób podstępny i niewidoczny dla laika. Wisząc wysoko w górze, wciąż cieszą oko, jednak ich faktyczny stan jest coraz gorszy. W końcu mogą dojść do stanu, w jakim przed kilku laty znalazł się witraż w jednym z kościołów niedaleko Walimia (Sudety). Pewnego dnia po prostu wypłynął z ram, a szkło roztrzaskało się o posadzkę kościoła.

Odrodzenie witrażownictwa we Lwowie w II połowie XIX wieku. Witraże firmy Carla Geylinga

Jurij Smirnow

Kolorowe okna istniały już w Starożytnym Egipcie, Rzymie, Grecji. Witraże były bardzo popularne w Europie Zachodniej, począwszy od epoki Karolingów. Barwy-szkla-2013-Odrodzenie-witrazownictwaRozkwit gotyckiej sztuki witrażowej przypada na XII w, kiedy to opat klasztoru Saint – Denis (Francja) Suger zamówił witraże dla swego kościoła (1144 r.). W tym też XII w. technikę i technologię wykonania witraży opisał w „Traktacie o różnych rzemiosłach” koloński zakonnik Teofil Roger. Na Rusi Kijowskiej technikę wykonania witraży zapożyczono z Bizancjum, dlatego nazywano je „rzymskimi lub greckimi oknami”. W kronice halickiej jest wzmianka o „greckich oknach” (witrażach z kolorowego szkła, spajanego miedzianą spawką) w cerkwi św. Jana Złotoustego w Chełmie, zbudowanej przez Daniela Halickiego. We lwowskich aktach miejskich spotykamy wzmianki o witrażach w oknach kościołów i kamienic prywatnych, również o witrażystach, ale zazwyczaj w związku z ich sprawami majątkowymi lub sądowymi. Tak pod rokiem 1388 jest wzmianka o witrażyście z Wrocławia. Na początku XV w. witrażysta Łukasz ozdobił witrażami okna lwowskiego Ratusza. W 1449 r. witrażysta Maciej z Przemyśla wykonał witraż dla budynku Żydówki Muchy we Lwowie. W 1485 r. spotykamy pierwszą wzmiankę o witrażach w Katedrze Łacińskiej. Lwowski malarz Lutek w 1489 r. ozdobił witrażami kościół w Busku. Witraże w oknach katedry lwowskiej niejednokrotnie wspomniane są w kronikach w ciągu XV – XVII w. Na przykład, w 1643 r. „pijana czeladź Ewerysta Bełżeckiego strzelała po witrażach w oknach świątyni katedralnej”. W 1672 r. podczas oblężenia Lwowa przez wojska tureckie i tatarskie, trzydziestu sześciu funtowa kula, wypuszczona z armaty tureckiej, „wleciała przez okno wschodnie za ołtarzem wielkim katedry i zatrzymała się pod krzyżem bez żadnego uszkodzenia kościoła”. Ciąg dalszy opisu stwierdza, że w wybite okno wstawiono kolorowe szyby, czyli witraże. Można przypuszczać, że część witraży średniowiecznych w oknach katedry łacińskiej istniała do 1765 r., kiedy to lwowski arcybiskup Wacław Hieronim Sierakowski rozpoczął gruntowną przebudowę świątyni i rozkazał dwa wielkie okna w prezbiterium zamurować w całości, a jeszcze pięć – do połowy.

W XVII w. witraże były już niemodne w całej Europie, a średniowieczne, klasyczne techniki ich wykonania były zapomniane. W Europie Zachodniej odrodzenie sztuki witrażowej nastąpiło w okresie romantyzmu. Już w pierwszej połowie XIX w. w Monachium (Bawaria) Michael Sigmund Frank, fachowiec w dziedzinie malowideł porcelanowych, samodzielnie wynalazł recepturę farb i technologii, stosowanych przez witrażystów średniowiecznych.

W 1827 r. król bawarski Ludwik I rozkazał założyć fabrykę witraży pod kierownictwem M. S. Franka, nazwaną „Monachijski Królewski Instytut Witrażowy”. W 1841 r. w Wiedniu rozpoczęła swoją działalność firma witrażownicza Carla Geylinga. Dwanaście lat później w Innsbrucku założono fabrykę witraży „Tiroler Glasmalerei und Mosaik Anstalt”. W Budapeszcie w 1876 r. malarz Eduard Kratzmann założył „Węgierski Królewski Instytuty Malowania na Szkle”, a w 1886 r. otworzył pracownię Miksa Roth, powszechnie znany i bardzo utalentowany witrażysta węgierski.

W XIX w. do stolicy Galicji, do Lwowa, moda na witraże przyszła nieco później, niż do Wiednia lub Krakowa. O wprowadzeniu witraży w ozdobienie nowychBarwy-szkla-2013-Odrodzenie-witrazownictwa-2 budowli myśleli architekci lwowscy, również kler katolicki. Biskupi (np. Jan Puzyna) i część księży zajmowali pozycję bardzo zachowawczą, konserwatywną, preferowali witraże figuralne, byli przeciwni prądom modernistycznym w sztuce. W ich podejściu do ozdobienia i konserwacji świątyń prowincjonalizm przeplatał się z chęcią naśladowania mody wiedeńskiej. W latach 70. -90. XIX wieku witraże w pierwszej kolejności kojarzyły się ze sztuką gotycką, sakralną i razem z popularnością architektury neogotyckiej witraże bardzo szybko stały się nieodłączną częścią ozdobienia wnętrz kościołów. Przy wyborze wykonawców witraży kler katolicki, również architekci lwowscy w pierwszej kolejności   orientowali się na znane w Europie firmy austriackie „Tiroler Glasmalerei und Mosaik – Anstalt”, Innsbruck, „Glasmalerei von Carl Geylings Erben”, Wiedeń i bawarską „Franc Mayer’sche Hofkunstanstalt für Glasmalerei und Mosaik”, Monachium. Właśnie te zakłady zdominowały rynek lwowski i wchodniogalicyjski od roku 1860 do roku 1904. Każda z nich miała już na ten czas bardzo wysoką pozycję na europejskim rynku witraży. Zakład Carla Geylinga realizował liczne zamówienia w Austrii i innych częściach monarchii Habsburgów, a „wsławiony był przede wszystkim wykonaniem ogromnego zespołu witraży dla Votivkirche (z lat 1856-1879) oraz katedry św. Stefana w Wiedniu”. Carl Geyling był z wykształcenia malarzem i zatrudniony przy dworze cesarskim brał udział w ozdobieniu zamku w Laxenburgu, podwiedeńskiej rezydencji cesarza Franciszka Józefa I. W Laxenburgu w ozdobieniu wnętrz obok malowideł ściennych i bogatej ornamentyki duży i różnorodny zespół witraży pełnił bardzo ważną rolę. Jednym z najbardziej znanych dzieł tej firmy w Galicji był wykonany w końcu lat 80. XIX wieku zespół witraży w rzymskokatolickiej katedrze w Przemyślu. Szkice pięciu dużych witraży w prezbiterium świątyni wykonał słynny malarz polski Jan Matejko, zaś kartony wykonawcze jego uczniowie Tomasz Antoni Lisiewicz i Józef Unierzyski. Ogólne kierownictwo prac konserwatorskich powierzono innemu uczniowi Matejki Tomaszowi Prylińskiemu. Następne dwa witraże figuralne umieszczono w kaplicy Najświętszego Sakramentu, zaś w okna nawy głównej i zakrystii wstawiono witraże ornamentalne. Zakład Carla Geylinga wykonał również witraże do kilkudziesięciu kościołów w diecezjach przemyskiej, tarnowskiej i krakowskiej, między innymi w Jarosławiu, Kołaczycach koło Jasła, Cieklinie, Łańcucie etc. W 1880 roku Teodor Andrzej Zajdzikowski założył w Krakowie własny zakład witrażowy, zaś od 1891 roku został przedstawicielem firmy Geylinga w Galicji i „montował witraże i szyby sprowadzone do Krakowa z zakładu Geylinga”. (A. Laskowski) Wszystko to dało podstawę historykowi sztuki A. Laskowskiemu uważać, że „…sporadyczne zamówienia z Galicji składane w dobie historyzmu w innych wiedeńskich firmach, takich jak atelier braci Schillerów, stanowią tylko potwierdzenie przejściowej, ale trwającej kilka dziesięcioleci dominacji firmy Geylinga na rynku galicyjskim.” Musimy tu zauważyć, że być może jest w tym twierdzeniu racja odnośnie Krakowa i terenów Galicji Zachodniej, ale co do stolicy Galicji Lwowa i powiatów Galicji Wschodniej (archidiecezji lwowskiej), takie stwierdzenie nie odpowiada rzeczywistości. Można przypomnieć zaledwie kilka realizacji Zakładu Geylinga we Lwowie i żadnego na terenie Galicji Wschodniej), zaś w omówionym okresie czasu dominowały witraże wykonane w tyrolskiej pracowni „Tyroler Glasmalrei und Mosaik Austalt”.

Barwy-szkla-2013-Odrodzenie-witrazownictwa-3Lwowskie realizacje Carla Geylinga – to jeden witraż w katedrze rzymskokatolickiej, sześć witraży ornamentalnych w oknach nawy i prezbiterium kościoła Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny (potocznie zwanego Klarysek), siedem witraży figuralnych w nawach bocznych nowozbudowanego kościoła ojców Reformatów p.w. Świętej Rodziny przy ul. Janowskiej 58 i pięć witraży figuralnych w oknach kościoła św. Zofii.

Witraże z kościoła św. Zofii, wykonane w 1866 roku, były pierwszą znaną nam realizacją zakładu Geylinga we Lwowie. Zamówienie wiedeńskiej firmie złożono w trakcie przebudowy i rekonstrukcji świątyni, która została zbudowana jeszcze w XVII wieku. Podczas reform józefińskich kościół był sprzedany razem z dużym obszarem ziemi prywatnej osobie Janowi Antoniemu Łukiewiczowi, który z czasem przekazał go w posiadanie Zgromadzenia sióstr Miłosierdzia. Siostry przeprowadziły gruntowny remont świątyni i znacznie uzupełniły jej wyposażenie. Nie znane jest, kto postanowił zamówić witraże właśnie w firmie C. Geylinga i kto wybierał ich tematykę. Witraże na pewno projektowano bezpośrednio w zakładzie wiedeńskim. Cztery witraże figuralne osadzono w oknach nawy, zaś piąty w oknie nad chórem muzycznym. Na witrażach w nawie zostały przedstawieni: patronka świątyni św. Zofia z córkami, św. Kazimierz, św. Wincenty a Paulo (patronowi sióstr Miłosierdzia) i św. Jan Chrzciciel. W oknie nad chórem muzycznym umieszczono witraż Matka Boska Niepokalana. Wszystkie witraże zostały zniszczone w latach po II wojnie światowej, dlatego trudno mówić o ich stylu i ikonografii. Historyk sztuki Marcin Bernat odnalazł w archiwum Zakładu Geylinga w Wiedniu karton witraża

Matka Boska Niepokalana adorowana przez św. Katarzynę Labouré. M. Bernat pisze, że „jego związek z kościołem św. Zofii nie jest bezpośrednio potwierdzony, ale bardzo prawdopodobny. Witraż z Matką Boską Niepokalaną znajdował się tam w oknie nad chórem muzycznym, a postać świętej wskazuje na związek z szarytkami.” Na kartonie witrażowym Matka Boska została ukazana w pełny wzrost z wielką aureolą dookoła głowy, w szatach tradycyjnie niebieskich i białych. Postać Matki Boskiej ustawiono na podwyższeniu w tle kapliczki flankowanej stylizowanymi kolumnami. W części górnej kapliczki, zamkniętej półkoliście, tło przedstawia gwiaździste niebo. W części dolnej ozdobiono boazerią. U stóp Matki Boskiej klęczy św. Katarzyna Labouré ubrana w habit zakonny zgromadzenia szarytek. U góry w barokowym obłoku znajduje się „Oko Boże” otoczone, również jak i kapliczka stylizowanymi gałązkami. Karton nie posiada bordiury, ale całkiem możliwe, że na witrażach została wykonana.

Firma „Glasmalerei von Carl Geylings Erben” przykładała starania w celu otrzymania dalszych zamówień na rynku wschodniogalicyjskim, o czym świadczą jej ogłoszenia reklamowe w miejscowych czasopismach i skorowidzach, również udział w wystawach galicyjskich. Na przykład, w 1892 roku Carl Geyling przedstawił „8 szyb malowanych do okien kościoła w Egg (Vorarleberg) na wystawie przemysłu budowlanego we Lwowie. Obok Teodora Zajdzikowskiego z Krakowa była to jedyna firma witrażowa przedstawiona na tej wystawie. Nie zważając na wysiłek reklamowy, na następne zmówienie we Lwowie firma Carla Geylinga czekała prawie trzydzieści lat.

W 1895 roku do tej pracowni wiedeńskiej zwrócił się znany galicyjski polityk Adam hr. Gołuchowski, który ufundował witraż „Święta Rodzina” do prezbiterium katedry rzymskokatolickiej. Zadomowiony w Wiedniu polityk wybrał również artystę-malarza, znanego i modnego w tym okresie czasu Austriaka Ferdynanda Laufbergera, który współpracował z pracownią Geylinga. F. Laufberger przygotował projekt i karton wykonawczy. Od takiego postępowania nie mogli odmówić Gołuchowskiego nawet usilne prośby komitetu restauracji katedry, który wszystkie inne projekty witraży zamówił u artystów polskich, a wykonanie polecił firmie Franca Mayera z Monachium.

Tradycyjnie uważano, że dwa witraże w oknach kaplicy Chrystusa Ukrzyżowanego w katedrze rzymskokatolickiej w 1880 roku wykonano w Zakładzie Franca Barwy-szkla-2013-Odrodzenie-witrazownictwa-4Mayera w Monachium. Jednak kwerenda dra Tomasza Szybistego w archiwum zakładu Carla Geylinga w Wiedniu udowodniła, że obydwa wspomniane witraże wykonała właśnie austriacka firma. W „Register” tej firmy poz. 356 dr Szybisty odnalazł zapis: „Lemberg, Domkirche, 2 Fenster, Familie Sieber, 1880”. Zapis ten konsekwentnie rozwiązuje nieporozumienie związane z firmą-wykonawcą dwu witraży, mianowicie „Wizja św. Genowefy” i „Wizja św. Antoniego”, jednak zostawia wątpliwości co do trzeciego ornamentalnego witraża w oknie górnym tejże kaplicy.

W tym czasie we Lwowie od 1870 roku wprowadzono samorząd miejski, a na podstawie rozporządzenia Namiestnictwa zlikwidowano dotychczasowe trudności związane z budownictwem nowych kościołów i klasztorów. Przystąpiono też do likwidacji różnych magazynów i urzędów, które mieścili się w dawnych kościołach katolickich jeszcze z czasów kasaty józefińskiej i ich rekoncyliacji (przewróceniu charakteru sakralnego). Jedną z takich świątyń był renesansowy kościół Klarysek znajdujący się na rogu ul. Łyczakowskiej, zbudowany w 1606 według projektu słynnego architekta lwowskiego Pawła Rzymianina. Jednak w 1782 roku podczas t.z. reform józefińskich nastąpiła kasata lwowskiego zgromadzenia klarysek, zaś kościół i klasztor wykorzystano ponad sto lat jako komorę celną, a później jako magazyn i fabrykę tytoniu. W 1894 roku rada miejska postanowiła wykupić kościół u dyrekcji Skarbu państwa i przeprowadzić swoim kosztem jego przebudowę, rekonstrukcję i ozdobienie. W 1898 roku prace zakończono, wydatki zaś znacznie przewyższyły finansowe możliwości miasta. Dlatego w pierwszej kolejności zbudowano zespół z trzech ołtarzy, ambonę, ławki, konfesjonały. Organy zamówiono u Jana Śliwinskiego znanego lwowskiego organmistrza. Poddano fachowej konserwacji XVIII-wieczną polichromię Stanisława Stroińskiego. Prace konserwatorskie powierzono lwowskiemu artyście-malarzowi Tadeuszowi Popielowi. On również wykonał trzy nowe wielkie malowidła ścienne na północnej ścianie nawy głównej. Były to sceny historyczno-batalistyczne, mianowicie „Wjazd Sobieskiego do Lwowa po pogromie Turków pod Żurawnem w 1676 roku”, „Śluby Jana Kazimierza w 1656 roku w Katedrze lwowskiej” i „Obrona klasztoru oo. Bernardynów w 1672 roku”. Planowano w sześć okien wstawić witraże figuralne, lecz brak pieniędzy zmusił radę miejską wybrać najtańszą propozycję wiedeńskiej pracowni Carla Geylinga.

Barwy-szkla-2013-Odrodzenie-witrazownictwa-5W 1898 roku witraże przywieziono z Wiednia i wstawiono w okna prezbiterium i nawy głównej. Były to typowe witraże modułowe o wzorach dywanowych i motywach geometrycznych. „Słowo Polskie” pisało, że „każde okno ma inny deseń, co do koloru i rysunku, a wpadające przez te okna nieco przyćmione różnobarwne światło rozlewa piękne blaski i nastraja obecnych nader poważnie i pobożnie”. Nazwisko projektanta witraży nie jest znane, ale mógł im być Tadeusz Popiel, który według A. Laskowskiego na początku XX wieku współpracował z firmą Geylinga. Właśnie T. Popiel, jak nikt inny, mógł decydować o kolorystyce oświetlenia dość ciemnej świątyni, która miała być zharmonizowana z polichromią ścienną.

Następną realizacją Zakładu Carla Geylinga we Lwowie było wykonanie zespołu z siedmiu witraży w okna naw bocznych kościoła ojców Reformatów przy ul. Janowskiej 58. Kościół p.w. Świętej Rodziny i klasztor ojców Reformatów był zbudowany w latach 1896-1899 według projektu lwowskiego architekta Michała Kowalczuka. W 1897 roku wstawiono sześć witraży figuralnych w okna prezbiterium. Kolorowe okna przedstawiały św. Franciszka, św. Elżbietę, św. Ludwika, św. Piotra z Alkantary, św. Klarę i św. Antoniego Padewskiego. Zamówienie wykonała monachijska pracownia witraży Franca Mayera. Po zakończeniu prac w nawach „…wnętrze niemal w całości było pokryte malowidłami wykonanymi przez Tadeusza Popiela w latach 1898-1900. Na ścianie nad ołtarzem głównym Św. Rodzina, ponadto na ścianach   i gurtach sklepiennych motywy geometryczne i roślinne; na sklepieniu nawy głównej Ewangeliści, święci polscy i święci franciszkańscy.” (K. Brzezina). Trzy lata później po wstawieniu witraży w okna prezbiterium doszło do ozdobienia „kolorowymi oknami” nawy głównej. Z nieznanych nam powodów, reformaci zmieniły firmę producenta i zamówiły kolejne witraże w pracowni Geylinga. W listopadzie 1900 roku firma wykonała zamówienie, dostarczyła i zmontowała w świątyni lwowskiej siedem witraży figuralnych, przedstawiających świętych, mianowicie św. Wojciecha, św. Stanisława, św. Kazimierza Królewicza, św. Jana z Kęt, św. Jolantę, św. Kunegundę i św. Cecylię. Witraż przedstawiający św. Cecylię umieszczono w oknie nad chórem muzycznym. Sześć innych witraży przedstawiały postacie świętych polskich. Jak pisze K. Brzezina, „nie zachowała się dokumentacja dotycząca witraży, wykonanych w wyróżniających się ośrodkach europejskich i rozmieszczonych w kościele zgodnie z konsekwentnym programem ideowym. W oknach prezbiterium znajdowały się wizerunki świętych zakonu franciszkańskiego, a w oknach bocznych ścian korpusu – świętych polskich.” Zauważalną jest jednak zbieżność tematyczna malowideł ściennych i witraży figuralnych. Nie jest znane nazwisko projektanta witraży, ale znów jak i w kościele Klarysek, malowidła ścienne wykonał Tadeusz Popiel. Mógł on być autorem kartonów witrażowych, a jego powiązania z zakładem Geylinga mogły decydować o zmianie przez ojców Reformatów fabryki producenta z monachijskiej na wiedeńską.

Przedstawicielem zakładu Carla Geylinga w Krakowie i Galicji był Teodor Zajdzikowski, właściciel własnej firmy witrażowej w Krakowie. Jednak jemu też nie za bardzo wiodło się we Lwowie. Nie zważając na jego sukcesy w Krakowie, we Lwowie można odnotować tylko kilka realizacji i to raczej reklamowych, wystawianych na prestiżowych wystawach krajowych. Na przykład, w 1882 r. wyroby T. Zajdzikowskiego odznaczono wyróżnieniem na wystawie rolniczo-przemysłowej w Przemyślu. W 1892 r. witraże z jego pracowni odznaczono medalem brązowym na lwowskiej wystawie przemysłowo-budowlanej, a w 1894 roku – złotym medalem na Powszechnej Wystawie Krajowej we Lwowie. W 1900 roku według projektu lwowskiego profesora Edgara Kovatsa dla pawilonu galicyjskiego na światowej wystawie w Paryżu Zajdzikowski wykonał   plafon witrażowy z elementami zakopiańskimi i huculskimi i „okna barwne umieszczone w powale, a ozdobione także ornamentyką w sposobie zakopiańskim”, również lampę witrażową. Na tejże wystawie mistrz krakowski otrzymał medal brązowy. W 1902 r. we Lwowie T. Zajdzikowski został odznaczony na wystawie jubilerskiej Towarzystwa Politechnicznego. We lwowskim Muzeum Historycznym znajduje się herb witrażowy miasta Lwowa, wykonany przez T. Zajdzikowskiego na wystawę w 1892 r. W katalogu tejże wystawy zaznaczono jeszcze trzy   bliżej nam nie znane „witraże malowane”. Przez pewien czas snułem przypuszczenie, że pracownia Zajdzikowskiego mogła wykonać witraż „Śluby Jana Kazimierza” dla katedry rzymskokatolickiej we Lwowie według projektu krakowskiego artysty-malarza Edwarda Lepszego. Jednak badania konserwatorskie faktury szkła i sposobu naniesienia podmalowań przeprowadzone w 2008 roku przez Ewelinę i Roberta Kędzielewskich podczas renowacji tego witraża wskazują raczej na autorstwo monachijskiej firmy Franca Mayera.

Intrygująco wygląda sprawa współpracy Carla Geylinga z Leonem Applem, lwowskim przedsiębiorcą, handlarzem i właścicielem zakładu pod nazwą „Pierwsza lwowska fabryka witraży”. Leon Appel prowadził wielobranżową firmę, był właścicielem kilku kamienic i pasażu Hausmanna we Lwowie. Jego zakład artystyczno-szklarski zorganizował produkcję szyb trawionych, pseudowitraży, witraży w technice klasycznej i aktywnie działał do 1914 roku. Historyk sztuki A. Laskowski ustalił, że Leon Appel miał bardzo szerokie kontakty z zakładem Geylinga, a „…jego nazwisko wielokrotnie pojawia się na przestrzeni kilkunastu lat w księgach zleceń zrealizowanych przez tę firmę, co może sugerować, iż dysponując ograniczonymi umiejętnościami własnymi, stał się na lokalnym rynku odsprzedawać dzieła Geylinga jako własne lub występując jako jego samozwańczy lub oficjalny pośrednik.” W swoich reklamach Leon Appel nie podawał, że był on przedstawicielem firmy Geylinga we Lwowie. W takim razie uznać należy, że sprowadzał on witraże z Wiednia „nielegalnie” i przedstawiał ich na rynku lwowskim jako wyroby własne. W ten sposób jest wprost niemożliwie wyjaśnić jaka liczba witraży pracowni Geylinga mogła trafić do Lwowa. Sprawa ta jest skomplikowana również tym, że wśród współczesnych lwowskich historyków sztuki są znane tylko dwa-trzy witraże gabinetowe przypisywane zakładowi Appla (wymienić tu można witraż gabinetowy w kamienicy Segala nazywany „Kobieta z papugą” z roku 1905, czy też tryptyk witrażowy „Tancerka wschodnia” wykonany według projektu Mariana Olszewskiego). Powstaje pytanie: na czym wtedy polegała kilkunastoletnia współpraca pracowni Carla Geylinga z Leonem Applem? Odpowiedzi na to pytanie na razie nie ma. Liczne znane szyby trawione, tak popularne we Lwowie, pracownia Leona Appla na pewno produkowała na miejscu.

Warto zaznaczyć, że we Lwowie i w Galicji Wschodniej nie spotykamy witraży wykonanych w popularnych zakładach warszawskich, mianowicie założonej w 1874 roku pracowni „Zakład św. Łukasza” Marii hr. Łubieńskiej i w „Pierwszej w krajowej pracowni artystycznej witraży i mozaik” Franciszka Białkowskiego. Lwów zdecydowanie w tym okresie czasu orientował się na renomowane firmy austriackie i bawarskie. Wśród nich ważne miejsce na rynku lwowskim zajmowała firma Franca Mayera z Monachium. Renoma jej w Europie było bardzo wysoka, więc nic dziwnego, że arystokracja galicyjska i zakony rzymskokatolickie były dobrze obeznane z jej dorobkiem twórczym. To samo można powiedzieć o zakładzie tyrolskim „Tiroler Glasmalerei und Mosaik Anstalt” z Innsbruku. Właśnie te dwie wytwórnie witraży odegrały znacznie poważniejszą rolę w historii witraży we Lwowie i Galicji Wschodniej niż firma „Glasmalerei von Carl Geylings Erben”.

Barwy-szkla-2013-Witraze-Reginy-5

„Świat ze szklanych klisz. Wieliczka w fotografii Władysława Gargula” 28 czerwca – 29 września 2013 r.

Muzeum w kopalni soli

Muzeum Żup Krakowskich Wieliczka zaprasza na wystawę „Świat ze szklanych klisz. Wieliczka w fotografii Władysława Gargula”, która prezentuje kilkadziesiątBarwy-szkla-2013-Swiat-ze-szklanych wielkoformatowych fotografii W. Gargula obrazujących kopalnię soli z jej bogatą infrastrukturą naziemną, górników, dawną trasę turystyczną, stare wyrobiska oraz prace górnicze z I poł. XX w. Stanowią one niewielki procent bogatej, liczącej ponad 700 obiektów, kolekcji fotografii, widokówek, negatywów szklanych (w liczbie 278) – pamiątek po działalności wielicko-bocheńskiego fotografa W. Gargula znajdujących się w zbiorach wielickiego muzeum.

Urodzony w Bochni W. Gargul (1883-1946) w wieku 20 lat otworzył swój pierwszy, samodzielny zakład fotograficzny. Zasłynął jako fotograf i wynalazca, wprowadzając na rynek fotograficzny zatrzask elektryczny do aparatu fotograficznego, fonometr do regulacji czasu naświetlania oraz przyrząd do szybkiego kopiowania kart bromosrebrnych. Otworzył zakłady fotograficzne w Zakopanym, Brzesku i Wiedniu po czym, przyciągnięty zapewne atrakcyjnością wielickiej kopalni, uruchomił początkowo sezonowy, a od 1918 r. stały zakład fotograficzny w Wieliczce. Od tego momentu trwale wpisał się w grono osób tworzących fotograficzną dokumentację Wieliczki z jej najcenniejszym zabytkiem jakim jest kopalnia soli.

Najstarsze „wielickie” fotografie W. Gargula pochodzą z ok. 1912 r. Jednak najintensywniejszy okres jego działalności fotograficznej w Wieliczce przypada na okres międzywojenny. Pozostawił po sobie liczną grupę negatywów szklanych i fotografii dokumentujących przeszłość Wieliczki, w tym działalność organizacji społeczno-kulturalnych takich jak Towarzystwo Śpiewacze „Lutnia”, Koło Dramatyczne czy Klub Rowerzystów i Motorzystów, a także bogaty zbiór pamiątkowej fotografii wykonywanej na tle szybu Daniłowicza turystom zwiedzającym kopalnię soli.

Wystawa „Świat ze szklanych klisz. Wieliczka w fotografii Władysława Gargula” jest jak stary album fotograficzny. Pozwala na chwile zadumy i refleksji nad zmiennością rzeczy.

Można ją oglądać w Muzeum na III poziomie kopalni w dniach 28.06-29.09.2013.

Muzeum Żup Krakowskich Wieliczka
Zamkowa 8
32-020 Wieliczka
www.muzeum.wieliczka.pl
m.bogucka@muzeum.wieliczka.pl

Barwy-szkla-2012-Stapajac-po-szkle-5

Trejola w Grand Hotel Łodzi.

Sympatyczka „Barw Szkła”, gorliwa witrażystka, niezaprzeczalny talent w pokazywaniu kobiecych spojrzeń a jednocześnie niezwykle miła i ujmująca osoba.

Jolanta Trela zaprosiła nas na swoją kolejna wystawę. Tym razem w Grand Hotel w Łodzi. Jest to miejsce szacowne oraz prestiżowe.

Podczas wernisażu w sali było tłoczno, gwarnie oraz artystycznie twórczo.

Wystawę można oglądać, aż do 8 lipca br.

Drodzy Czytelnicy 2/2013

Andrzej Bochacz

Drugi numer internetowej wersji „Barw Szkła” niesie znowu garść cennych informacji. Wśród nich jest istotna nowość – „Barwy Szkła” (Online) zostały zarejestrowane w międzynarodowym systemie ISSN informacji o wydawnictwach ciągłych (tak brzmi pełna nazwa).

Na okładce pojawił się zatem biały prostokąt z kodem kreskowym i symbolem ISSN 2300-5262.

W Legionowie dużo się działo w minionych tygodniach. Zakończył się konkurs na projekty witraży „Polska Aleja”.

Komisji konkursowej przewodniczyła Pani prof. dr hab. arch. Krystyna Pawłowska. Wraz z Panią profesor projekty oceniali Pani Danuta Czapczyńska-Kleszczyńska, Pan Dawid Zborowski oraz autor tego wstępu.

Na konkurs wpłynęło 61 projektów witraży.

Fundatorami nagród byli: Urząd Miasta Legionowo, Miejski Ośrodek Kultury w Legionowie, Starostwo Powiatowe w Legionowie, Kawiarnia Coffeetown w Legionowie oraz Polskie Muzy

Laureatami konkursu są następujące osoby:

Miejsce I (notebook HP Pavilion) Zuzanna Sawicka z Legionowa – projekt M.Kopernik

Miejsce II (tablet MODECOM) Nela Maniewska z Nieporętu – projekt M.Curie-Skłodowska

Miejsce III (aparat fotograficzny NIKON) Monika Joanna z Serocka – projekt H.Sienkiewicz

Miejsce IV (drukarka HP Officejet Pro) Adrianna Korszeń z Chotomowa – projekt Jan III Sobieski

Miejsce V (dysk zewnętrzny Segeate) Karolina Piasecka z Chotomowa – projekt F.Kowalska

Wyróżnienia (pamięci USB 16GB): Dominika Szmyt, Czarek Doktór, Dorota Hepner, Monika Makowska, Jagoda Stawicka, Marta Wichary, Krzysztof Kubuj, Barwy-szkla-2013-Drodzy-czytelnicy-2Zuzanna Derlacz, Katarzyna Sobolewska, Maja Majewska, Maja Michałowska, Zuzanna Grabowska, Karolina Krupa, Oliwia Sawicka, Monika Juchnicka.

W bieżącym numerze znajdziecie Państwo wiele interesujących opracowań.

Jurij Smirnow zaprasza nas do Lwowa i przenosi do XIX stulecia, aby opowiedzieć o witrażach pracowni Carla Geylinga.

Pan Ryszard Łoboda opowiada o tym w jak niezauważalny sposób upływa czas życia witraży, co jest bezcenną wskazówką, by zdążyć oddać dzieło w doświadczone ręce konserwatora.

Pani Agnieszka Szykuła-Żygawska z precyzją historyka opisuje huty szkła na Zamojszczyźnie. Już ich nie ma, ale pozostał po nich ślad, choćby w postaci tego wartościowego opracowania.

Zapraszam także na kolejną relację z paryskiej wyprawy. Tym razem opowiadam o witrażach na paryskich cmentarzach. Temat z pozoru zaskakujący, ale dzieła, które tam podziwialiśmy niejednokrotnie były zachwycające.

Zapraszamy do lektury

Szubrawiec

Augustyn Baran

Żyje jeszcze. Na wzgórku za lasem. Stary dom chyli się z nim i jego żoną ku zachodowi słońca i życia.

Dzisiaj mówi:

Przed wojną ukończyłem pierwszą klasę gimnazjum w Brzozowie. Kiedy zmarła matka musiałem wrócić i zająć się domem. Potem była wojna. Nie jest to dobra pora na naukę. Dlatego śmieszą mnie ludzie,   którzy   mówią, że uczyli się w czasie wojny. Nie bardzo im wierzę.

Zostało mi parę morgów kamienistej ziemi, trochę tego lasu za ścianą i stara rozsuwana kanapa. Ojciec po śmierci żony przeniósł się na rozległy piec. Tam też umarł jeszcze w czasie wojny.

Mogłem wyjechać do Niemiec. Hitler zapraszał, ale widocznie żal mi było tej chałupy, świeżo wykarczowanej ziemi, wydartej korzeniom starego lasu, żal tej galicyjskiej nędzy. Ożeniłem się i zostałem.

Na chłopa z polem każda baba leciała, więc   wziąłem nie ostatnią w okolicy. I już na początku powiedziałem, żeby nie była za bardzo ciekawa moich spraw, bo i tak się nie dowie. Nie była ciekawa. Nigdy. Dlatego wyszedłem z wielu opresji. Ona zajmowała się sobą, gospodarką i dzieciskami. Wszystkim się zajmowała, reszta należała do mnie. Nadal należy.

Nie jestem skory do wyznań, wszelkich zwierzeń. Nawet nie bywam sentymentalny. Nikomu nie udało się nabrać mnie na wyznania. A taką potrzebę mieli Niemcy i Rosjanie, prokuratorzy i bezpieka. Także sąsiedzi. Ci beczkę wódki wtoczyli na to wzgórze, żeby się czegoś dowiedzieć. Jeśli miałem wódkę, to żeby ją pić, a nie gadać o swoich sprawach.

…Teraz powiem. To już nie ma znaczenia. Czas minął. Zatarł ślady. Ludzie odeszli, nie wrócą. Nigdy. Ustrój karmiący dziadów i nieudaczników też nie wróci. Dobry to był ustrój dla wszelkiej maści nierobów, hołoty   i dwulicowców. Ja – nie zrobiłem nic złego. Nie byłem złym człowiekiem. Dawałem sobie radę w życiu. A to – każdemu wolno.

W czasie wojny było ciężko. Ziemia nie rodziła, za to rodziła kobieta… Żywił mnie las, który rośnie za ścianą. Wielki las opadający do błękitnego Sanu konarami starych drzew.

W lesie miałem zawsze świeżą zwierzynę, ukrytą strzelbę, a później i inną broń. Niemcy do lasu nie szli. Nie chcieli być leśnymi bohaterami. Nikt nie widział Niemca w czasie wojny w lesie. Mięso podczas wojny jest cenniejsze od złota. Największemu wrogowi – panom świata, nadludziom – zatkasz nim gębę.

Możesz być pewien tego, co mówię. Zapamiętaj, zawsze może zdarzyć się wojna.

Później były kłopoty z partyzantką. Przez nią musiałem uciekać z domu. Pójść do niej. Nie było innego wyjścia. Lepiej żyć samemu z partyzantki, niż żywić partyzantów – największych głodomorów świata. Przeżyłem. Po wojnie Polska była nasza – Polska biednych ludzi, więc ludowa.

Żona została w domu z dzieciskami. Pojechałem na Ziemie Odzyskane, raczej odzyskiwane – zaraz, jak przeszli Ruskie ze swoimi katiuszami – ja wkraczałem.

Na Zachodzie był interes, złoty. Kto handlował – ten żył. Jak i teraz. Inni przepijali, często wielkie majątki. Ja słuchałem gadania pijanych. Wiedziałem, gdzie są żyły interesu. Nie musiałem pruć własnych na zagonie, orać w jedną stronę koniem, a potem odrabiać trzydniówki podkułaczonemu średniakowi.

Przyjeżdżałem do domu coraz bogatszy. Pewnego razu wróciłem bogaty. Szaber? – tak się to nazywało. Wszystko się jakoś nazywa. Nim ukręcili łeb szabrowi – byłem już „na swoim”. I spokojny. Handel się rwał. Zwijali go. Dawali gospodarstwa. Pewno, mogłem wziąć. Nawet chciałem. Poszedłem do PUR-u:

  • Wierzysz Stalinowi? To żulik – odezwał się za   stołem Żydek. – Weź raczej domek w mieście – dobrze radził.
  • Po co mi chałupa? – mam swoją koło lasu.
  • Głupiś! – powiedział i wyszedł z biura.

Wrócił i namówił mnie na PGR. Byłem dyrektorem. Więc byłem mu potrzebny. Wkrótce obaj byliśmy sobie bardzo potrzebni. UNRRA dawała konie. Dobra ciocia UNRRA. Interes, przyjacielu. Cały czas interes. Na majątku pracowali Niemcy. Z panów świata stali się parobkami wczorajszych niewolników na własnej zagrodzie. Jednej Niemce machnąłem dzieciaka. Prosiła o pomoc przy wyjeździe. Pomogłem. Dlaczego miałbym nie pomóc?

Wróciłem w czasie przemian na gorsze. U nas możliwe są tylko takie przemiany. Gdy jedni szli siedzieć, ja wróciłem do domu. Żonie urodziło się czwarte dziecko. Zostałem wielodzietnym chłopem – biedniakiem. Wiadomo – małorolnym.

Nastawały spółdzielnie produkcyjne. Jesienią żona zasiała pole. Nie miałem wtedy czasu. Wiosną ziemia była goła, jak tuż po stworzeniu świata. Nic, parę traw i lśniące, wypłukane kamienie. Jeszcze sprzed   potopu. Śnieg wyleżał. Żona płakała.

  • Nie płacz, głupia – powiedziałem. Jesteśmy biedni. O takich teraz dbają.

Jako jeden z pierwszych zapisałem się do spółdzielni produkcyjnej. Żona znowu płakała za wertepami.

  • Nadal nie zmądrzałaś – pocieszałem ją. Wiele razy pocieszałem, bo dla baby jedno pocieszenie to nic, tyle co dla byka kartofel. Nigdy jej nie słuchałem. Wyszedłbym wtedy na swoje…W spółdzielni potrzebowali księgowego…

W spółdzielni potrzebowali księgowego…

  • Nadajecie się – powiedzieli do mnie, bo jednocześnie wstąpiłem do partii. Uświadomił mnie jeden ubowiec.

Pola i tak nikt nie uprawiał. Raz ciągnik się na nim urwał. Przygniótł traktorzystę, po nim nie było już odważnych.

Nastał Październik i spółdzielnię diabli wzięli. Brali ja od samego początku. A wtedy wzięli na dobre, i na zawsze. Chłopi odebrali swoja ziemię. Ja swoją. Wtedy była   droga. Sprzedałem… dobrze za nią wziąłem. Dziś nikt by jej nie chciał za darmo. Zresztą, i tak jest prawie moja. Nie nadaje się do uprawy. Dawno zarosła młodniakiem. Zbieram tam soczyste maślaki. Nikt nie wie, że tam rosną od pierwszego maja do trzeciego śniegu.

Wkręciłem się do GS. Chcieli nawet, żebym został prezesem. Na co mi to potrzebne? Magazynier – to najlepszy zawód w każdym ustroju, w komunie – idealny. Bezrolny, wielodzietny (później urodziło się piąte dziecko i wtedy sfolgowałem), partyjny – napisałem w podaniu i wzorowym życiorysie. Przyjęli mnie, byłem przy masówce. Długo. Później chłopi poznali się na wadze. Nie mogę wszystkiego powiedzieć, ale kto ma głowę na karku, temu zawsze dobrze. Ten zawsze da sobie radę w życiu.

Następnie byłem klasyfikatorem. Miałem dobry rejon. Oficjalnie zarabiało się nie najgorzej. Nieoficjalnie – nadzwyczaj dobrze. Miałem swoich chłopów. Prawie   w każdej wiosce. Dawałem cynk – wtedy a wtedy przyjeżdżam.

Podchodził chłop i szeptał do ucha, żeby „zrobić” klasę chudej krowie.

  • Jak się da – to się zrobi – mówiłem.

Każdy coś z tego miał: państwo skórę, mieszczuchy – kości i żyły, a ja z chłopami – forsę za ciężką pracę. Chłopi sami dawali. Ja nie żądałem. Jeden dobry targ dawał więcej, niż rządowa pensja.

Na jednym targu wpadłem… „Czynnik społeczny” mnie wsypał. Wiedziałem, że węszy coś. W tym dniu nie pił od rana, a zawsze siedział zamroczony.

Nie takie sprawy załatwiałem: w SB lubili wypić,   a prokurator też potrafił. Ale urwało się. A to, co narwałem – poszło. Dzieci były w szkołach. Potem kształciły się, żeniły, wychodziły za mąż, ale dał Bóg dzieci – dał i na dzieci. Ja się tu mówi, a może i wszędzie.

Z córką tylko miałem najwięcej kłopotu. Była z niej romantyczka. Tak o sobie mówiła. Ona jedna z całej rodziny. Przywiozła jakiegoś dziada i mówi – to jest mój chłopak. Z dobrej robociarskiej rodziny. A ja do niej:

  • Co za jeden? Skąd? Co ma?

Okazało się – że nic nie miał prócz portek i nabiału. No to powiedziałem jej zaraz – masz tu stówę i daj mu na drogę. Albo dam wam jeszcze jedną i jedźcie sobie oboje na koniec świata.

… Pojechali. Później skończyła tę biedną miłość. Udało się. Znalazła chłopaka z domem i wozem.

Dzisiaj każdego lata pięć samochodów stoi przed moją chatą. Jak gwiazda. Wokół namioty, nie wszyscy pomieszczą się w chałupie – starowinie.

Ludzie mówią: – mogliby tak od razu nie przyjeżdżać, bo w oczy łupie. Mogą sobie mówić. Ale do rzeczy – trza było skończyć z tamtą robotą. I starszy już byłem, i robota na miejscu bardziej mi odpowiadała.

Do emerytury pracowałem w Kółku Rolniczym. Jako dyspozytor. Najpierw na ryczałcie, później z normalną pensją. Dawało się żyć. Początkowo nie było ruchu. Chłopi myśleli, że to taka spółdzielnia produkcyjna, zwłaszcza, że ja tam pracowałem. A potem ręce sobie łamali, żeby ciągnik dostać. Mało ich było na tę wieś i okoliczne też. Ale najważniejszy jest popyt. To stare prawo i wiecznie aktualne. Z niego można wyżyć.

Jestem już na emeryturze parę dobrych lat. Można powiedzieć, że żyję na czyjeś konto, kto musiał młodo umrzeć. I za niego też biorę pieniądze.

Państwo zawsze dbało o mnie. Odznaczony jestem. Właśnie za partyzantkę dostałem krzyż chlebowy.

Przyjechali ze ZBoWiD-u i pytają:

  • Wyście gdzieś byli? Powiedzcie.
  • Opowiedziałem.
  • A jak ze świadkami?

Postawiłem dwie flaszki i zagrychę. Znaleźli się.

Największa niespodzianka była z tym synem z Niemką, o której wspomniałem na początku. Bo to syn się urodził, a nie jakaś córka. Przysłał zdjęcie – podobny do mnie z tamtych bohaterskich czasów. Pomyślał chłopak, że ojciec żyje w wielkiej biedzie i napisał do mnie. Potem zaczął przysyłać paczki. Podał też moje nazwisko do organizacji charytatywnych. Pierwszy ze wsi, a może i w naszym województwie wszedłem do Europy.

Ale to już końcówka. Niedługo już tego wszystkiego. Raczej dobrego niż złego. Kto w życiu   właściwie myśli, temu dobrze się dzieje na starość.

Po kuchni, takiej jak kiedyś budowano – przestronnej, z dużym piecem pod okapem, rozchodzi się zapach kawy. Nie tej stęchłej ze sklepu. Pijemy kawę i wypalamy z gospodarzem dobrego papierosa z przemytu. Stary nazywa go „Europą”. Prosi też o zatajenie swojego nazwiska.

  • I tak poznają, że to mówił Szubrawiec – dodaje po chwili.

Patrzę na książkę, od której go oderwałem.

  • „Quo vadis” – mówi. – Prawie kończę. Wysoko zaszedł jeden z bohaterów… na krzyż.

We wsi mówią, że mnie wszędzie będzie dobrze – dodaje na podwórzu. – W niebie mam „chody” u Piotra, a w piekle ciotkę za najstarszym diabłem.