Norbert Piwowarczyk
Witraż wypełnia przestrzeń światłem, nadaje mu klimat mistyki. Pozwala człowiekowi odbierać kolor nie tylko przez zmysł wzroku, ale całym ciałem – mówi Hanna Pstrągowska-Dubiel, współautorka witraży w kościele pw. św. Zygmunta na warszawskich Bielanach
Powoli zbliżają się do końca prace nad ozdobieniem witrażami okien bielańskiego kościoła. Ostatni narracyjny element będzie przedstawiał stworzenie świata. Pojawi się naprzeciwko wyobrażenia zmartwychwstałego Chrystusa i tym samym dopełni historię o zbawieniu człowieka konsekwentnie pokazywaną na kolejnych oknach świątyni. Pozostanie jeszcze jedno okno do wypełnienia witrażami, ponieważ jednak jest znacznie zasłonięte przez organy, ozdobią je jedynie postacie aniołów. Jeden z takich aniołów zdobi pracownię Hanny Pstrągowskiej-Dubiel. Nie przypomina jeszcze witrażu, jest rozrysowany na kartonie, a z finalnym dziełem łączy go na razie siatka projektowanych spoin, które połączą poszczególne kolorowe szybki.
Jak w średniowiecznej pracowni
Moja praca niewiele różni się od tego, jak przygotowywano witraże w średniowieczu, może z tym wyjątkiem, że przed wiekami pracował przy tym cały sztab ludzi, projektując, wypalając kolorowe szkła i łącząc je lutem. Szkło barwi się tak jak niegdyś, z wykorzystaniem kolorujących tlenków. Ja opracowuję projekt sama, a potem jego wykonanie zlecam specjalistycznej pracowni, która kupuje szkło w odpowiednich kolorach i fakturach – wyjaśnia Hanna Pstrągowska-Dubiel. – Tak jak bywało to dawniej, projektuję całą scenę na papierze w małej skali. Dopiero po ustaleniu szczegółów kompozycji rozrysowuję detale na kartonie, ale już w skali jeden do jednego.
A nie jest to proste. Każdy z witraży w kościele św. Zygmunta ma powierzchnię 60 m2, jest oglądany pod kątem, co na etapie projektowania wymusza często deformacje postaci, tak by widziane z dołu miały naturalne proporcje. Rozrysowane przez artystkę na kartonie sceny ze szczegółowym opisem kolorów jadą do warsztatu, gdzie według nich wycina się elementy z kolorowego szkła. Czasem, gdy potrzeba nadać obrazowi dodatkowy walor, głębię, autorka sama wzbogaca poszczególne elementy szkła, niekiedy barwiąc je i wypalając kilkakrotnie, dzięki czemu uzyskuje głębsze odcienie.
Obecnie artyści mają do dyspozycji szerszy zestaw barwnych szkieł niż przed wiekami. Jezus w scenie „Przemienienia na górze Tabor” jest w cieniu pod dachem, brak więc światła, by rozjaśnić postać. Jego szata powstała jednak z jasnego szkła zmąconego, nowoczesnego materiału charakterystycznego dla prac Tiffany’ego. Odbija ono część światła z wnętrza kościoła, dlatego postać zawsze jest rozświetlona. Nie zmienił się natomiast sposób łączenia szkła, które wciąż spaja się, lutując ołowiane listwy tworzące tak charakterystyczne grube linie „siatkujące” obraz.
Od gotyku po współczesność
Pierwotne witraże składano, mocując barwione szkiełka lub płytki alabastru w gipsowych lub kamiennych ramach. Taką metodę znano w kulturze arabskiej jeszcze przed VIII wiekiem n.e., wtedy jednak tworzono wzory abstrakcyjne i dekoracyjne, a nie przedstawieniowe – te pojawiły się w X wieku i prawdopodobnie inspirowane były urodą bizantyjskich mozaik. Najstarsze do dziś zachowane witraże znamy z katedr w Wissenburgu (IX wiek) i Augsburgu (ok. 1050 r.). Rozkwit tej sztuki nastąpił niebawem wraz z wybuchem strzelistego gotyku, który, ciągnąc architekturę ku niebu, eliminował ściany i zastępował je oknami. Wcześniej obrazkowa Biblia Pauperum rozkwitała na ścianach świątyń, teraz przeniosła się na okna.
Koniec średniowiecza przyniósł kres zainteresowania witrażami – barok i klasycyzm nie znalazły dla nich miejsca. Przywrócono je do łask w drugiej połowie XIX wieku. Witraże wróciły do kościołów, ale pojawiły się także w architekturze świeckiej i wkroczyły w sferę sztuki użytkowej. Technika, choć sama jej zasada nie uległa zmianie, została udoskonalona – wprowadzono wielość odcieni w obrębie poszczególnych fragmentów szkła. Ze szczególnym upodobaniem sztuka secesji wypełniała witraże motywami kwiatowymi i zwierzęcymi. Polacy mają swój wkład w rozwój witrażu. Józef Mehoffer wygrał konkurs na projekt witraży do katedry we Fryburgu (realizowany w latach 1896-1936), do którego stanęli artyści z całej Europy. Jednym z najciekawszych witraży w Polsce jest wizerunek Boga Ojca w kościele franciszkanów w Krakowie według projektu Stanisława Wyspiańskiego. To dzieło w pełni secesyjne, ale już niemal zbliżające się do abstrakcji, gdzie postać Boga wyłania się z ekspresyjnie poprowadzonych linii układających się w szaty Stwórcy. To już zupełnie nowe rozumienie formy witrażu i jego możliwości jako nośnika treści.
Z tego sposobu myślenia wywodzi się sztuka Teresy Ryklewskiej, autorki monumentalnych witraży w kościele pw. św. Andrzeja Boboli przy Rakowieckiej. To sztuka zmierzająca ku abstrakcji, gdzie z wirów ekspresyjnych form wyłaniają się subtelnie postaci i całe sceny. Dostrzegą je ci, którzy zechcą wnikliwiej przyjrzeć się witrażom. Z biegiem czasu Ryklewska odeszła od realizmu na rzecz czystej abstrakcji, czego efekty możemy podziwiać w kościele św. Marcina na Starym Mieście.
Znaczenie narracji
Tymczasem praca Hanny Pstrągowskiej-Dubiel w bielańskim kościele nawiązuje do średniowiecznego sposobu narracji. Nie ma tu licznych przedstawień zamkniętych w osobnych kwaterach, ale każdy z witraży to scena centralna obudowana mniejszymi, dopowiadającymi główny wątek opowieści. – Średniowieczną logikę budowania narracji zrozumiałam, oglądając witraże w katedrze w Chartres. Zauważyłam, że dla ówczesnych twórców najważniejsza była nie chronologia, lecz znaczenie sceny. W danej opowieści uwypuklano wątek najistotniejszy i obudowywano go uzupełniającymi przedstawieniami. Podobną metodę zastosowałam w swoich witrażach – opowiada artystka. Nie licząc głównych przedstawień w kościele św. Zygmunta, czyli „Zmartwychwstania” i przygotowywanego „Stworzenia świata”, na bocznych witrażach odczytać można po sześć scen im towarzyszących.
Klasyczny sposób narracji uwidacznia się też w aranżacji witraży, bowiem scenom z Nowego Testamentu odpowiadają historie ze Starego. I tak pendant do wyobrażenia „Przemienienia na górze Tabor” stanowi scena przekazania dziesięciorga przykazań Mojżeszowi na górze Synaj. Tworzony witraż „Stworzenie świata” rozpocznie opowieść, która poprzez punkt kulminacyjny – zmartwychwstanie Jezusa – zakończy się wyobrażeniem apokalipsy.
Witraże w kościele św. Zygmunta powstają od połowy lat 90. XX wieku. Do ich realizacji Hannę Pstrągowską-Dubiel zaprosiła Barbara Pawłowska, która projektowała mozaiki w prezbiterium. – Pawłowska w pełni rozumiała swoje powołanie jako artystki, była całkowicie zaangażowana w pracę, poświęciła się szczególnie sztuce sakralnej. To była osoba o niezwykłym szacunku dla formy. Dla niej nie było nic przypadkowego w witrażu – wspomina Pstrągowska-Dubiel.
Wspólnie zaprojektowały witraż nad prezbiterium ze sceną „Zmartwychwstania”. Później, już osobno – Pstrągowska-Dubiel sceny ze Starego i Nowego Testamentu, a Pawłowska „Apokalipsę”. Wcześniej jednak konsultowały program merytoryczny z księdzem Michałem Janochą, historykiem sztuki. Gotowe projekty musiały być zatwierdzone przez przedstawicieli wspólnoty parafialnej.
Na zakończenie prac nad dekoracją witrażową w kościele św. Zygmunta trzeba jeszcze poczekać dwa lata. Scena „Stworzenia świata” zamknie opowieść, dopełniając budowanie przestrzeni sacrum. Artystka tak opisuje swoje wrażenia, gdy praca nad witrażem dobiega końca: – Podczas prac instalacyjnych odczuwam strach, gdyż nie wiem, jak wypadnie konfrontacja mojego wyobrażenia z rzeczywistością. Najpierw widzę potrzebę zmian, ale z czasem nabieram dystansu i akceptuję rezultat. Rodzi się we mnie pokora wobec dzieła. Kiedy już oddaję swoją pracę innym, uznaję, że efekt jest taki, jaki miał być.
Hanna Pstrągowska-Dubiel, absolwentka Wydziału Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, zrobiła dodatkową specjalizację z malarstwa w architekturze, gdzie analizowano także techniki witrażowe. Na początku lat 80. XX wieku zrealizowała witraże w kościele w Zdziłowicach pod Lublinem. Jest autorką dwóch witraży w kaplicy Pamięci Narodu (im. o. Kordeckiego) w klasztorze na Jasnej Górze i witrażu w kaplicy kampusu Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego przy ulicy Wóycickiego w Warszawie.
Artykuł wydrukowano za zgodą Warszawskiego Magazynu Ilustrowanego STOLICA (nr 11-12/2010)
Obiektywne, opiniotwórcze i bogato ilustrowane źródło wiedzy o Warszawie.
Historia, tradycje miasta, losy jego mieszkańców, jak i ich współczesne problemy.
www.warszawa-stolica.pl