Tag: krystyna pawłowska

Witraże, które widziałam w Japonii (część II) – Krystyna Pawłowska

Kontynuując relację o witrażach japońskich, przypominam, że w tym kraju witraże są przejawem wpływów zachodnich, które zagościły w tym kraju po zakończeniu epoki izolacjonizmu. Najwcześniejsze zatem mogą pochodzić z końca XIX wieku, choć i to jest wątpliwe z racji małej odporności witraży na trzęsienia ziemi i ze względu na totalne zniszczenie miast pod koniec II wojny światowej. Przypominam też, że zbiór przykładów jest przypadkowy, bo powstał przy okazji pracy nad innymi tematami. W pierwszej części omówiono przykłady małych witraży dekoracyjnych z różnych miast japońskich znajdujących się w budynkach użyteczności publicznej.

Część druga to prezentacja witraży wielkopowierzchniowych i wielowitrażowych.

Okayama to miasto w zachodniej części Honsiu liczące ponad 700 000 mieszkańców słynące przede wszystkim ze wspaniałego ogrodu Korakuen.

Ogród Korakuen w Okayamie

W centrum miasta znajduje się wielopiętrowy budynek mieszczący centrum handlowe i salę koncertową Okayama Symphony Hall. Budynek ten otwarto w roku 1991. Tu, naprzeciwko siebie umieszczone są dwa wielki witraże: jeden w tonacji niebieskiej, drugi w żółtej. Obie kompozycje są geometryczne i abstrakcyjne więc jedynie z wywiadu z ich autorem wiadomo, że „Witraż po stronie południowej przedstawia energię bijącą od błyszczącego morza, a witraż po stronie północnej przedstawia nadzieję na przyszłość widzianą w spokojnym morzu, w którym odbijają się gwiazdy”. Twórcą tym jest Mieko Miyazaki z Ashihara Architectural Design Institute, renomowanej pracowni architektonicznej.

Witraż północny
Witraż południowy
4
Fragmenty witraży z Okayama
5

Sendai  to miasto położone na wschodnim wybrzeżu w północnej części Honsiu. Mieszka tam ponad milion mieszkańców. Świat usłyszał o nim, gdy w roku 2011 miasto to zostało potwornie zniszczone przez tsunami.

Najznamienitszym zabytkiem Sendai jest Mauzoleum Zuihoden poświęcone Date Masamune – potężnemu daimyō założycielowi miasta Sendai. Należy ono do najpiękniejszych, najbardziej dekoracyjnych budowli tego typu w Japonii. Rzeczywiście jest zachwycające.

Mauzoleum Zuihoden w Sendai
Bajecznie kolorowe dekoracje Mauzoleum Zuihoden w Sendai

W hali dworca kolejowego tego miasta jest witraż  zatytułowany „Pean for the Trees”, co zapewne należy rozumieć jako hymn, odę czy pean na cześć drzew. Witraż oświetlany sztucznym światłem powstał w 1978 roku. Kompozycje jest abstrakcyjna, a jego autor Zenjiro Chikaoka  tak opisuje jego przesłanie: „Chociaż tematem przewodnim są niektóre zabytki i inne walory Sendai, zamierzałem wyrazić to, co czułem, widziałem i słyszałem, kiedy sam pojechałem do Sendai, aby następnie zrelacjonować to w projekcie.„

Jeśli miałabym przywołać moje wrażenia z Sendai, myślę, że na witrażu w hali biletowej stacji można odszukać reminiscencje przebogatej kolorystyki mauzoleum. 

Witraż w hali biletowej dworca w Sendai
Fragment witraża na dworu w Sandai z datą powstania i podpisem autora

Wśród wielu dworców kolejowych Tokio, południową część śródmieścia obsługuje dworzec Shinagawa. Jest to, podobnie jak inne dworce tego gigantycznego miasta nie tylko stacja przesiadkowa różnego typu sieci kolejowych i metra, ale także wielkie podziemne centrum handlowe. W jednej z hal tego labiryntu znajduje się witraż zatytułowane „Scena światła”, o którym autor pisze: „Oto światła czterech pór roku rozświetlające niebo i  ziemię.” Witraż jest z 1998 roku, a jego autorem Hideho Aso.

Choć w sensie technicznym jest tradycyjnie wykonanym witrażem, lecz jako oświetlany sztucznie i słabo przeźroczysty działa raczej jak mozaika. W mojej subiektywnej ocenie ze względu  zarówno na rysunek jak i kolorystykę zasługuje na wysoką ocenę.

Jeśli idzie o tytuł i przesłanie, może warto zwrócić uwagę, że dla Japończyków zmienność pór roku ma większe i inne znaczenie niż dla nas. Pora roku, pogoda, metamorfozy przyrody są zwyczajowym przedmiotem kontemplacji. Apogeum tego zainteresowania jest święto kwitnącej wiśni Hanami, kiedy to każdego ranka radio ogłasza komunikat, gdzie i kiedy zakwitły wiśnie. Fala kwitnienia przesuwa się majestatycznie z południa na północ,  inspirując Japończyków to świętowania i ucztowania.

Krótki komunikat o aktualnej pogodzie jest rytualną częścią tradycyjnego listu japońskiego. Znam ten zwyczaj z korespondencji e-mailowej, którą prowadziłam z Japończykami. Witraż na dworcu Shinagawa harmonizuje z tym bardzo japońskim stosunkiem do zmienności świata.

Mimo, że w Japonii jest niewielu chrześcijan, a jeszcze mniej katolików, kościoły katolickie znajdują się w zarówno w wielkich, jak i mniejszych miastach japońskich. Są na ogół niewielkie i budowane w stylu zachodnim. Są takie, które trudno rozpoznać wśród innych budynków w ciągu ulicy. W ich wnętrzach i w dekoracjach zewnętrznych używana jest zwykle ikonografia europejska, choć zdarzają się też wizerunki zjaponizowane, np. Matka Boska w kimonie. W kościołach tych często są mniejsze lub większe witraże.

13
Kościół w mieście Kanzawa
14
Kościół w Tokio w dzielnicy Maguro

W pobliżu stacji Shinagawa, w dzielnicy Maguro jest kościół pod wezwaniem św. Anzelma znajdujący się pod opieką zakonnic Córek św. Pawła. Kościół jest stosunkowo duży, choć wejście od ulicy bardzo skromne.

Są tam wyjątkowo piękne witraże. W głównym wnętrzu po obu stronach organów znajdują się witraże abstrakcyjne w tonacji niebieskiej.

W bocznej kaplicy zobaczyć można zestaw 13 małych witraży stanowiący dekorację otaczającą ołtarz. Witraże zostały zaprojektowane przez Noémi Pernessin Raymond, żonę projektanta kościoła – architekta Antonina Raymonda. Kościół powstał 1955 roku i jest uważany za znaczący obiekt japońskiego modernizmu. Ze względów finansowych pierwotnie witraże były wykonane z kolorowego plastiku.

Witraże w kaplicy bocznej kościoła św. Anzelma w Tokio Maguro
Św. Franciszek z aniołami – witraż nad ołtarzem

Bohaterem głównego witraża nad ołtarzem jest zapewne św. Franciszek z Asyżu. Świadczą o tym stygmaty i otoczenie aniołów. Warto zwrócić uwagę na świetliste spojrzenie świętego, a także różne kolory skóry aniołów, co zapewne świadczy o przekonaniach autorki.

18
19
20
Witraże na filarach bocznych ołtarza
21

Projektantka witraży Noémi Pernessin Raymond to niezmiernie ciekawa postać – amerykańska artystka urodzona we Francji, wykształcona w Stanach i we Francji, która wraz mężem z pochodzenia Czechem przyjechała do Japonii jako członkini zespołu Franka Lloyda Wrighta. Małżeństwo zafascynowane tym krajem pozostało w Japonii na długie lata. Stworzyli tu wiele dzieł architektonicznych i plastycznych łącząc fascynacje sztuką i rzemiosłem japońskim z kosmopolityczną ideą sztuki nowoczesnej.

Krystyna Pawłowska

Witraże, które widziałam w Japonii (część I) – Krystyna Pawłowska

Artykuł ten nie jest wynikiem systematycznych studiów nad witrażami w Japonii. W trakcie pracy w tym kraju nad innymi tematami dużo czasu spędzałam na zwiedzaniu i to nie tylko po trasach wydeptywanych przez turystów z całego świata, ale także tam, gdzie wszystkie napisy, oprócz adresów e-mailowych, są po japońsku, to znaczy tam, gdzie turyści zwykle nie bywają.

Jako autorka książek o witrażach i projektantka witraży – ogółem osoba zafascynowana sztuką szkła, nie mogłam nie fotografować witraży, które niejako stawały mi na drodze. Powstał w ten sposób przypadkowy zbiór – zestaw ciekawostek, nie dający ogólnego wyobrażenia, lecz mimo wszystko interesujący. W zestawie tym znajdują się 4 wielkowymiarowe realizacje współczesne i kilkanaście małych oszkleń pochodzących z różnych okresów i różnych miast japońskich.

Japonia nie jest krajem, do którego jeździ się po to, aby oglądać witraże. To nie jest rodzaj sztuki ani tradycyjny, ani ukochany przez Japończyków, tak jak np. ceramika, laka, wyroby z papieru czy bambusa itp. Nie bez znaczenia jest też fakt, że witraż to technika bardzo mało odporna na trzęsienia ziemi. Jest to gatunek sztuki przynależny do tendencji i mód określanych jako western style,  czyli  do tego wszystkiego, co zagościło w tym kraju jako wpływy europejskie, a potem amerykańskie. Japonia przez wiele długich wieków starannie izolowała się od zachodnich wpływów. Dopiero w połowie XIX wieku złagodzono reżim nie pozwalający Japończykom wyjeżdżać, a Europejczykom przyjeżdżać do Japonii. W następstwie otwarcia rozpoczęła się epoka  japońskiej fascynacji europejską, a potem amerykańską kulturą, architekturą i sztuką.

Z tych historycznych powodów nie znajdziemy w Japonii witraży średniowiecznych, renesansowych czy barokowych, zresztą same nazwy tych epok nijak się mają do historii japońskiej kultury. W Japonii historia ma własną chronologię, własne podziały i nazwy epok – wszystko inaczej niż u nas.

Aby przyjąć właściwą perspektywę oceny zasobu witraży pochodzących sprzed  II wojny światowej trzeba wiedzieć, że pod koniec tej wojny wielkie miasta japońskie zostały zbombardowane przez amerykańskie samoloty tak skutecznie, że ich zniszczenie można porównać do zburzenia Warszawy, a nawet skutków bomby atomowej w Hiroshimie i Nagasaki. Tokio, Osaka, Nagoya legły w gruzach. Jedynie Kioto oszczędzono przez wzgląd na wartość kulturową tamtejszej sztuki i architektury.

Można zatem wyobrazić sobie, że architektura w stylu zachodnim, którą zbudowano w tych miastach od połowy XIX w do końca II wojny w dużej mierze przestała istnieć, a z nią przestały istnieć witraże z tamtego czasu. Czy było ich mało, czy dużo, jakie były w sensie stylowym i warsztatowym, niestety nie wiem.

Witraże w kamienicach w części Osaki, która przetrwała II wojnę światową

W moim skromnym katalogu fotografii, są dwa witraże, które (nie bez wątpliwości) można by datować na przełom wieków XIX i XX.  Nie mają żadnych cech japońskich. Sądząc po wyglądzie można by przypuszczać, że pochodzą z Wiednia, Budapesztu czy Krakowa. Prawdopodobieństwo takiego datowania poza cechami stylowymi, potwierdza fakt, że widziałam je w dzielnicy Osaki, którą pewien uprzejmy Koreańczyk pokazywał mi jako przykład ocalałej w czasie wojny architektury tego miasta. Budynki, w których się znajdowały miały strukturę europejskich XIX-wiecznych kamienic, co w Japonii jest zjawiskiem rzadkim.

Witraż w klatce schodowej kamienicy w Osace

W europejskim stylu budowało się raczej budynki publiczne, a miejscem zamieszkania były najczęściej tradycyjne, drewniane, niskie domy japońskie. Tu znów trzeba wrócić do specyfiki Japonii, tym razem geograficznej. Japońskie domy drewniane są w pewnym sensie bardziej odporne na trzęsienia ziemi niż murowane. W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że na skutek wstrząsów „składają się” w sposób umożliwiający szybką odbudowę. Natomiast budowle murowane, zwłaszcza ceglane, kruszą się i rozpadają na drobne części. Trzeba budować je od nowa. Współcześnie wymyślono techniczne metody pozwalające fundować wielopiętrowe bloki, a także drapacze chmur, które można określić jako gibkie w tym sensie, że gną się, ale nie łamią podczas trzęsień ziemi. W czasach, o których mowa takich metod nie było, skutkiem tego np. ceglane budynki są wielką rzadkością w japońskim krajobrazie miejskim. Tak więc kamienica mieszkalna w europejskim stylu pochodząca sprzed II , a tym bardziej sprzed I wojny, to w zabudowie Osaki rzadki przykład.

Następny w chronologicznym porządku jest niewielki witrażyk w nadświetlu bramy – reprezentuje europejski styl Art déco, także we wspomnianej części Osaki. Zarówno on, jak i lampy umieszczone na filarach po obu stronach bramy noszą wyraźne cechy tego stylu. Czy powstały w okresie międzywojennym, czy są późniejszą prezentacją tego stylu, niestety nie wiem.

Witraż Art déco nad bramą budynku użyteczności publicznej w Osace

Do pokrewnej witrażom tematyki trawionych przeszkleń artystycznych zalicza się kolejny przykład – przeszkleni drzwi do sklepu z pawiem. Zarówno tematyka, jak i forma każe zaliczyć ten element dekoracyjny do secesji. Nie sądzę jednak, aby został wykonany, tym bardziej wmontowany na przełomie wieków XIX i XX. Przypuszczam, że jest to raczej emanacja współczesnej mody na secesję i zamiłowania do pseudo pałacowych efektów – patrz „złote” dekoracje drzwi.

Przeszklenie trawione z pawiem w drzwiach do sklepu w Osace

Przykłady  małych oszkleń witrażowych noszących cechy stylowe secesji, ale wykonanych współcześnie spotkałam nie tylko w Osace, lecz także w Kioto.

6
Witrażowe drzwi w Kioto
7
Witrażowe okno w Osace
8
Witrażowy plafon w Osace
9
Witrażowa lampa w kawiarni w Osace

Trafiłam też do pracowni witraży ojca Tomoyoshi i syna Ryota Wada w Osace, który wykonuje tego rodzaju oszklenia.

W pracowni Tomoyoshi (siedzi) i Ryota (stoi) Wada w Osace
Lampy i szklana ścianka w pracowni Wada
12

Bardzo charakterystycznym elementem struktury urbanistycznej japońskich miast są pasaże handlowe, niekiedy bardzo długie, przecinające kilka poprzecznych ulic. Pasaże takie to ulice kryte szklanym dachem, wypełnione po brzegi handlem i usługami. Niekiedy, jak w przypadku Nishiki Market w Kioto szklany dach jest kolorowy. W sensie technicznym nie są to jednak witraże, jakkolwiek udało mi się znaleźć ozdobny fragment tego dachu stylistycznie przypominający witraża  Marca Chagalla.

13
Nishiki Market w Kioto
Witrażowy fragment dachu Nisiki Market

W wielu miastach japońskich w budynkach użyteczności publicznej można znaleźć niewielkie współczesne witraże wykonane różnymi technikami i w rozmaitych stylach.

Matsue Shimane Art Museum
Oszklenie drzwi w budynku publicznym w mieście Kurashiki
Nadświetle brama w budynku publicznym w Kioto
Świetlik w kopule biblioteki w Instytucie Studiów Japońskich w Kioto
Drzwi do sklepu w centrum handlowym w Osace
Nadświetle bramy w buynku użyteczności publicznej w Kurashiki

Najciekawszy w sensie technicznym jest witraż w nadświetlu drzwi znajdujący się w budynku ratusza miasta Kurashiki.

Nadświetle bramy w budynku użyteczności publicznej w mieście Kurashiki

Na koniec tego krótkiego przeglądu przedstawiam 2 przykłady realizacji szklanych, które można zaliczyć do modnej obecnie kategorii Street Art.

Street Art - kolorowe bramy w Kioto
Street Art – Kolorowy panel szklany w centrum handlowym Namba Parks w Osace

W drugiej części relacji o japońskich witrażach przedstawione będą 4 wielkopowierzchniowe lub wielowitrażowe współczesne realizacji w Tokio, Sendai i Okayamie.

 

Krystyna Pawłowska

Witraże krakowskie w kamienicach mieszkalnych i obiektach użyteczności publicznej z przełomu wieków XIX i XX – Krystyna Pawłowska

W 2010 roku organizowałem wycieczkę do Krakowa. Celem były słynne witraże w kamienicach w tym mieście. Postanowiłem zaprosić przyjaciół z grupy easyArt, która skupia pasjonatów tej dziedziny sztuki. Dylematem było ustalenie planu dwudniowej eskapady.

Z pomocą przyszedł Internet, który doprowadził mnie do szeroko opisywanego pierwszego wydania, z 1994 roku, książki Pani prof. Krystyny Pawłowskiej. Harmonogram wycieczki udało się ustalić w ciągu kilku dni, dlatego w maju niemal trzydzieści osób mogło zachwycać się urodą szklanych dzieł.

W ręku trzymam drugie, rozszerzone wydanie wydrukowane staraniem Stowarzyszenia Miłośników Witraży Ars Vitrea Polona w 2018 roku. Pierwsze rozeszło się błyskawicznie, choćby z uwagi na niezbyt duży nakład i w ciągu kilku lat książka prof. Krystyny Pawłowskiej uzyskała status białego kruka.

Autorka we wstępie napisała:

„Wszystko zaczęło się najzupełniej przypadkowo, gdy po raz pierwszy weszłam do sieni jednego z krakowskich domów. Zwykła kamienica mieszkalna z początków XX wieku pozornie nie wyróżniała się niczym szczególnym. Sądziłam, że znam ją bardzo dobrze, gdyż ulicę, przy której stała, przemierzałam przedtem setki razy. Nie przypuszczałam więc, że wewnątrz, nie w mieszkaniu, lecz już na klatce schodowej, zobaczę coś nadzwyczajnego. Trzy wielkie witraże bardzo kolorowe i bez wątpienia bardzo ładne początkowo wydały mi się czymś zupełnie wyjątkowym. Wkrótce przekonałam się jednak, że w sieniach i klatkach schodowych krakowskich kamienic zobaczyć można prawdziwą kolekcję takich kolorowych okien.”

Prof. dr hab. inż. arch. Krystyna Pawłowska

posiada duszę człowieka renesansu. Była wykładowczynią architektury na Politechnice Krakowskiej i na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jest założycielką Stowarzyszenia Miłośników Witraży Ars Vitrea Polona. Współpracowała
z ośrodkami naukowymi we Francji, Słowacji, Wielkiej Brytanii, Chorwacji i Japonii. Pani profesor jest członkiem Międzynarodowej Rady Ochrony Zabytków i Miejsc Historycznych (ICOMOS), wchodzi w skład zarządu Komisji Krajobrazu Kulturowego Polskiego Towarzystwa Geograficznego oraz jest członkiem Komisji Urbanistyki i Architektury Oddziału PAN
w Krakowie.

Moda na witraże w okresie przełomu XIX i XX stulecia przyszła do Polski z Paryża, Londynu, Wiednia i innych europejskich miast, gdzie tryumfowała secesja. W Krakowie działało kilka pracowni, ale prawdziwy rozkwit nastąpił z chwilą pojawienia się Krakowskiego Zakładu Witrażów i Mozaiki Szklanej S.G. Żeleński.

Powszechność tej formy ozdabiania wnętrz była tak duża, że mimo niespełna dwudziestoletniego okresu szczególnie intensywnego rozwoju tego rynku, mimo dwóch przerażających wojen, do dnia dzisiejszego przetrwało wiele zachwycających często realizacji.

Dzięki wytrwałej, kronikarskiej konsekwencji oraz cierpliwości, Pani Profesor Krystyna Pawłowska zgromadziła niepowtarzalny materiał o znaczeniu inwentaryzacyjnym oraz badawczym. Poza niewątpliwym walorem naukowym tego szczególnego opracowania, nie mniej ważnym jest również znaczenie popularne. Ta książka jest wspaniałym przewodnikiem po Krakowie witraży. Opracowań poświęconych krakowskim przeszkleniom sakralnym jest kilka. Jednak nie było do momentu pojawienia się tej pozycji na rynku wydawniczym tak wyczerpującej w zakresie „codziennej” sztuki witrażowej.

W książce znajdziemy wiele fascynujących skrawków kroniki młodopolskiego Krakowa. Przykładem jest zabawny wierszyk Tadeusza Boya Żeleńskiego (rodzony brat Stanisława Gabriela Żeleńskiego), który krążył w tamtych czasach po krakowskich salonach.

Ze „Słówek” Boya

„Gdy kto kupi sobie placyk,

Aby zbudować pałacyk,

Czym najlepszy gust okaże?

Wprawiając szybko witraże.

Gdy kto pokumał się z biesem

I duszę zgubił z kretesem,

Czym przewiny swoje zmaże?

Fundując wielkie witraże.

Gdy odwieczny wróg bez sromu

Gnębi nas we własnym domu,

Czym żywotność swą okażem?

Tylko Wawelskim witrażem.

Urzędnik – nie wie, co zrobić,

Chciałby domek przyozdobić,

Ale ma zbyt szczupłą gażę –

Daje na spłaty witraże.

A jeżeli mam grobowiec,

Jak go tu przystroić, powiedz?

Jak uwiecznić zmarłych twarze?

Daj te gęby na witraże.

Gdy się ma fabryczkę własną,

W Europie trochę ciasno,

W Ameryce się pokaże –

Do you kauf the uaiteraże?

Patrzą Indian dzikie szczepy

Ściskając w rękach oszczepy,

Cóż im niosą blade twarze?

Wybieraj: śmierć lub witraże!

Pożar zniszczył kościół cały,

Tylko gruzy się zostały.

Cóż przetrwało po pożarze?

Beton, mozaika, witraże.

Ale dziś jesteśmy przecie

Między swymi, w kabarecie,

Cóż pan tutaj nam pokaże?

…Trzeba zmienić te witraże”

Autorka w publikacji w wielu miejscach zajmująco opisuje warsztat analityczny historyka sztuki:

„Nie tylko architekci pozostawiali „wizytówki” swej twórczości w miejscach, gdzie mieszkali. Na przykład z życiorysu Henryka Uziembły wiadomo, że ten jeden z najpłodniejszych witrażystów mieszkał przez jakiś czas przy ul. Garncarskiej 5, a pracownię wynajmował przy placu Szczepańskim 2. W obu tych domach do dziś zachowały się witraże. Czy są one dziełem Uziembły, nie wiadomo, gdyż żaden z nich nie jest sygnowany. Lecz z dużą dozą prawdopodobieństwa można przypuszczać, że ta zbieżność nie jest dziełem przypadku. Może na przykład artysta projektowaniem witraży spłacał swój czynsz. Szczególnie cztery witraże z placu Szczepańskiego (maki, słoneczniki, irysy i sowa) można przypisać właśnie jemu z uwagi na motyw i manierę rysunku. Na parterze tego domu mieścił się Zakład Pogrzebowy Concordia Jana Wolnego („własna fabryka trumien”), który jeszcze długo po II wojnie światowej funkcjonował w tym miejscu. Sam dom oprócz witraży posiada wiele innych ciekawych detali, np. secesyjną windę.”

„Witraże krakowskie w kamienicach…” to 3w1.

  1. Największą wartością tej pozycji jest szczegółowa ocena realiów okresu, w którym nastąpiło odrodzenie światowej sztuki witrażowej. Autorka obiektywnie i interesująco przedstawiła znaczenie Krakowa, artystów i rodzimych warsztatów w epoce Młodej Polski.
  2. Publikacja jest bezcennym spisem i inwentaryzacją krakowskich witraży w przestrzeni miejskiej. Dzięki temu posiada ona walor profesjonalnego i rzetelnego przewodnika po Krakowie.
  3. Barwne ilustracje wszystkich omawianych witraży są dodatkowym walorem i wzmagają pragnienie zobaczenia oszkleń w rzeczywistości.

Połączenie wnikliwości naukowej i przystępnego, popularnego języka nie jest łatwe. Książkę czyta się szybko i z przyjemnością, co jest dodatkowym atutem.

Do lektury przystępowałem z niecierpliwością. Z zaciekawieniem, często przeskakiwałem między różnymi miejscami, aby sprawdzić adres, rozmiar lub po prostu zobaczyć zdjęcie. Fascynująca przygoda, która za jakiś czas z pewnością zaowocuje powtórką krakowskiej wycieczki. Tak wiele zostało jeszcze do zobaczenia.

Książkę Pani prof. Krystyny Pawłowskiej szczerze polecam.

Odbiorcami są historycy sztuki, miłośnicy witraży, przewodnicy, przyjaciele Krakowa i admiratorzy piękna.

Książka jest dostępna w sklepie www.mandragora.waw.pl

 

O witrażach Wyspiańskiego

prof. Krystyna Pawłowska

ROK 2007 BYŁ ROKIEM WYSPIAŃSKIEGO

W 2007 roku minęła setna rocznica śmierci  Stanisława Wyspiańskiego. Była to doskonała okazja, aby znów kontemplować jego wspaniałe dzieło, wspominać  osobę, popularyzować dorobek.

prof. Krystyna Pawłowska

„Żywioł wody”, fragment kartonu witraża (zbiory Muzeum Narodowego w Krakowie)
Witraż „Żywioł wody” – zrealizowany witraż (kościół franciszkanów w Krakowie)

Pozycja Stanisława Wyspiańskiego wśród wielkich polskich artystów jest szczególna, jego twórczość

przemawia bowiem nie tylko do umysłów czy wrażliwości artystycznej, lecz także do serc wielu Polaków. Dzięki wielości dziedzin sztuki, jakie uprawiał, trafia do osób o rozmaitej wrażliwości. Wysoka temperatura ekspresji emanująca z jego dzieł, niezależnie od techniki, w jakiej zostały wykonane i do jakiej dziedziny sztuki należą, silnie angażuje odbiorców – niejako od pierwszego wejrzenia. Szczególny związek z Wyspiańskim odczuwają ludzie, dla których, tak jak dla niego, ważnym uczuciem jest patriotyzm.

W konsekwencji Wyspiański ma bardzo wielu gorących wielbicieli – miłośników jego poezji, teatru, malarstwa, grafiki, scenografii, sztuki stosowanej i witraży. Niestety, dzieło mistrza wielką i niewątpliwie zasłużoną sławą cieszy się raczej wśród Polaków, niż w skali światowej czy nawet europejskiej, co absolutnie nie wynika z klasy jego twórczości. Obecność lub nieobecność polskich artystów w kanonie sztuki światowej na ogół wynika z jednej strony z uwarunkowań historycznych dotyczących naszego kraju i życiorysów konkretnych artystów, z drugiej zaś ze skuteczności lub raczej bezskuteczności późniejszej promocji.

Pamiętamy, że sam  Wyspiański dążenie do popularności za granicą uważał za sprzeczne z postawą patriotyczną. W związku z tym o zagraniczną sławę nie zabiegał, a nawet czynnie odcinał się od możliwości eksponowania swoich dzieł na forum europejskim. Po jego śmierci także nie zrobiono wiele, aby zmienić ten stan rzeczy.

Dopiero od niedawna odbiór Wyspiańskiego i jego sława przekracza niejako granicę Polski. Bez wielkiej przesady można by zaryzykować twierdzenie, że dzieje się tak za sprawą witraży franciszkańskich, a przede wszystkim przedstawienia Boga Ojca na witrażu „Stań się”. To łatwo dostępne dla każdego dzieło sztuki oglądane jest przez nieprzebrane tłumy   turystów zwiedzające centrum Krakowa.

wyspianski_zywiol_ognia
„Żywioł ognia”, fragment kartonu witraża (zbiory Muzeum Narodowego w Krakowie)
wyspianski_franciszkanie_zywiol_ognia
Witraż „Żywioł ognia” – zrealizowany witraż (kościół franciszkanów w Krakowie)

Wizyta u Franciszkanów należy do programu tras turystycznych, nawet tych najkrótszych. Fotografia tego niezwykłego witraża należy do zestawu najczęściej zamieszczanych obrazów reklamujących Kraków. Wspaniały wizerunek Boga Ojca po prostu rzuca na kolana – dosłownie  i w przenośni. Choć do niedawna mało znane zachodnim koneserom sztuki, okna Wyspiańskiego należą niewątpliwie do najwybitniejszych dzieł witrażowych tamtej epoki na świecie. To należne im ze wszech miar miejsce zyskują niestety, dopiero teraz – razem   z całym Krakowem. Być może właśnie takiej chwały,  w kontekście sławy całego miasta, oczekiwałby dla nich sam artysta.

Koleje jakże krótkiego życia Wyspiańskiego, jego trudne relacje z inwestorami i mecenasami, wreszcie fakt, że wszystko, co tworzył, było szokująco nowe, sprawiły, że jego dorobek witrażowy zrealizowany w szkle jest ilościowo skromny. Liczne, wspaniałe projekty nie zostały   nigdy wykonane – pozostały jedynie kartony. W ramach pamiętnej wystawy w Muzeum Narodowym w Krakowie pt. „Polaków portret własny” w 1979 r., tuż przy wejściu eksponowany był karton do witraża wawelskiego „Kazimierz Wielki”. Jego silna ekspresja i doskonała ekspozycja wywoływały u wielu zwiedzających żal, że nie da się oglądać go jako dzieła skończonego, czyli jako szklanego obrazu w promieniach słońca.

Inicjatywy wykonania w szkle witraży według kartonów Wyspiańskiego, a dotyczy to szczególnie „Kazimierza Wielkiego”, podejmowane były wielokrotnie przez entuzjastów jego sztuki. Wiąże się z tym jednak poważne nieporozumienie, które należy koniecznie wyjaśnić ze względu na szacunek należny mistrzowi. Trzeba bowiem z całą mocą stwierdzić, że bez udziału projektanta nie można wykonać witraża, który dałoby się określić jako jego oryginalne dzieło. Nie znaczy to, że realizacja witraża w szkle według kartonu nieżyjącego czy nieobecnego artysty nie jest fizycznie możliwa lub że powinna być zakazana.

wyspianski_bog_ojciec
„Bóg Ojciec – Stań się” , karton witraż (zbiory Muzeum Narodowego w Krakowie)
wyspianski_franciszkanie_bog_ojciec
„Bóg Ojciec – Stań się” – zrealizowany witraż (kościół franciszkanów w Krakowie)

Ponieważ jednak to, co powstanie, będzie zaledwie interpretacją tematu lub, tak jak w muzyce, wariacją na temat, nie będzie to dzieło, które można by podpisać nazwiskiem artysty. Każdy, kto projektuje witraże i potem powierza ich wykonanie określonemu warsztatowi, wie, jak wiele decyzji o doniosłym znaczeniu artystycznym podejmuje się w trakcie realizacji. Wie też, jak często dopiero zestawienie konkretnych rodzajów szkieł umożliwia wybranie tego, które jest w danej sytuacji najlepsze. Karton rysowany na papierze sam  w sobie może być piękny, ale nie wyrazi w całej pełni efektów, które artysta pragnie osiągnąć w szkle. Szkła witrażowe różnią się między sobą nie tylko kolorem, ale stopniem przeźroczystości, strukturą wewnętrzną, fakturą powierzchni itp. Ostateczny efekt osiągany w blasku słońca zależy od cech pojedynczych szybek oraz ich zestawień. Nie da się tego wyczerpująco zaprojektować na papierze. Dopiero obecnie technika projektowania komputerowego umożliwia osiągnięcie lepszych rezultatów w tym zakresie.

To zastrzeżenie dotyczy witraży generalnie, ale w przypadku realizacji kartonów Wyspiańskiego sprawa staje się jeszcze poważniejsza.

Kartony są narysowane szkicowo.  Ani linie dzielące kolory nie są narysowane jednoznacznie, ani, zwłaszcza teraz po ponad 100 latach, nie da się odczytać precyzyjnie  intencji artysty co do kolorów.

Z życiorysu Wyspiańskiego wiadomo, jakim trudnym był partnerem dla wykonawców.

Ostateczny efekt artystyczny powstawał  w pracowni, często w prawdziwych bólach zmagań między artystą a rzemieślnikiem.

Czy zatem można uwierzyć, że współczesny rzemieślnik sam lub we współpracy z konkretnym współczesnym artystą potrafi uzyskać efekt dokładnie taki, jaki powstałby z udziałem Wyspiańskiego?  Stanowczo nie. Przecież nie uznalibyśmy za autentyk obrazu olejnego wykonanego po śmierci artysty na podstawie pozostawionych przez niego szkiców. Przecież falsyfikatem jest nawet doskonała, trudna do rozpoznania kopia autentycznego olejnego obrazu, choć z pewnością bliższa jest zamysłowi malarza niż witraż zrobiony tylko na podstawie kartonu.

Drugim nieporozumieniem jest lokowanie witraża w innym wnętrzu niż to, dla którego został zaprojektowany – o innym przeznaczeniu i w innych warunkach ekspozycji w stosunku do słońca i w stosunku do patrzącego.

Z życiorysu Wyspiańskiego wiadomo, jak ogromnym przeżyciem było dla niego oglądanie szczątków Kazimierza Wielkiego w otwartym w obecności malarza grobie. To te przeżycia stały się kasynopl.net/kasyna-stacjonarne-w-polsce/ inspiracją do projektu witraża. Wiadomo też, że witraż miał być częścią większej tematycznej i kompozycyjnej całości. Nade wszystko jednak miał znajdować się w wielkim, majestatycznym wnętrzu Katedry Wawelskiej.

Ten fakt miał dla artysty doniosłe znaczenie.

Katedra ta to nie był i nie jest tylko obiekt architektoniczny. To miejsce przepojone treścią historyczną, symboliczną,   narodową.

Witraż zaś nie jest ruchomym dziełem sztuki, lecz częścią architektury. Być może udałoby się znaleźć inne godne w sensie znaczeniowym    i dobre pod względem ekspozycyjnym miejsce dla witraży wawelskich, ale z pewnością nie jest to łatwe ani zgodne  z intencją artysty, który prace dla Katedry Wawelskiej traktował jako posłannictwo. Ten ścisły związek witraża z miejscem, dla którego był zaprojektowany, to następny powód, aby dzieła zrealizowanego obecnie według kartonów Wyspiańskiego nie traktować jako autentyku.

wyspianski_kazimierz_wielki
Karton witraża – Kazimierz Wielki

Przejawem braku zrozumienia istoty sztuki witrażowej była argumentacja, którą posługiwali się entuzjaści wykonania w szkle innego wawelskiego witraża „Henryk Pobożny pod Legnicą”, celem umieszczenia go w jednym z zabytkowych kościołów wrocławskich.

Uważali oni, że lokalizację tę uzasadnia związek tej postaci historycznej z tamtym regionem i podnosili wyższość tego miejsca nad innymi.

Ten swoisty ranking, które miejsce jest lepsze, miałby może sens, gdyby istniał jeden, autentyczny witraż pod tym  tytułem. Przecież współczesnych najróżniejszych interpretacji kartonu można zrobić wiele i umieścić je w wielu miejscach. Każda z nich nosić będzie indywidualne cechy, które nada im ten lub inny wykonawca.

Byłoby zresztą ciekawe porównanie witraży wykonanych przez  różne warsztaty według tego samego kartonu. Z pewnością różnice byłyby ogromne.

Na zakończenie polemiki z entuzjastami wykonywania  witraży Wyspiańskiego w szkle należy stwierdzić, że przedstawione uwagi nie są protestem przeciwko podejmowaniu takich prób, ale przeciw nazywaniu tego, co powstanie, witrażem Wyspiańskiego. Kartony rzeczywiście prowokują, jednak śmiałkowie powinni zdawać sobie sprawę, że rzecz może zakończyć się zupełnym fiaskiem.

Może nawet uda się osiągnąć efekt z artystycznego punktu  widzenia dobry lub nawet świetny, zawsze jednak będzie to tylko witraż inspirowany kartonem Wyspiańskiego – nic więcej. Każdy ma prawo do interpretacji, ale nikt nie ma prawa uważać, że robi to dokładnie tak, jak zrobiłby sam mistrz. Zatem jako prezes  Stowarzyszenia Miłośników Witraży apeluję o ostrożność w podejmowaniu takich wyzwań i przede wszystkim o nazywanie rzeczy po imieniu.

Oryginalny artykuł wydrukowano w SPOTKANIA Z ZABYTKAMI nr 5 w roku 2007