Tag: fryburg

Witraże – Józef Mehoffer – we Fryburgu

Misterjum polskiej sztuki zagranicą. Witraże Józefa Mehoffera we Fryburgu szwajcarskim.

Dr TADEUSZ SZYDŁOWSKI, prof. Uniw. Jagiel.

kuryer-literacko-naukowy-1938-11-21

O OSTATNIEJ WYSTAWIE KRAKOWSKIEJ.

Na wystawie p. t.: „Józef Mehoffer i jego uczniowie*, otwartej z końcem października b. r. w Krakowskiem Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych, zwracały ulwagę wchodzącego przedewszystkiem trzy duże kartony witrażowe, umieszczone na wprost wejścia. Były to projekty okien dla kościoła w Turku i dla katedry we Włocławku, należące do najnowszych prac, z tej przez prof. J. Mehoffera z niezrównanym talentem przez całe życie uprawianej dziedziny. Przypomniały się 'widzom inne dzieła analogiczne, które przesuwały się przez nasze wystawy od lat przeszło czterdziestu, a olśniewały bogactwem inwencji i mistrzostwem opracowania.

Niełatwo zdać sobie sprawę z właściwego efektu kartonów witrażowych, wyobrazić je sobie w żywym materjale, w blaskach świateł i barw; dopiero witraż wykonany i osadzony na miejscu przeznaczenia, daje radosne upojenie oczom. W Krakowie mamy na szczęście możność zapoznania się z pięknem witraży Mehofferowskich, jest ich bowiem kilka w Katedrze na Wawelu, w oknach nawy krzyżowej, oraz w kaplicach: Szafrańców i świętokrzyskiej. Dwa okna w tej ostatniej szczególnie są wymowne dzięki pięknemu ujęciu motywów i świetnej orkiestracji barw. Jeśliby jeszcze zaszklono trzecie okno, powstałaby całość harmonijna, arcydzieł sztuki w tej kaplicy nagromadzonych, oraz cennej polichromii, szlachetne dopełnienie.

Witraże, znajdujące się wysoko w oknach nawy krzyżowej d na miejscach nie dość widocznych, nie zwracają na siebie tyle uwagi, jakby się to im słusznie należało. Szkoda niezawodnie dotkliwa, iż reszta okien głównego korpusu katedry nie została wypełniona witrażami, skutkiem czego nie został tam dotychczas osiągnięty efekt artystyczny na szerszą skalę.

ZWYCIĘSTWO MEHOFFERA NA KONKURSIE R. 1894.

Wybitnego talentu Mehoffera do dekoracji monumentalnej nie umiano w Polsce dostatecznie wyzyskać. Możność stworzenia (wspaniałego dekoracyjnego zespołu dała artyście obca i daleka Szwajcar ja. Wiadomo, iż ów niezwykły sukces na arenie światowej odniósł Mehoffer zamłodu, że, mając lat dwadzieściapięć, brał udział w międzynarodowym konkursie na witraż dla kościoła św. Mikołaja we Fryburgu szwajcarskim. Wśród czterdziestu kilku (współzawodników, artystów różnych narodowości, za projekt swój pierwsza, otrzymał nagrodę, w następstwie czego powierzono mu opracowanie kartonów dla wszystkich okien kościoła.

Zadanie olbrzymie, które nie mogło być, oczywiście, rychło wykonane, a także dla zamawiających przedsięwzięcie trudne pod względem finansowym. To też przez długi czas zbierano na ten cel potrzebne fundusze i dopiero przed dwoma laty ukończono zaszklenie całego kościoła. Artysta opracowywał szczegółowo kartony dla witraży w miarę zapotrzebowania; w ten sposób pracą nad witrażami fryburskiemi zajęty był przez lat przeszło trzydzieści. Dzieło, rozpoczęte iw twórczym entuzjazmie młodości, rosło, potężniało i stało się naczelnem, największem dziełem jego żywota.

ZWIEDZENIE FRYBURGA PRZEZ KONGRES HISTORYKÓW SZTUKI W R. 1936.

Bardzo niewielu Polaków zna witraże fryburskie z autopsji. Szerzy się jeno wieść, że na turystów całego świata wywierają one wrażenie imponujące, a głoszą (wśród nich sławę polskiej sztuki. Mogłem to sprawdzić, gdyż udało mi się przed dwoma laty zwiedzić Fryburg z okazji międzynarodowego Kongresu historyków sztuki, który odbywał się w Szwajcar ji, a był Kongresem niejako wędrownym. Gdy bowiem w jego program wchodziło przedewszystkiem zapoznanie uczestników z przeszłością historyczną i artystyczną Szwajcarji, przeto obradowano kolejno w różnych większych miastach, a dużą część czasu poświęcono na oglądanie zabytków architektury i muzeów, oraz na wycieczki do miejscowości, ważnych z punktu widzenia historji sztuki.

Nie mógł być przytem oczywiście pominięty Fryburg, jako miasto przepięknie położone i posiadające dużo staroświeckiego charakteru, dzięki swym pięknym placom z ozdobnemi studniami, oraz charakterystycznym budowlom, zachowanym z czasu średniowiecza i renesansu. Wśród tych ostatnich zajmuje główne miejsce gotycki kościół św. Mikołaja, dawniej kolegjacki, a od r. 1925 katedralny.

Pragnąc zainteresować uczestników Kongresu witrażami Mehoffera w tej katedrze — by ów wkład polskiej sztuki do dziejów artystycznych Szwajcarji nie uszedł ich uwadze — obrałem za temat jednego z mych referatów na Kongresie: malarstwo polskie drugiej połowy KIK wieku, a w szczególności rozkwit malarstwa witrażowego, osiągnięty pod koniec wieku, dzięki twórczości Wyspiańskiego i Mehoffera. O witrażach Mehoffera mówiłem głównie na podstawie znajomości jego witraży krakowskich, oraz kartonów, znanych mi z wystaw, a także opierając się na relacjach świadków obcych i swoich (T. Stryjeńska i Wł. Kozicki).

Przygotowując mych kolegów po fachu na ujrzenie dzieł niezwykłych i godnych ze wszech miar uwagi nawet wobec arcydzieł wieków dawnych, zawsze w pierwszym rzędzie ich interesujących, miałem jednak nieco obawy, a może — jak sią to przecie nieraz zdarza — wielkie oczekiwanie moje i wielkie wyobrażenie o tem, co tam we Fryburgu miało objawić się oczom, dozna zawodu !?

Kongresiści, którzy mieli już za sobą zwiedzenie wielu kościołów l klasztorów, zaników, ratuszów i muzeów — a tego wszystkiego jest jednak w Szwajcarji spora ilość — poddawali sią ogólnemu wrażeniu, jakie daje Fryburg i ociągali nieco z wejściem do katedry, której gotycka architektura nie odznacza sią w swym zewnętrznym wyglądzie niczem szczególnieszem. Lecz każdy, kto wszedł do wnętrza, ulegał jego niezwykłemu czarowi. Źródłem owego czaru były przedziwne mozaiki szkieł barwnych, przyciągające ku oknom katedry zdumione oczy.

Jej wnętrze nie zachwyca strukturą i dość jest w niem pusto. Pilny poszukiwacz zabytkowych skarbów niewiele ich zdoła wyszukać. Prócz starych chrzcielnic i ambony, prócz stall i pięknej, kutej kraty późnośredniowiecznej, oddzielającej prezbiterium, nie dostrzeże wybitniejszych dzieł sztuki, z wyjątkiem znajdującej się w jednej z kaplic grupy figur kamiennych, przedstawiających Złożenie do grobu, które jest jednem z najcenniejszych dzieł szwajcarskiej rzeźby z początku XV w.

WITRAŻE W KAPLICACH NAWY GŁÓWNEJ.

Lecz w każdej z kaplic, otwartych rozległemi arkadami ku nawom, jaśnieje duży witraż, od którego nie podobna odstąpić obojętnie. Górą okien, gdzie łąki bujnych rozetowań utrudniają rozpostarcie szerszych pól witrażowych, oraz w kwaterach najwyżej położonych, wprowadził artysta przeważnie motywy ornamentacyjne, tworząc z nich niezmiernie urozmaicone i efektowne dekoracyjne fryzy. Wielkie zaś pola środkowe wypełnił jużto postaciami świętych (po czterech w każdem oknie), jużto większemi scenami figuralnemi. Postaci świętych ujęte zostały niezmiernie dobitnie — w sposób daleki od wszelkich szablonów — w najdramatyczniejszych momentach żywota, lub w ekstazie nadziemskiej. Występują oni z przynależnemi atrybutami na interesujących tłach, a w powodzi stylizowanych kwiatów, czy roślin. W dolnych kwaterach okiennych widzimy mniejsze obrazki, uzupełniające opowieść scenami z męczeństw i adoracji przez wiernych.

Wpatrując się w szczegóły, odkrywa się coraz to nowe piękności. To jakieś przedziwne fragmenty architektury i pejzażu, to arabeski czarodziejskie. Z niezwykłą pomysłowością splata Mehoffer najróżnorodniejsze motywy: postaci ludzkie, budowle, drzewa i kwiaty, blaski świateł i dymy kadzideł, w nieporównane, kalejdoskopowo mieniące się feerje barwne. Możnaby opisywać bujność motywów każdego pola, lecą słowa nie zdołają wyrazić ich rysunkowej subtelności, ich bogatej i wytwornej harmonji kolorystycznej.

Bodaj jeszcze więcej zainteresowania, aniżeli luźne postaci świętych, budzą wielkie kompozycje figuralne w oknach czterech kaplic. Przedziwnie piękny jest przedewszystkiem i witraż z przedstawieniem „Najśw. Sakramentu“. Widać z lewej uroczą, czystą dzieweczkę, uosabiającą Wiarę, jak adoruje w ekstazie Monstrancję, promieniejącą na tle ołtarza w blasku zapalonych świec. Po prawej stronie Chrystus ukrzyżowany odjął ręce od krzyża i podtrzymywany przez aniołów, pochyla się z miłością ku symbolicznej postaci Kościoła, która podstawia kielich, pod krew płynącą z Jego boku. U dołu obu tych scen świetnie zestawiona grupa radośnie barwnych aniołów, kołysze kadzielnice, buchające kłębami dymu.

W innem oknie Matka Boska z Dzieciątkiem przyjmuje ,Pokłon trzech Króli”. Widnieje nad Nią olbrzymia gwiazda, o wielkich promieniach, drgających łuną wielobarwną. Królów Wschodu, przybranych w szaty kapiące od złota i klejnotów, przywodzi wspaniały anioł z szeroko rozpostartemi skrzydłami.

We wszystkich witrażach utrzymany jest podział na odpowiadające sobie strefy. W dolnej części opisywanego tu okna widzimy Heroda na tronie, przy którym leżą ciałka Niewiniątek. W ramię króla wpija już zęby straszliwy kościotrup Śmierci. Przypatruje się temu szyderczo groźny szatan, pieszczący węża grzechu.

W dalszej kaplicy promienieje blaskiem „Matka Boska Zwycięska”, protektorka sławy wojennej Fryburga. Unosi się nad ziemią w girlandzie aniołów — obok niej archaniol Michał z mieczem ognistym. U dołu klęczy postać kobieca, personifikująca Rzeczpospolitą fryburską. Z prawej, wojownicy wracający ze zwycięskiego boju, ścielą sztandary w hołdzie. Całość drga uniesieniem radosnem. Z dziejami Fryburga i Szwajcarji związany jest także czwarty wielki witraż, wyobrażający bł. Mikołaja de Flue, orędownika jedności szwajcarskiej, dzięki któremu zwaśnione kantony łączą się w zgodzie na związkowym sejmie.

Tchną te opowieści nastrojem pogodnym, naiwnym czarem legend świętych. Płynie od nich jakby melodja łagodna, która wywiera urok niezwyciężony i darzy duszą ciszą kontemplacji.

Analizując artystyczną i techniczną stroną witraży, stwierdza sią przedewszystkiem niezrównane bogactwo malarsko-poetyckiej inwencji artysty, trzymane jednak na wodzy przez jasną budową kompozycyjną. Z jakąż naturalną swobodą, z jaką szczerą prostotą i wdziękiem stylizuje on swe figury; z jak niezwykłem poczuciem malowniczości wplata je między oryginalne i wytworne motywy ornamentacyjne.

W technice składania szkieł i władania linją, oraz barwą, opiera się Mehoffer na najlepszych tradycjach średniowiecznych, a wydobytą z nich naukę umie świetnie zastosować do tworzenia form nowych. Jego dzieła nie są, jak olbrzymia większość witraży XIX wieku, malowanemi obrazami, przeniesionemi na szkło, lecz mozaikami barwnemi, tworzonemi przy doskonałem zrozumieniu materiału i techniki. Są one poczęte i pomyślane ze szkieł barwnych i światła, które ma je przeniknąć, a całość złożona tak, by przy właściwej odległości układała się w wizje jasne i czytelne.

WITRAŻE W PREZBITERJUM.

Zaszklenie witrażami kaplic przynawowych było dokonane w latach 1895—1905, z wyjątkiem witrażu ze św. Mikołajem, osadzonego dopiero w r. 1916. Cały ten zespół stanowi najpiękniejszą epokę witrażowej twórczości Mohoffera. Po wojnie przystąpiono do zaszklenia pięciu wyniosłych okien prezbiterium. W trzech oknach środkowych wyobraził artysta „Trójcę Świętą”, pokonując zwycięsko wielkie trudności w wyrażeniu głębokich tajemnic dogmatu, dzięki bardzo rozważnemu posługiwaniu się symbolizmem, jak to podnoszą z uznaniem uczeni teolodzy (O. Berthier).

Dwa pozostałe okna boczne prezbiterium poświęcone zostały zobrazowaniu „Historji ruchu religijnego“ we Fryburgu, oraz „Historjl politycznej Fryburga”, Przesuwają się przed oczyma liczne zdarzenia, w których bierze udział duża ilość figur działających.

Uwzględniona została w drugiem z wymienionych okien nawet ostatnia wojna światowa. U dołu witrażu alegoryczna figura Historji przędzie kądziel i opowiada dzieje tej wojny, jak na to wskazują daty (1914—1918), umieszczone w głębi. Przerażona postać kobieca, uosabiająca Potomność zasłania twarz ręką.

Dzięki tym witrażom zyskała katedra fryburska — przedtem dość ponura w nastroju — urok niezwykły i pierwszorzędną ozdobę. Jest to rzadki wypadek, że rozległe wnętrze kościelne wypełnione zostało witrażami wyłącznie jednego artysty, dzięki czemu tu jego dekoracja posiada bardzo dobitny i jednolity charakter.

Gdy w niemym zachwycie wypatrywałem się w tę przedziwną całość, obudził się we mnie żal, że nie mamy takiego dzieła u nas przedewszystkiem w Krakowie, w którym Mehoffer żyje i tworzy od lat młodych. Wprawdzie fryburskie jego witraże przynoszą zagranicą chlubę naszej sztuce oraz narodowi, i mogą być świetnym dokumentem propagandowym, to jednak, gdyby któryś z krakowskich kościołów tak był w całości zaszklony, gdyby obok legend świętych czytać można było z jego barwnych okien dzieje Krakowa i Polski, byłoby to dla nas źródłem znacznie większej radości.

A bodaj, że i cudzoziemcy — wprawdzie mniej liczni — więcejby na takie witraże w Krakowie zwracali uwagi. We Fryburgu nie każdy dowiaduje się, że jest to dzieło polskie i rzadko który turysta zdaje sobie ] sprawę ze znaczenia tego zespołu witraży w dziejach polskiej sztuki, z tego, że one i wyrosły na naszym gruncie, i że najściślej i są związane z naszą kulturą duchową i artystyczną.

Gdy oprowadzano po wnętrzu katedry grupą niemieckich historyków sztuki, słyszałem z ust ich przewodnika wyjaśnienie: „eine der interessantesten Leistungen des Jugendstiles” Zbliżywszy się, podkreśliłem, że jest to dzieło polskiego artysty, które przetrwa wszelkie objawy owego „Jugendstilu”.

Dla zwiedzających katedrę urządzono piękny koncert muzyki organowej. Wielu uczestników, wpatrując się w witraże i wsłuchując się w poważne i głębokie dźwięki, trwało długo w milczeniu, w oderwaniu od smutków i trosk pod przemożnem działaniem sztuki.

W przekonaniu o wybitnej wartości witraży Mehoffera utwierdziłem się, poznawszy w krótki czas później witraże głośnego angielskiego prerafaelity, Burne Jones’a, w bazylice Notre-Dame de Fourviere w Lyonie. Doszedłem wówczas do wniosku, że owe lyońskie okna nie dorównują fryburskim pod względem świetności barwnej, oraz opanowania tajemnic i praw techniki witrażowej.